— Jak sądzisz, dlaczego?
— Biorąc pod uwagę, że wszystko funkcjonuje: sensory i interface są w stu procen-
tach sprawne, to musi to być sprawka oprogramowania. Sprawdzamy je teraz, ale gdy-
bym mógł się założyć, postawiłbym pięć dolarów, że zbiesił się któryś z pierwotnych pli-
ków wykonawczych, bo tylko to może zawalić cały system. Tylko jeżeli tak jest, to nie
rozumiem, dlaczego nie wykrył tego żaden autotest w centrali uszkodzeń.
— A gdzie ładowane są programy autotestujące? — spytała Ginger.
— Oh... — Jansen uśmiechnął się zażenowany. — Zapominam, że to cywilne rozwią-
zania. Tutaj, prawda?
201
— Prawda. I dlatego przyjmuję twój zakład. Bo ja uważam, że winne są albo progra-
my połączeniowe, albo mimo wszystko sprzęt. Jeśli poszło łącze albo interface nie przyj-
muje poleceń, to system nigdy nie dostał polecenia podania stanu do kontroli uszko-
dzeń i...
— ...i system monitorowania nie został uruchomiony, a zapasowe łącza nic nam nie
dadzą, bo nimi dane są przesyłane tylko w jedną stronę: stąd do centrali — dokończył
Jansen. — Racja...
— Dlatego teraz mi lepiej płacą — skomentowała Ginger i poklepała go po ramie-
niu.
Jansen wrócił do pracy i zaraz podskoczył, słysząc zgrzytliwy dźwięk towarzyszący
pocieraniu metalu o metal. Ginger obróciła się na pięcie — jeden z techników siedział
na pokładzie, krzywiąc się z bólu, i lewą ręką przyciskał do piersi prawą. Zawartość jego
skrzynki narzędziowej leżała rozsypana wokół na pokładzie, ale nie to spowodowało, że
w oczach Ginger zapłonął niebezpieczny błysk.
Obok stał bowiem Randy Steilman i przyglądał się rannemu, potrząsając głową ze
złośliwym uśmieszkiem. Zaczął się cofać, gdy Ginger dopadła go w dwóch długich kro-
kach.
— Zatrzymaj się, Steilman! — jej głos przypominał trzask bicza.
Steilman stanął, po czym odwrócił się powoli. Z całego jego zachowania wręcz biło
lekceważenie — podobnie lekceważące było spojrzenie, którym ją obrzucił.
— Słucham, bosmanmacie? — spytał ze starannie wypracowaną niewinnością.
Ginger go zignorowała, koncentrując uwagę na rannym — miał dwa zakrwawione
palce i jeden, według jej oceny, złamany.
— Co się stało, Dempsey? — spytała łagodnie.
— Nie wiem — wycedził przez zaciśnięte zęby. — Sięgnąłem po narzędzia i...
Wzruszył bezradnie ramionami. Ginger przeniosła spojrzenie na jego współpracow-
nicę.
— Też nie wiem, pani bosmanmat. Obserwowałam ekran, potrzebowaliśmy klucza
numer trzy, żeby zdjąć osłonę następnego portu, więc Kirk sięgnął po niego i wszystko
spadło. Zanim spojrzałam, było po wypadku.
— Jestem jeszcze potrzebny? — spytał leniwie Steilman.
Ginger spojrzała na niego groźnie, na co odpowiedział bezczelnym uśmiechem.
Ugryzła się w język, pamiętając o rozkazach MacBride, i pochyliła się, by obejrzeć sto-
lik. Wystarczyło jedno spojrzenie — obie nogi z prawej strony złożyły się, a blokująca je
dźwigienka znajdowała się w pozycji „otwarte”.
Wyprostowała się powoli i jej oczy stały się lodowate, gdy ponownie spojrzała na
Steilmana.
— Zobaczymy, czy za parę minut nadal będzie ci tak wesoło — warknęła zimno.
202
— Mnie? Dlaczego zaraz wesoło? Niby dlaczego miałoby mi się zrobić smutno?
— spytał z prowokującym uśmieszkiem.
— Bo obserwowałam, jak Dempsey i Brancusi rozstawiają ten stolik, i widziałam, jak
Dempsey blokował te nogi. Same się nie odblokowały.
— No to co? Może ja mam z tym coś wspólnego? — w tonie i w uśmieszku Steilma-
na pojawiło się coś paskudnego. — Zwariowałaś do reszty!
— Stajesz do raportu, Steilman! — oznajmiła Ginger lodowato.
W jego oczach błysnęło coś naprawdę paskudnego.
— Odwaliło ci, bosmanmat! — warknął rozzłoszczony. — Nie udowodnisz, że w ogó-
le dotknąłem tego zasranego stolika.
— Może udowodnię, może nie — odparła spokojnie Ginger. — Najpierw staniesz do
raportu za lekceważący stosunek do przełożonego.
— Za co? — spytał z niedowierzaniem. — Masz manię wielkości jak każdy, komu
awans się...
— Powiedz to i pójdziesz siedzieć! — warknęła.
Steilman zamarł z otwartą gębą. A potem zacisnął prawą dłoń w pięść i ruszył ku
niej. Ginger obserwowała go uważnie, czekając, kiedy zada cios, bo w chwili, w której to
zrobi, będzie go miała. Co prawda uderzenie podoficera nie było aż taką zbrodnią, jak
uderzenie oficera, ale w tym wypadku wystarczyłoby. Steilman wziął zamach i...