Każdy jest innym i nikt sobą samym.

A jeśli już zrobiła pani tak, nie trzeba było dzisiaj twierdzić, że nie przypomina
go sobie pani. Wczoraj wieczorem, kiedy podała nam pani herbatę, powiedziałem do
niego odruchowo: „Zdaje się, że nie dostał pan cukru do herbaty”, a on równie odru-
chowo odparł: „Nigdy nie pijam z cukrem”. Na jego usprawiedliwienie mogę powie-
dzieć, że był bardzo przejęty wejściem pana Robertsa. Inaczej zapewne i on nie chciałby
się zdradzić z tym, że panią zna.
— Chyba nie chce mnie pan oskarżyć o morderstwo dlatego jedynie, że zapomnia-
84
85
łam podać cukier jednemu z pasażerów?
— Oczywiście, że nie! Chociaż ludzie, którzy się nie znają, zwykle nie znają także
swoich nawyków, jednak mógł to być zwykły przypadek. Ale było i drugie wydarzenie,
bodaj ciekawsze. Kiedy zapowiedziano samolot i wstaliśmy wszyscy z miejsc w pocze-
kalni, pan Knox zapomniał na stoliku jednej z dwu małych paczuszek, które przyniósł
z sobą, mając je uwiązane do guzika marynarki. Pamiętam, że choć nic mnie to wów-
czas nie obchodziło, pomyślałem przelotnie, że powinien je włożyć do teczki zawie-
rającej tylko trochę papierów. Ale byłem przekonany, że najprawdopodobniej kupił je
tuż przed odjazdem na lotnisku lub może w sklepie z pamiątkami znajdującym się tuż
obok głównego wejścia dworca. Zresztą nie miałem wówczas żadnego powodu, żeby
się nad tym zastanawiać. Ale wstając pan Knox pozostawił jedną z paczuszek na stoli-
ku. Był już przy drzwiach, gdy pani podeszła i oddała mu ją. Jednocześnie niemal po-
dała pani parasolkę pannie Linton, która również była na tyle roztargniona, żeby ją po-
zostawić. Pozornie w tym wydarzeniu także trudno było dopatrzyć się czegoś nadzwy-
czajnego. Ale odruchowo zwróciłem uwagę na drobny, niemal nic nie znaczący szcze-
gół. Wówczas zresztą w ogóle nie zdawałem sobie sprawy z jego ewentualnego znacze-
nia. Podczas kontroli celnej pan Knox, wskazując swoje malutkie paczuszki, powiedział,
że znajdują się w nich zabawki dla dzieci jego przyjaciół w Londynie: malutka żyrafa
i mały nosorożec. Po otwarciu pudełeczka okazało się, że nosorożec rzeczywiście jest
w jednym z nich. Ale w drugim był hipopotam, który zajął miejsce żyrafy. Celnicy ba-
wili się przez chwilę tymi zabawkami i potrząsali nimi, chcąc się upewnić, czy któraś
z nich nie zawiera drogich kamieni. Oczywiście i do tego faktu nie przywiązywałem
wówczas najmniejszego znaczenia, a zarejestrowałem go jedynie dlatego, że mam dłu-
goletni trening w notowaniu rozmaitych niezgodności. Dopiero dziś rano zacząłem się
nad tymi drobiazgami zastanawiać, gdy przypomniałem sobie o nich. Oczywiście, to
także mogło być zupełnie przypadkowe. Ekspedientka mogła zapakować inne zwierząt-
ko, pan Knox mógł zapomnieć, co wybrał, mógł też po prostu przejęzyczyć się w obec-
ności celników…
Ale dziś rano przypomniałem sobie, jak bardzo dokładnie rewidowany był pan
Knox, w którego rękach było jeszcze na kilkanaście minut przed rewizją to pudełecz-
ko, aby przejść do rąk innej osoby, pani właśnie, i znów do niego powrócić. A ponieważ
udało mi się wyeliminować wszystkich pozostałych pasażerów, prócz pani, musiałem
ułożyć następstwo okoliczności tak, aby zgadzały się one nie tylko z moją hipotezą
o pani winie, ale aby pokrywały dokładnie wszelkie tego rodzaju drobne wydarzenia.
W moim równaniu, jeśli była pani winna, wszystko musiało odbyć się w pewien ściśle
określony sposób, dla ściśle określonych przyczyn, które musiały wywołać ściśle okre-
ślone skutki, a z nimi i ściśle określone ślady, świadczące bezspornie o pani winie. Zaraz
opowiem dokładnie, jak przebiegało moje rozumowanie. Wydaje mi się, że nie ma ono
86
87
żadnej luki i że inaczej morderstwo to nie mogło zostać popełnione. Jestem przekonany, że się nie mylę. A jeśli się mylę, będzie pani miała podwójną satysfakcję, gdyż nie tylko
będzie mogła mnie pani oskarżyć o oszczerstwo, ale prokurator w Nairobi będzie mu-
siał rozpocząć przeciw mnie dochodzenie o zabójstwo Richarda Knoxa! Albowiem po
stwierdzeniu, że żadna z pozostałych na pokładzie osób nie mogła tego dokonać, pozo-
stajemy już tylko my dwoje, panno Slope. Proszę więc, aby dała mi pani szansę dokoń-
czenia mojego teoretycznego wywodu. Otóż, jeśli Knox szmuglował diamenty i bry-