- Droga Ciocia chce ci coś powiedzieć - rzekła.
- Ach! - LuLing natychmiast wstała, wyłączyła telewizor i niecierpliwie zasiadła przy stole kuchennym.
Ruth wygładziła piasek pałeczką. Zamknęła oczy, po chwili otworzyła i zaczęła.
Musicie się wyprowadzić, napisała. Zaraz.
- Wyprowadzić? - wykrzyknęła matka. - Aj-ja! Gdzie wyprowadzić?
Ruth nie zastanawiała się nad tym.
Daleko, zdecydowała w końcu.
- Jak daleko?
Ruth wyobraziła sobie odległość wielką jak ocean. Zatoka, most, długie podróże autobusem, podczas których zasypiała.
San Francisco, napisała wreszcie.
Matka wciąż wyglądała na zmartwioną.
- Która część? Gdzie dobrze?
Ruth zawahała się. Nie znała zbyt dobrze San Francisco, poza Chinatown i paroma innymi miejscami, parkiem Golden Gate, wesołym miasteczkiem w Land's End. I tak wpadła na pomysł, który szybko wprawił w ruch jej rękę. Land's End.
Ruth przypomniała sobie pierwszy dzień, gdy spacerowała po tej plaży. Było pusto, powierzchnia piasku przed nią - gładka, nietknięta ludzką stopą. Uciekła, żeby trafić do tego miejsca. Czuła, jak przenikliwie zimne fale chwytają ją za kostki, jakby chciały wciągnąć ją w wodę. Przypomniała sobie, jak krzyczała z ulgą, gdy wokół niej ryczały fale.
Teraz, trzydzieści pięć lat później, znów była tamtą jedenastoletnią dziewczynką. Wybrała życie. Dlaczego? Idąc brzegiem morza, odnajdywała ukojenie w stałości i przewidywalnym zachowaniu wody. Ilekroć fala się cofała, zmazywała wszystkie znaki pozostawione na brzegu. Ruth przypomniała sobie, jak stojąc na tej plaży po raz pierwszy, pomyślała, że piasek wygląda niby gigantyczna taca do pisania. Czysta, kusząca nieograniczonymi możliwościami. W tamtej chwili swego młodego życia jej serce odżyło nową żarliwą nadzieją. Nie musiała już wymyślać odpowiedzi. Mogła pytać.
I tak jak dawno temu, Ruth pochyliła się i podniosła ułamaną muszelkę. Wydrapała na piasku: NA POMOC. Potem przyglądała się, jak fale zabierają jej błaganie do innego świata.
Po powrocie do mieszkania LuLing Ruth zaczęła wyrzucać nagromadzone przez matkę rzeczy: brudne serwetki i plastikowe torebki, restauracyjne opakowania sosu sojowego i musztardy, jednorazowe pałeczki, zużyte słomki i nieważne kupony, waciki z fiolek z lekami i puste fiolki. Wyciągała z szafek kartony i słoiki z oryginalnymi etykietami. Zepsutym jedzeniem z lodówki i zamrażarki napełniła trzy duże worki na śmieci.
Sprzątając, miała wrażenie, jak gdyby usuwała rupiecie z umysłu matki. Otwierała kolejne szafki. Zobaczyła ręczniki z motywami ostrokrzewu, które LuLing dostała w prezencie bożonarodzeniowym i których nigdy nie używała. Włożyła je do torby z rzeczami przeznaczonymi dla biednych. Znalazła również szorstkie ręczniki i pościel kupioną na wyprzedaży, które pamiętała jeszcze z dzieciństwa. Nowa bielizna pościelowa spoczywała wciąż w ozdobnych pudełkach, w jakie zapakowano jaw sklepie.
Sięgając po stare ręczniki, Ruth zdała sobie sprawę, że tak samo jak matka nie potrafi się ich pozbyć. W te przedmioty wsiąkło jej życie i przeszłość. Miały swoją historię, osobowość, łączyły się ze wspomnieniami. Na przykład ręcznik w fuksje, który teraz trzymała, kiedyś wydawał się jej piękny. Ruth owijała nim mokre włosy, udając królową w turbanie. Pewnego dnia wzięła go na plażę, a potem matka skrzyczała ją za to, że używa “najlepszych rzeczy" zamiast wziąć zielony ręcznik o postrzępionych brzegach. Z powodu swego wychowania Ruth nie potrafiła być taka jak Gideon, który co roku kupował włoską pościel za tysiące dolarów, a zeszłoroczną kolekcję wyrzucał z taką łatwością, jak gdyby był to numer “Przeglądu Architektonicznego" z zeszłego miesiąca. Nie była wprawdzie tak oszczędna jak matka, miała jednak świadomość, że mogłaby żałować jakiejś straty. Ruth weszła do sypialni LuLing. Na komodzie stało chyba dwadzieścia kilka buteleczek wody toaletowej w opakowanych w celofan pudełkach. Matka nazywała ją “śmierdzącą wodą". Ruth starała się kiedyś wytłumaczyć jej, że woda toaletowa to nie to samo, co woda w toalecie. Ale LuLing twierdziła, że ważna jest nazwa rzeczy, i uważała, że prezenty od GaoLing i reszty rodziny miały ją obrazić.
- Cóż, jeżeli ci się to nie podoba - powiedziała kiedyś Ruth - dlaczego zawsze powtarzasz, że chciałaś dostać właśnie coś takiego?