zesztywniałymi z zimna palcami wyciągnąć z kieszeni pręt jarzeniowy i zapalić go, uświadomił sobie, że to po prostu wyjątkowo gęsta mgła... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Kiedy wydostali się z płytkiej jamy, zauważył, że jest o kilka stopni cieplej.
Idąc w kierunku szczytu, skorzystał z miecza świetlnego, aby
naciąć martwych gałęzi, z których ułożył spore ognisko. Podpalił
je mieczem świetlnym, porządnie ogrzał ręce, a potem umościł
sobie blisko ognia coś w rodzaju gniazda ze śniegu i liści. Dopiero wtedy usnął ponownie.
Jeszcze kilkakrotnie w ciągu tej nocy budził się z zimna, a raz ze snu wyrwały go odległe krzyki; brzmiało to tak, jakby kogoś poddawano torturom. Za każdym razem zasypiał znowu, zapadając
w dziwne marzenia senne, w których ciemne sylwetki
podpełzały blisko jego śpiącego ciała i szeptały mu coś do ucha w obcym języku, którego nie rozumiał.
Nad ranem obudził się trochę bardziej wypoczęty, jednak chętnie przepracowałby miesiąc w firmie zajmującej się sprzątaniem
odświeżaczy dla Huttów w zamian za namiot i przenośny grzejnik.
Gdy słońce było wystarczająco wysoko, żeby zapewnić odrobinę
ciepła, wyruszyli z Shakerem w dalszą drogę. Słabe uczucie
szczęścia nadal tliło się gdzieś w dali.
Przed południem Benowi skończyły się zapasy, w które zaopatrzył
siÄ™ na Drewwie.
- Nie masz przy sobie przypadkiem jakiegoś prowiantu? - zapytał
Shakera, znając odpowiedź.
Droid odpowiedział niskim trelem w jednoznacznie przeczącej
intonacji.
- A może wiesz coś na temat polowania?
Shaker udzielił mu takiej samej odpowiedzi.
- Nie pytam, czy umiesz polować - tłumaczył mu Ben. - Zastanawiałem się tylko, czy masz jakieś informacje o polowaniach...
coś, co mógłbym przeczytać, żeby nauczyć się, jak to
robić.
Tym razem Shaker odpowiedział serią podekscytowanych pisków.
Potem R2 przechylił się do przodu i zakołysał energicznie.
Znajdowali się właśnie na krawędzi dużej, ośnieżonej polany
i Shaker ruszył ochoczo w kierunku otwartej przestrzeni.
Podążając za nim, Ben dostrzegł przyczynę podniecenia robota.
Kawałek dalej, zza następnej kępy drzew w niebo unosiła
się smuga dymu. Ktoś rozpalił ognisko - w dodatku w kierunku,
skąd do Bena docierało uczucie uniesienia.
Jakąś godzinę później przycupnęli na skraju następnej polany,
obserwując obóz. Widzieli namiot, zmontowany z jaskrawoczerwonych koców ratowniczych i żółtej linki, oraz ognisko,
podobnie mizerne jak to, które poprzedniej nocy rozpalił Ben.
W pobliżu stał również olbrzymi plecak, zaimprowizowany z dużego worka, paru durastalowych prętów bez wątpienia ocalonych
z rozbitego YT-2400, i takiej samej żółtej linki.
I był tam mężczyzna.
Zostawiając Shakera z tyłu, Ben podkradł się kawałek, kryjąc za zaspami śniegu. Gdy był na tyle blisko, że mógł zobaczyć
mężczyznę całkiem wyraźnie, poczuł ukłucie rozczarowania.
Faskus z Ziost nie wyglądał na strażnika artefaktu Sithów. Był
bladym mężczyzną o cofniętym podbródku i nastroszonych czarnych wąsach, które tylko podkreślały dysproporcję między podbródkiem a resztą twarzy. Miał na sobie szary, nijaki kombinezon.
Krzątał się ospale po obozowisku, dokładając gałęzi do ogniska i mamrocząc coś do siebie - Ben nie mógł zrozumieć słów.
Kiedy odwrócił się w stronę Bena, aby dorzucić do ognia garść
patyków, chłopiec spostrzegł, że na szyi ma zawieszony amulet
Kalary.
Zamarł. Jeśli Faskus wie, że on tu jest, może zamaskować swoją obecność w Mocy, wyśledzić go i zabić. Ben musiał odzyskać
amulet bez przyciÄ…gania uwagi Faskusa.
To zaś oznaczało, że musi czekać na odpowiednią okazję...
Ale jak długo? Ben był głodny i będzie jeszcze głodniejszy.
Będzie mu też coraz zimniej. Jeśli będzie czekał, osłabnie i zesztywnieje z zimna. A wtedy nie zdoła wypełnić swojej misji
i zamarznie na śmierć.
Doszedł do wniosku, że musi zaatakować Faskusa - i to zaraz.
Nie wolno się nad nim litować. Jeśli mógł ukraść amulet i korzystać z jego mocy, musiał być bezwzględnym przeciwnikiem.
Gdy Faskus ponownie odwrócił się plecami do Bena, cały czas
coś mamrocząc, chłopiec podkradł się jeszcze kawałek w stronę
obozowiska. Obniżenie terenu pozwoliło mu zbliżyć się na odległość dziesięciu metrów do namiotu. Mógł już zrozumieć niektóre
słowa wypowiadane przez Faskusa:
- ...wcale martwić... musi być schronienie... nie tak źle, jak wygląda...
Ben podniósł się, aby zerknąć ponad krawędzią niecki. Faskus

Tematy