- Sato-sama wezwie cię, kiedy będzie gotów, Verner-san... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- Ale ja tylko chciałem...
- Proszę usiąść - przerwała stanowczo.
MiaÅ‚a go za nic, tak przynajmniej wynikaÅ‚o z jej aroganckiego zachowania. Zamiast wrócić do lepkich czeluÅ›ci fotela, postanowiÅ‚ wybrać coÅ› przyjemniejszego. PrzechodzÄ…c obok biurka, udaÅ‚ siÄ™ do drugiej części tego obszernego pomieszczenia, chociaż wiedziaÅ‚, że stanowiÅ‚o ono terytorium wyższych rangÄ… pracowników. Sekre­tarka nie zareagowaÅ‚a na to niezgodne z zasadami posuniÄ™cie, ale byÅ‚ przekonany, że je zanotowaÅ‚a. I co z tego. Jego skromny bunt przeciw obowiÄ…zujÄ…cej etykiecie wywoÅ‚aÅ‚ w nim sÅ‚abe poczucie, że panuje nad sytuacjÄ….
Ta część pokoju nie byÅ‚a przestronniejsza, ale za to elegantsza i bardziej zatÅ‚oczona. Dwóch Czerwonych Samurajów pilnowaÅ‚o ciężkich drewnianych drzwi do wewnÄ™trznego biura. Dwóch in­nych ludzi siedziaÅ‚o na kanapie przy Å›cianie. Jeden z nich wyglÄ…­daÅ‚, jakby drzemaÅ‚, ale drugi odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ w kierunku Sama, gdy ten wszedÅ‚ na perski dywan zakrywajÄ…cy podÅ‚ogÄ™. Chociaż nie
mógł dojrzeć ich oczu zasłoniętych przez wszczepione chromowe soczewki, był pewien, że obaj go obserwują i oceniają.
Sam wybraÅ‚ sobie krzesÅ‚o. ByÅ‚o wyÅ›cieÅ‚ane tkaninÄ…, wiÄ™c nie musiaÅ‚ już myÅ›leć, że siÄ™ spoci. ChciaÅ‚ także przyjrzeć siÄ™ mężczy­znom, ale uznaÅ‚, że byÅ‚oby niemÄ…drze robić to tak jawnie. OdwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ w kierunku szklanej Å›ciany za biurkiem sekretarki, udajÄ…c zainteresowanie grupÄ… kobiet pracujÄ…cych w Å›rodku. Czasem tylko zerkaÅ‚ na Czerwonych Samurajów przebywajÄ…cych razem z nim w poczekalni.
Samuraje okazali siÄ™ niezbyt interesujÄ…cy. Normalny widok: twardzi, znajÄ…cy siÄ™ na rzeczy faceci, nie tak jak jego wÅ‚asny czer­wony cieÅ„. W walce byliby niebezpieczni, ale nie stanowili zagro­Å¼enia dla takiego dobrego pracownika jak Sam.
Dwaj pozostali byli inni. W klapach marynarek mieli wpiÄ™te znaczki korporacji, których rozszerzajÄ…cy siÄ™ falisty ksztaÅ‚t byÅ‚ mu doskonale znany jako symbol Renraku. Jednak poza tymi oznaka­mi przynależnoÅ›ci nic wiÄ™cej nie wskazywaÅ‚o na to, że sÄ… typowy­mi pracownikami korporacji. Zaraz na poczÄ…tku Sam uÅ›wiadomiÅ‚ sobie, że zna tych mężczyzn. A Å›ciÅ›lej, że o nich sÅ‚yszaÅ‚. W tygo­dniu pomiÄ™dzy przyjazdem Hohiro Sato do Seattle a wezwaniem na tÄ™ rozmowÄ™, Sam poÅ›wiÄ™ciÅ‚ trochÄ™ wolnego czasu na pewne do­chodzenie. LiczyÅ‚ na to, że im wiÄ™cej bÄ™dzie wiedziaÅ‚ o Sato, tym lepiej może wypaść na nie zapowiedzianej audiencji. ZorientowaÅ‚ siÄ™, że Sato zawsze podróżuje w towarzystwie, co byÅ‚o oczywiste, zważywszy na jego pozycjÄ™ w wielonarodowej korporacji. Poza rzeszÄ… sekretarek, ochroniarzy, adiutantów i szoferów, do Å›wity Kansayaku należeli również ludzie, których funkcja i obowiÄ…zki byÅ‚y dość niejasne.
