ich, Urząd Bezpieczeństwa miał nadal przykry zwyczaj rozstrzeliwania admirałów, któ- rzy ponieśli klęskę... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Wyglądało na to, że Komitet zdecydował w końcu, że może już
obejść się bez usług niejakiego omasa Edwarda eismana.
Prychnął kolejny raz i podszedł do biurka. Opadł na nieprzyzwoicie wygodny fotel
i wyciągnął nogi. Istniała naturalnie możliwość, iż był zbyt pesymistycznie nastawiony
do życia. W Ludowej Republice było to, ma się rozumieć, zdrowsze podejście od nie-
poprawnego optymizmu, zwłaszcza w ostatnich latach. Być może wyniesienie Esther
McQueen na członka Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego stanowiło oznakę zmian
na lepsze. Z drugiej strony, McQueen była jedynym wojskowym w Komitecie, a oprócz
tego, że była doskonałym dowódcą, cechowała się także niebezpieczną ambicją, nawet
pod rządami Legislatorów. Będąc samotna wśród cywilów nie mających pojęcia o pro-
blemach, z jakimi borykała się flota, i na dodatek mając takie ambicje, najprawdopo-
dobniej przegra jakąś wewnętrzną rozgrywkę o władzę lub też tak ją ona pochłonie, że
76
77
nie będzie miała czasu zająć się sprawami Ludowej Marynarki. Zresztą nawet jeżeli tak
się nie stanie i zdoła wywalczyć poprawę warunków działania marynarki, dojdzie do
tego raczej zbyt późno, by uratować jego skórę. Mimo to nie był w stanie całkowicie po-
zbyć się nadziei, że może jednak...
W końcu mimo swych wad McQueen była oficerem floty od ponad czterdziestu
standardowych lat i także potrafiła wywołać u swych podkomendnych lojalność. Być
może nie zapomniała, że lojalność obowiązuje w obie strony... albo zrozumiała choć,
że potrzebuje silnego zaplecza, a to może zapewnić jej jedynie wzmocniona Ludowa
Marynarka...
Uśmiechnął się i pokiwał głową z politowaniem nad własnymi masochistycznymi
skłonnościami i niepoprawną nadzieją, że Republika jakimś cudem przetrwa, mimo iż
rzÄ…dzÄ… niÄ… szaleÅ„cy. A potem wróciÅ‚ do komputera — to, że dostaÅ‚ samobójcze zadanie,
nie zwalniało go z obowiązków względem podkomendnych i samego siebie, a to ozna-
czało...
Dźwięk interkomu przerwał mu rozmyślania. Wcisnął klawisz uaktywniający połą-
czenie i na ekranie komputera pojawiły się dwie twarze. Czarnowłosej i brązowookiej
kapitan Megan Hathaway, jego szefa sztabu, i komandora Warnera Casleta, oficera ope-
racyjnego. Na widok tego ostatniego eisman z trudem opanował grymas, gdyż obec-
ność Casleta stanowiła kolejny dowód, iż Komitet zdecydował, że może obejść się bez
omasa eismana.
Nie była to wina Casleta, który, prawdę mówiąc, był doskonałym oficerem o wybit-
nym przebiegu służby. W normalnych warunkach eisman byłby zachwycony, mając
go pod swymi rozkazami. Tyle że warunki nie były normalne, a za Casletem od ponad
roku standardowego niełaska ciągnęła się niczym smród za wojskiem. Jeszcze rok temu
był wschodzącą gwiazdą korpusu młodszych oficerów Ludowej Marynarki. Zmieniło
się to radykalnie, gdy poznano wyniki rajdu na teren Konfederacji Silesiańskiej, którym
dowodził admirał Giscard... i kiedy okazało się, że Caslet stracił okręt, próbując urato-
wać frachtowiec z Gwiezdnego Królestwa przed autentycznymi silezjańskimi piratami.
eisman miał okazję zapoznać się z informacjami na temat tejże bandy piratów
i pomimo ewidentnej ingerencji w nie cenzury doskonale rozumiał, dlaczego każdy ofi-
cer godny munduru, który nosił, chciałby uratować przed wpadnięciem w ich łapy zało-
gę każdego frachtowca niezależnie od jego przynależności państwowej. Caslet miał po
prostu pecha, że frachtowiec, który próbował ocalić, okazał się statkiem-pułapką Royal
Manticoran Navy, który w finale nie tylko zniszczył atakujące go jednostki pirackie, ale
i zdobył krążownik Casleta walczący z tymiż piratami.

Tematy