Każdy jest innym i nikt sobą samym.


W chwilach tych, gdy spirytus wszelkie żale już wyżarł
I na głosy śpiewamy — jeszczio raz! Jeszczio raz! —
Zdaje się, że w Paryżu nie ma w ogóle Paryżan
I, że Paryż prawdziwy — żyje już tylko w nas.
A o świcie — w ulice. Twarzą w twarz z wielkim Mao,
Który na nas surowo patrzy z płotów i ścian.
Nagle — wiemy na pewno, że coś złego się stało! —
Loi martiale en Pologne! W Polsce wojenny stan!
W tym momencie napięcia — czas przedstawić się przecież:
W trzech paszportach ojczyzna zdjęcia wbiła nam trzy! —
Twarze całkiem typowe, jakie wszędzie znajdziecie:
Kosmopolak, Patriota i Cwaniaczek — to my!
606
Nazwa programu
Czysty traf nas połączył tak, jak tylko potrafi
I co sił w nadsekwański wszystkich trzech wcisnął ił.
Każdy spod innej wierzby, każdy z innej parafii,
Jeśli przyjąć na wiarę, że ktokolwiek go chrzcił.
Dziś chrztu przyszła godzina! Gdy pod Wieszcza pomnikiem
Wodospady Polaków ściąć paryski chce mróz!
Łzy na twarzach rozgrzanych ulatniają się z sykiem
A syk głuszy się krzykiem — para bucha nam z ust!
Gdybyż para ta była jakąś bronią chemiczną —
Cały Paryż tą parą tłum po chwili by struł!
Są Rosjanie i Czesi i Francuzi też krzyczą,
A kto słów nie rozumiał — krzyczał wprost to, co czuł!
Dalej na ambasadę! W rozbudzone ulice
Z Mickiewiczem na wargach brać czerwonych na cel!
Lecz ich strzegą policje, kraty i okiennice,
Które zamknął o świcie przedstawiciel PRL.
Próżno wieszcz się unosi nad tabunem wzburzenia
I poezji pioruny ciska w kamień i szkło!
Mamy wiek dyplomacji (co niczego nie zmienia)
Pospolite ruszenia godzą zaś w status quo!
Więc Cwaniaczek odchodzi wolno w stronę Kościoła.
(Pobyt ciut się przedłuży, trzeba mieszkać i jeść!)
Kosmopolak bezgłośnie po francusku coś woła,
Policjantom Patriota spod krat każe się nieść.
Obroniona placówka Suwerennej Ludowej
W przedświąteczną paryską opatula się mgłę…
Choć dopiero dwunasta, w cieniu flaszki zamszowej
Ambasador się raczy piątym Remy Martin.
1983
607
Nazwa programu
KOSMOPOLAK (PARYŻ II)
Cierpkie wino pogrąża ciernie cierpień w swą czerwień,
Patrzą pilnie Francuzi na Polaków przez szkło,
Czy ich trunek od myśli mrocznych wreszcie oderwie,
Czy zatopi w Utopii i pociągnie na dno.
Z oczu dziewcząt ciekawość połyskuje bezwiednie —
Lśnią źrenice Colette, płonie wzrok Natalie.
One tutaj nie znają wszak pojęcia tragedii,
Kiedy nie ma wyboru, albo każdy jest zły.
Więc się splata w powietrzu nitka polsko-francuska,
Co z polityką mało ma wspólnego, lub nic.
Myślisz — wojna! Coletka za to śliczne ma usta…
Myślisz — walka! Natalka za to ruda, jak rydz…
Kogo gorszy frywolna ta dygresja paryska,
Niech pamięta, że zawsze — w chwilach ciężkich — jak ta
Nie ma to, jak osoba współczująca i bliska,
Która siłę, nadzieję, pewność siebie ci da.
Nie przypadkiem od dni tych w trzy niespełna kwartały,
Gdy ulice miast pełne jeszcze czołgów i dział —
Z braku pieluch — pod siebie noworodki sikały
I wyż demograficzny w Polsce faktem się stał.
Kosmopolak pomyślał, że w ten sposób natura
Sama broni się, kiedy ktoś zadaje jej gwałt.
Wojsko grozi Syberią i transportem za Ural,
A tymczasem dojrzewa nowy życia już kształt.
A Cwaniaczek pomyślał o francuskich papierach,
Które związek z Francuzką umożliwi mu w mig.
Kiedyż o nie się starać, jeśli właśnie nie teraz,
Gdy się za bohatera w oczach jest Natalie?
A Patriota pomyślał, że to dobrze dla Sprawy,
Jeśli związek idei związkiem wzmocni się ciał.
Naród polski tym przecież już od dawna się wsławił,
Że wydawał na świat wojowników na schwał.
Nie wiem, co się zdarzyło jeszcze tego wieczora,
Ale rano — niewieście dusze Kraj zdobył trzy!
Z czego, prócz prostych wniosków, można wysnuć i morał,
Że cierpienie twe — komuś może szczęścia dać łzy…
Po francusku ich co dzień przerażają i straszą
Doniesienia znad Wisły, echa cierpień i walk.
Myśl się myśli — jak bić się, to za Naszą i Waszą!
Pole bitwy jest wszędzie! To jest wojna, nie bal!
608
Nazwa programu
Do patrioty milutka zgłasza się starowinka,
Z przedwojennych snadź jeszcze wywodząca się dam:
— Ja niewiele już mogę, lecz oddaję wam synka,
Zrobi, co mu każecie. Myślę — przyda się wam!
Synek — dwa metry wzrostu, węzły mięśni i buźka
Łagodnego jagnięcia, co wpatruje się w dal,
Swą gotowość potwierdza cichym — dobrze, mamuśka —
Więc już został Mamuśką, chociaż zwał się Pascal.
Miał Mamuśka pomysły spełniające się w czynie,
Wrzącą krew anarchisty i energii miał pud.
Już na wiec komunistów wpuścił raz żywą świnię
W generalskie insygnia przystroiwszy ją wprzód.
Dumną nazwę paryskiej stacji metra “Stalingrad”
Bladym świtem zakleił najważniejszą z nazw — “Gdańsk”.
Sztandar “Solidarności” Londyn, Madryt i Rzym znał,