Każdy jest innym i nikt sobą samym.

..
W dużej sali za długim stołem zajęli miejsca dowódca korpusu gen. Simonds, szef sztabu i dowódcy dywizji podległych korpusowi. Brak jakichkolwiek innych krzeseł
na sali zapowiadał, że nie będzie nawet cienia uprzejmości w stosunku do oficerów niemieckich.
Siedziałem obok dowódcy korpusu.
Weszło 6 oficerów niemieckich. Gen. Erich von Straube, dowódca oddziałów armii między rzekami Ems i Wezerą (które to oddzielne zgrupowanie armii powstało dopiero kilka dni przedtem), w towarzystwie lokalnego dowódcy marynarki wojennej, szefa sztabu i 3 dowódców odcinków wschodniej Fryzji.
Weszli, ustawili się w rzędzie przed stołem, zasalutowali i stali na baczność.
Jacyś inni niż ci brani na gorąco do niewoli, w pyle i kurzu bitwy, z emocjami bitwy niewygasłymi jeszcze na twarzy.
Twarze ściągnięte i surowe, poza maską tą mogło się kryć wszystko i nic.
Gen. Straube zaczął coś mówić.
Gestem zniecierpliwienia przerwał mu gen. Simonds:
„Nie przyszliście tu, by pertraktować z nami - macie tylko wysłuchać warunków
„unconditional surrender” - warunków bezwarunkowego poddania się.”
Punkt po punkcie, twardym, dobitnym głosem zaczął odczytywać te warunki.
Prędko straciłem wątek tego co mówił, bo myśl uleciała daleko w przestrzeń o kilka lat wstecz. Z nieprzezwyciężoną natarczywością nasunął mi się obraz gen.
Kutrzeby z płkiem Pragłowskim przy poddaniu Warszawy w 1939 r.
Czy to nie rewanż za tamtą tragiczną chwilę?
Tymczasem gen. Simonds przeszedł do rozkazów wykonawczych zajęcia terenu przez jednostki korpusu:
„2 dywizja piechoty kanadyjskiej - teren nad Wezerą,
4 dywizja pancerna kanadyjska
- na zachód.
Pierw_sza pol_ska dywizja pancerna (czy mi się tylko zdaje, że gen. Simonds skanduje wolno i wyraźnie i rozmyślnie każde słowo) - - - Wilhelmshaven.”
Ale nie.
Po raz pierwszy przez twarze stojących wciąż na baczność oficerów niemieckich przeszedł jakby skurcz, oczy Niemców, przedtem mnie unikające, zwróciły się na mgnienie oka na mnie, na mój polski mundur.
Chyba nie trzeba im przypominać, że od nas rozpętali tę straszną wojnę i w obliczu reprezentanta jednej z wciąż walczących jednostek polskich - składają dzisiaj broń.
Polska dywizja, walcząca w zachodnich Niemczech, będzie okupowała kawał ziemi na zachodzie Niemiec.
To chyba pierwszy raz w historii naszej tak bogatej w zmagania się z Niemcami.
Podobał mi się zawsze gen. Simonds.
I pod Falaise i w pościgu i w Niemczech.
Podobał mi się, gdy dyktował warunki Niemcom i fason, z jakim to robił.
Podobał mi się, że nie uległ łatwiźnie i nie skierował jednostki kanadyjskiej na ten port niemiecki, bazę marynarki wojennej, co mogło być tak kuszące z punktu widzenia prestiżu kanadyjskiego, lecz dywizję polską - „oddziały zajmą teren ten, jaki ostatnim rozkazem bojowym korpusu miały zdobyć walką”.
Trochę anegdoty, o której dowiedziałem się grubo później.
Generała Straube eskortował od styku z naszą dywizją i przywiózł do Bad Zwischenahn - brygadier Roberts, dowódca 8 brygady piechoty kanadyjskiej, znany
mi z odpraw w korpusie.
Gen. Straube w drodze był bardzo rozmowny, wypytywał o wszystko i o wszystkich.
Ale jak na oficera niemieckiego, chowu militaryzmu pruskiego, przeżył w drodze dwa głębokie wstrząsy:
pierwszy, gdy dowiedział się, że dowódca korpusu kanadyjskiego gen. Simonds ma dopiero 41 lat.
drugi, że brygadier Roberts nie jest oficerem zawodowym, ale w „cywilu” małym fabrykantem.
Buta pruska, jeszcze przed odprawą w Bad Zwischenahn była rzeczywiście narażona na olbrzymie ciosy!
Wróciłem późno do sztabu i zastałem oficerów sztabu w gorączkowej pracy uzgadniania szczegółów przemarszu oddziałów na objęcie terenu od Wilhelmshaven włącznie po Jever i aż do Morza Północnego włącznie z dwiema wyspami Wangerooge i Spikeroog. Do Wilhelmshaven wyznaczyłem 2 pułk pancerny z 8 baonem strzelców -
całość pod dowództwem płka dypl. A. Grudzińskiego, zastępcy dowódcy 10
bryg.kaw.panc. Następnie został mu jeszcze podporządkowany brytyjski baon Royal Marines.
Rano dnia 6 maja na wyznaczonych miejscach czekali z białymi opaskami na ramieniu niemieccy oficerowie_przewodnicy, którzy mieli przeprowadzić
bezpiecznie kolumny przez pola minowe i usunięte barykady. Kolumny czołgów polskich i zmotoryzowanych oddziałów mijały zbierające się w ciszy i grobowym nastroju oddziały niemieckie. Wzdłuż drogi stały opuszczone działa, między nimi szereg 88ż7şmm, które nie będą już strzelały do polskich czołgów spoza silnie umocnionego pasa fortecznego Wilhelmshaven.
U wejścia do miasta oczekiwał płka Grudzińskiego dowódca obszaru warownego kapitan zur See Mulsov, komendant miasta, burmistrz i komendant policji.