Niektóre matki cierpią katusze z powodu nieustannego płaczu niemowląt w pierwszych trzech miesiącach ich życia. Płaczu tego nie można w żaden sposób powstrzymać i rodzice dochodzą zazwyczaj do wniosku, że coś jest nie w porządku ze zdrowiem dziecka, próbują zatem odpowiednio temu zaradzić. Oczywiście, mają rację, coś ze zdrowiem dziecka nie jest w porządku, lecz chodzi tu raczej o skutek niż przyczynę. Klucz do rozwiązania zagadki tkwi w tym, że tzw. płacz "kolkowy" mija, jak ręką odjął, około trzeciego lub czwartego miesiąca Życia, dokładnie w tym momencie, w którym dziecko staje się zdolne do identyfikowania swojej matki jako osoby znanej. Porównanie zachowania się matek, których dzieci płaczą, z tymi, których dzieci są spokojniejsze, daje nam odpowiedź. Pierwsze wykazują niepewność, nerwowość i niepokój w postępowaniu ze swym potomstwem, drugie są rozważne, spokojne i pogodne. Istota rzeczy tkwi w tym, że nawet w tak wczesnym wieku niemowlę z dużą ostrością wyczuwa różnice pomiędzy "pewnością", "bezpieczeństwem" -z jednej strony, a "niepewnością" i "trwogą"- z drugiej. Zdenerwowana matka nie potrafi uniknąć przekazania swojego podniecenia nowo narodzonemu dziecku, ono zaś -ze swej strony -przekazuje matce w odpowiedni sposób potrzebę ochrony przed przyczyną podniecenia. Zwiększa to jeszcze zmartwienie matki, powodując w rezultacie wzmożenie płaczu dziecka. Nieszczęsne niemowlę rozchoruje się najprawdopodobniej z płaczu, a fizyczne bóle spotęgują jeszcze i tak już wielką niedolę. Do przełamania tego błędnego koła wystarcza całkowicie, aby matka pogodziła się z istniejącą sytuacją i przede wszystkim sama się uspokoiła. Nawet jeśli nie okaże się do tego zdolna (a jest prawie niemożliwością oszukać dziecko pod tym względem), w trzecim lub czwartym miesiącu problem znika samoistnie, ponieważ, jak już powiedziałem, w okresie tym u dziecka następuje imprinting w stosunku do matki i instynktowne reagowanie na nią jako na "obrońcę". Matka nie stanowi już dla dziecka bezpostaciowego szeregu niepokojących bodźców, lecz znajomą twarz. Jeśli jednak matka nadal przekazuje niepokojące bodźce, to nie są one już tak straszne, ponieważ pochodzą ze znanego źródła, o przyjaznej tożsamości. Narastająca więź dziecka z matką uspokaja ją, redukując automatycznie troski. Kolka znika.
Pomijałem dotąd kwestię uśmiechu, ponieważ stanowi on jeszcze bardziej wyspecjalizowaną reakcję niż śmiech. Podobnie jak śmiech jest wtórną formą płaczu, tak uśmiech jest wtórną formą śmiechu. Na pierwszy rzut oka wydawać się nawet może, że stanowi on tylko mniej intensywną formę śmiechu. Nie jest to jednak takie proste. To prawda, że śmiech w jego najłagodniejszej formie trudno odróżnić od uśmiechu i niewątpliwie stąd właśnie bierze on swój początek, lecz oczywiste jest także i to, że w toku ewolucji uśmiech się "wyemancypował" i obecnie traktować go trzeba jako odrębną jakość. Intensywny uśmiech, uśmiech od ucha do ucha, promienny uśmiech -pełnią zupełnie inną funkcję niż serdeczny śmiech. Uśmiech wyodrębnił się jako specyficzny, gatunkowy sygnał pozdrowienia. Jeśli pozdrawiając kogoś uśmiechamy się doń, to wiadomo, że jesteśmy nastawieni przyjaźnie; jeśli jednak witamy kogoś śmiechem, to osoba ta może mieć uzasadnione wątpliwości co do naszych przyjaznych względem niej uczuć.