Sam zapamiÄ™taÅ‚ twarz chromookiego mężczyzny z akt, które przeglÄ…daÅ‚. NazywaÅ‚ siÄ™ Kosuke Akabo i oficjalnie byÅ‚ specjalistÄ… od public relation. JeÅ›li rzeczywiÅ›cie siÄ™ tym zajmowaÅ‚, to wizeru­nek korporacji, który ksztaÅ‚towaÅ‚, odbiegaÅ‚ od ogólnie przyjÄ™tych norm. Na jego twarzy malowaÅ‚a siÄ™ hamowana drapieżność, niczym na obliczach Czerwonych Samurajów. Åšwietnie skrojony szary gar­nitur uszyty byÅ‚ z doskonaÅ‚ej tkaniny, zbyt drogiej dla przeciÄ™tnego pracownika. CaÅ‚ość wyglÄ…daÅ‚a bardzo szykownie i elegancko. Na­wet dla takiego dyletanta jak Sam byÅ‚o jasne, że Akabo jest kimÅ› wiÄ™cej niż zwykÅ‚ym urzÄ™dnikiem.
Spokojny, ale czujny, Akabo nie wykonywaÅ‚ żadnych niepotrzeb­nych ruchów, nie wykazywaÅ‚ też napiÄ™cia i gotowoÅ›ci wÅ‚aÅ›ciwej samurajom. SprawiaÅ‚ wrażenie czÅ‚owieka zawsze Å›wiadomego, z której strony nadejdzie niebezpieczeÅ„stwo. I tak pewnie byÅ‚o. Jego wzrok wzmocniono technologiÄ…, być może inne zmysÅ‚y również.
Sam przyjrzaÅ‚ mu siÄ™ ukradkiem w poszukiwaniu innych zna­ków zdradzajÄ…cych tego typu modyfikacje, ale poza chromowymi soczewkami nie zauważyÅ‚ żadnych oczywistych technicznych do­datków. Nie zachwiaÅ‚o w nim to jednak przekonania, że mężczy­zna w szarym garniturze musi mieć cybernetyczne wszczepy. W dodatku nowoczeÅ›niejsze i lepiej ukryte niż u ulicznego samu­raja, który robiÅ‚ wrażenie nie tyle sprawnoÅ›ciÄ… bój owÄ…, co chromo­wymi dodatkami. Akabo byÅ‚ wojownikiem, ochroniarzem swego pana. Sam miaÅ‚ co do tego pewność.
Drugi mężczyzna musiaÅ‚ nazywać siÄ™ Harry Masamba, ponie­waż na liÅ›cie towarzyszy Sato byÅ‚ tylko jeden czarny. W aktach figurowaÅ‚ jako specjalista od organizacji czasu, jednak o jego pro­fesji Å›wiadczyÅ‚o niestosowne zachowanie i kapelusz z zagiÄ™tÄ… w dół poÅ‚owÄ… ronda. ByÅ‚ obwieszony symbolami i zasÅ‚aniaÅ‚ górnÄ… część jego twarzy. Å»aden szanujÄ…cy siÄ™ pracownik nie pozwoliÅ‚by sobie na drzemkÄ™ w biurze szefa. Masamba byÅ‚ magiem. Widocznie jego umiejÄ™tnoÅ›ci oceniano bardzo wysoko, skoro zachowywaÅ‚ siÄ™ z takÄ… swobodÄ… i pewnoÅ›ciÄ… siebie.
Sam rozmyÅ›laÅ‚ nad obecnoÅ›ciÄ… maga. WychowywaÅ‚ siÄ™ wierzÄ…c w sztuczki wszelkiej maÅ›ci szarlatanów wykorzystujÄ…cych ludzkÄ… naiwność i Å‚atwowierność. Jednak w przeciwieÅ„stwie do swojego ojca dorastaÅ‚ w Å›wiecie, który ludzie pokroju Masamby nazywali Szóstym Åšwiatem. Nie byÅ‚o zbyt wiele dowodów na to, że coÅ› ta­kiego jak magia naprawdÄ™ nie istnieje. Sam w każdym razie nie ufaÅ‚ j ej adeptom.

Tematy