Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- Mogłabym wejść tam o własnych siłach.
- Bez wątpienia, ale cena tej samodzielności mogłaby okazać się za wysoka. Proszę wykazać odrobinę troski o swoją obolałą nogę.
Sara odchyliła głowę, by spojrzeć mu w twarz.
- Damy nie mają nóg, mają kończyny. „Noga” to coś nieprzyzwoitego.
- Nieprzyzwoitego? - powtórzył, stawiając ją na szczycie schodów. Z poważną miną uniósł nieco krawędź jej spódnicy i spojrzał na jej kostki. - Nie widzę tu nic nieprzyzwoitego.
- Proszę się hamować, wasza wysokość. - Śmiejąc się, Sara zakryła nogi. - Nie powiedziałam, że kobiece nogi jako takie są nieprzyzwoite, ale że to słowo uważane jest za nieprzyzwoite. To taki angielski absurd.
- Jeden z wielu - odparł, ponownie podając jej rękę. - Proszę jednak nie myśleć, że nie doceniam trudu, z jakim stara się pani mnie wyedukować. Należy dobrze poznać zasady gry, nim zacznie się je łamać.
- Wasza wysokość, jest pan niepoprawny - powiedziała, opierając się na jego ramieniu.
- Ale nigdy nudny.
Lady Sara uśmiechnęła się doń lekko.
- To prawda. Ale być może potrafiłby pan uczynić z nudy cnotę. Wędrowiec zachichotał.
- Czy mogę oddać komplement, mówiąc, że pani osiągnęła rzecz jeszcze trudniejszą, czyniąc przyzwoitość intrygującą?
W idealnej .zgodzie ruszyli na obchód piętra. Znaleźli tu piętnaście dużych i nieźle utrzymanych sypialni. Łazienki i niektóre elementy instalacji kanalizacyjnej wymagały modernizacji, potem jednak mogły stanowić doskonałe lokum dla licznych gości.
Na koniec zostawili sobie długą galerię biegnącą wzdłuż tylnej ściany domu. Był to bardzo atrakcyjny pokój, z kominkami po każdej ze stroni wielkimi oknami, które wychodziły wprost na ogród. Wzdłuż okien umocowane były wygodne, wyściełane miękką tkaniną ławki. Obejrzawszy kilka spośród całej galerii mrocznych portretów, Sara spytała:
- Czy te portrety także należą do wyposażenia domu?
- Nie, mają być wysłane do Kanady. - Przyjrzawszy się uważniej jednemu z nich, Wędrowiec skrzywił usta w kpiącym uśmieszku. - Właściwie przydaliby się jacyś szacowni przodkowie, ale ci wyglądają raczej na nudziarzy. Może zamówię u jakiegoś malarza całkiem nową kolekcję.
Spojrzał na przeciwległą ścianę pokoju i nagle spoważniał. Delikatnie wypuścił rękę Sary i podszedł do okna. Po krótkich zmaganiach otworzył je na całą szerokość i wychylił się na zewnątrz, opierając kolano o ławkę pod spodem. Przed jego oczami rozciągał się angielski krajobraz w całej swej krasie, od pełnego kwiatów ogrodu do za­mglonych wzgórz na horyzoncie. Zareagował na ten widok tak samo intensywnie jak w chwili, gdy po raz pierwszy ujrzał Sulgrave. Na moment zapomniał o swej towarzyszce i zdziwił się nieco, usłyszawszy jej głos u boku:
- Ten dom śpiewa dla pana, prawda? - spytała cicho.
- Myślę, że można określić to i w taki sposób. - Próbował zrozumieć dlaczego, ale nie mógł. Prawdopodobnie nie wytłumaczyłby jej tego nawet wtedy, gdyby znał powody. Powiedział więc tylko: - Jest pani angielską arystokratką, urodzoną, wychowaną i przyzwyczajoną do takiego życia, do bogactwa, piękna, spokoju, szansy na sprawiedliwość. Nie potrafi pani w pełni tego docenić, zrozumieć, co to znaczy.
- Prawdopodobnie nie. - Usiadła ostrożnie, by nie nadwerężyć nogi, na drugim końcu ławki. - Ale pan też uważany jest w swym kraju za bogacza, a Ross twierdzi, że Kafiristan jest na swój sposób równie piękny jak Anglia. Czy dla pana znaczy to coś więcej?
- Nie, może nie więcej, ale inaczej. - Książę odwrócił się od okna i usiadł na ławce tuż obok lady Sary. Była chłodna i opanowana, tylko jej brązowe oczy wydawały się ciepłe i przyjazne. Sara St. James, prawdziwa dama i prawdziwa kobieta. Zostawiła kapelusz do jazdy konnej na dole, a jej włosy nabierały w blasku słońca barwy miodu i złota.
Poczuł dziwny ucisk, gdzieś głęboko we wnętrzu, znów ogarnęło go to ogromne, niepohamowane pragnienie, którego doświadczył na dole. Zastanawiał się, co rozbudza w nim to dziwne pożądanie, bo nie była to ani jej spokojna uroda, ani siła charakteru, choć podziwiał je obie.
Być może była to jej angielskość, jak Sulgrave, jak sama Anglia, Reprezentowała sobą życie, które teraz leżało w jego zasięgu, choć wydawało mu się to tak dziwne i nieprawdopodobne. Nie wiedział, czy pragnie takiego właśnie życia, i nie mógł dowiedzieć się tego dopóty, dopóki nie zakończy swej misji. Na razie jednak nie potrafił oprzeć się urokowi lady Sary.