- Wspomnisz mnie pewnego dnia, Urodzony w Słońcu
- tytuł wypowiedział ze wzgardą. - Gdyż Ba–Al pokaże, kto się przyczynił do śmierci jego wiernego sługi. Jeszcze trafisz do jego świątyni. Wiem o tym tak, jak widzi się prawdziwe obrazy przed nadejściem śmierci! - zaśmiał się przeraźliwie, ciągnięty przez żołnierzy.
Cho stał już na nogach patrząc za nim. - Widział cię…, widział cię, w Czerwonej świątyni. Człowiek bliski śmierci czasem mówi prawdę o przyszłości. Może wkroczysz tam jako najeżdżający ją wojownik, a nie więzień?
- Staliśmy się zbyt zadowoleni z siebie przez ostatnie lata
- głos Re Mu przebił się przez głos Cho. - Jeszcze dzień i ci zdrajcy byliby już dla nas nieosiągalni. Może będzie można dowiedzieć się czegoś więcej od Sydyka, skoro nowicjusz jest bardziej bojaźliwy i dopiero niedawno przystąpił do służby u nich.
Zdawał się być pogrążony w myślach i jakby zapominać o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Ray spodziewał się, że zostanie odprawiony teraz, gdy spełnił już swoją rolę, ale to nie nastąpiło. Minuty ciągnęły się długo, w pomieszczeniu panowała zupełna cisza z wyjątkiem cichych zgrzytów, kiedy któryś ze strażników zmieniał czasami pozycję. Na co czekali? Ray wiercił się na ławce, gdyż chciał ściągnąć na siebie uwagę i zostać zwolnionym od bezcelowego tu sterczenia. Wydawało mu się, że nawet w tej sali o białych ścianach cienie czerniły się i pełzały w stronę ich i tronu, jakby nadciągała noc, nie w sposób naturalny lecz jak pogróżka.
Zasłona na drzwiach uchyliła się i wszedł strażnik salutując Władcy i wręczając mu tabliczkę do pisania. Re Mu przeczytał ją i podniósł wzrok.
- Twarz Sydyka nie była znana tym, którym służył. Dziś w nocy zanim został pojmany, zabroniono mu ryzykowania dalszych kontaktów z nimi. Lordzie Ray’u, co on ci powiedział, gdy go wyprowadzano?
- Przewidział, że znajdę, się w świątyni Ba–Al’a.
- W świątyni Ba–Al’a… Ale nie jak się tam znajdziesz? Módl się, do bogów, jakich uznajesz, żeby widział tylko cząstkę prawdy.
Cho wystąpił do przodu. - O, Wielki, ten Sydyk był nieznany swym zwierzchnikom na wschodzie i nie będą go szukać przez pewien czas. Czy jeden z nas nie mógłby zająć jego miejsca by wkroczyć do serca ziemi wroga?
- Ci którzy wysyłają szpiegów będą również przygotowani przeciwko nim. Lepiej może niż my byliśmy. Co o tym myślisz U–Cha? Czy powinniśmy to rozważyć?
- Tak jest zapisane w gwiazdach.
- W takim razie - Cho był niemal bez tchu - pozwól mi zaproponować swoją, osobę do tego zadania!
Re Mu powoli potrząsnął głową. - Nie podejmujmy decyzji pośpiesznie. Zobaczymy, zobaczymy…
- O, Wielki - przemówił starszy z Naacali, zniżył głos do szeptu tak, że nic nie słyszeli. Ray zobaczył, że Władca kiwa głową.
- Lordzie Cho, naszą wolą jest abyś wyszukał na mapach Jałowych Ziem takich portów, które mogłyby być dobrą kryjówką dla zwiadowców z floty.
- Tak O, Wielki!
- A ty Lordzie Ray, pójdziesz z Ah–Kaniem, by spisać wszystko to, co słyszałeś o Sydyku.
Młodszy Naacal odstąpił od tronu i poczekał na Ray’a, by ten do niego dołączył.
Przeszli przez następne drzwi w wyludniony korytarz. Ray pomyślał, że jest to może prywatne przejście Re Mu. Spojrzał badawczo na swego przewodnika i zauważył błysk kryształu w jego dłoni. Nagle wystrzelił z niego oślepiający blask porażający jego oczy.
Rozdział 10
- Sydyk’u z Uighur, ziemi Lady Ma–Lin, synu jej marszałka U–Vel’a. Mając lat piętnaście, wyruszyłeś, by zdobyć wiedzę żeglarską, służąc pod…
Imiona, szereg imion dźwięczących w głowie Ray’a. Głos nie przestawał brzęczeć, podając nowe szczegóły z życia Sydyk’a i choć Ray próbował zamknąć przed nimi swoje uszy, czy umysł, odkrył, że to niemożliwe. Pozostawał w niewoli tego głosu. Nic, co on wnosi do umysłu, nie mogło być wymazane, sprawiając, że był świadomy każdej chwili życia Sydyk’a. Jednakowo, mimo iż nie mógł otworzyć oczu, zdawał sobie sprawę z obecności dłoni na swoim ciele.
- Zostałeś pojmany przez strażników Muriańskich, ale zdołałeś się uwolnić, obarczając brzemieniem zdrady nowicjusza Ru–Gen. Twierdziłeś, że zachęcał cię do ucieczki z Mu, a ty mu odmówiłeś. Załoga Prującej Fali także zostanie wtajemniczona. Zastosujesz się do moich rozkazów. W dwie godziny po opuszczeniu kotwicy za posterunkiem granicznym V–Ma–Chal musisz zdołać dopłynąć sam do brzegu, kieruj się łukiem plaży na północ, aż zobaczysz dwie wysokie, zaostrzone skały. Tam zaczekasz na przybycie małej łodzi. Ten, który nią dowodzi powie: „Wschód rośnie w siłę”, a ty odrzekniesz: „Zachód upada”. Wejdziesz na pokład i zrobisz, co będzie konieczne. - Przez miesiąc…
- Przez miesiąc będziesz oglądał i robił to, co ci nakażą. Wtedy, w jeden z trzech następnych dni, okręt naszej floty udający statek do przewozu owoców z południa, wypłynie z portu Miasta Pięciu Murów. Będzie miał on banderę zarazy, by ludzie trzymali się z daleka od niego. Musisz dotrzeć nań, jeśli zdołasz, przed nadejściem czwartego dnia, rozumiesz?
Choć nie rozumiał, Ray poczuł, że kiwa głową w odpowiedzi.
- Jesteś Sydyk’iem z Uighur.
Ray otworzył oczy. Spoglądał w taflę lustra na człowieka o brązowo–żółtej skórze i czarnych włosach, których grube loki okalały twarz. Była ona, o dziwo, starsza i ordynarniejsza niż jego własna.