Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Stał na parapecie, barczysty, wiatr rozwiewał mu włosy, podniósł rękę, aby pomachać do niej, jakby nieświadomy, że te drobne gesty sprawiają, iż ona z wolna traci głowę. Cecylia spojrzała wtedy w górę i powiedziała:
– Kurczę, ale on jest przystojny.
– Wiem – wymamrotała Rowan.
Pożądała go w takich momentach aż do bólu. Był teraz wyjątkowo pociągający w tym swoim nowym lnianym, trzyczęściowym garniturze („To znaczy ubrany jak lodziarz”, zwykł mówić), którego kupno wymusiła na nim Beatrice. „Kochanie, jesteś teraz dżentelmenem z Południa!”
Seks. Czysty seks, oto czym był. Chodząca pornografia. Choćby na przykład jak zawija rękawy, miętosi papierosa w palcach, wkłada ołówek za ucho dyskutując z jakimś malarzem czy cieślą, stoi z jedną stopą wysuniętą do przodu i chwyta gwałtownie ręką swój chłopięcy podbródek, jakby miał zamiar przesunąć go na czubek głowy.
A potem jeszcze te wspólne kąpiele w basenie, gdy w domu nie było już nikogo (żadnych duchów tym razem) i weekend na Florydzie przy przejmowaniu domu, i widok śpiącego na pomoście Michaela, kiedy miał na sobie tylko zegarek i złoty łańcuszek. Całkowita nagość nie mogła być bardziej podniecająca.
I to, że był tak niesamowicie szczęśliwy! To jedyny człowiek na świecie, który kochał dom na ulicy Pierwszej bardziej niż Mayfairowie. Miał obsesję na jego punkcie. Wykorzystywał każdą okazję, żeby rzucać się do pracy razem ze swoimi robotnikami. I zdejmował rękawiczki coraz częściej, najwyraźniej potrafiąc już „oczyszczać” przedmioty z wizji, gdy naprawdę tego chciał, i trzymał je z dala od cudzych rąk, bezpieczne, jeśli można tak powiedzieć. Miał teraz całą skrzynkę narzędzi, którymi posługiwał się, nie wkładając rękawiczek.
Dzięki Bogu, duchy i duszki zostawiły ich w spokoju. Musiała przestać przejmować się tym otaczającym Michaela haremem.
Lepiej skoncentrować się na grupie osób obok siebie – oto pełna godności Felice i piękna, szczebiotliwa Margaret Ann siedząca na trawie oraz surowa Magdalena, która w milczeniu obserwuje innych. Wygląda niezwykle młodo mimo swego wieku.
Co pewien czas ktoś z nich odwracał się i spoglądał na Rowan, a ona odbierała jakiś błysk ukrywanej wiedzy i być może mgliste pytanie, ale potem to wrażenie blakło. Zawsze jednak odnosiło się do jednej z najstarszych osób – siedemdziesięcioletniej Felice, najmłodszej córki Barclaya; Lily, mającej siedemdziesiąt osiem lat i, jak mówiono, wnuczki Vincenta; albo Petera Mayfaira, dobrze zbudowanego mężczyzny z wilgotnymi błyszczącymi oczyma, najmłodszego syna Garlanda, niewątpliwie ostrożnego i znającego ich wszystkich bardzo dobrze.
Był tam też Randall, starszy być może niż jego wuj Peter, mądry, z workami pod oczyma, siedzący na metalowej ławeczce w odległym kącie, przyglądający się Rowan wytrwale, mimo że od czasu do czasu ktoś mu ją przesłaniał. Wyglądał jakby chciał powiedzieć coś bardzo ważnego, ale nie umiał zacząć.
Chcę wiedzieć. Chcę wiedzieć wszystko.
Pierce spoglądał teraz na Rowan z nie ukrywanym podziwem, całkowicie zawojowany marzeniem o Mayfair Medical, niemal tak jak ona pragnący, by stało się rzeczywistością. Ostatnio odnosił się do niej nieco bałwochwalczo, przez co ich wzajemne relacje straciły trochę ze swobody i ciepła. Dało się to wyczuć, gdy przedstawiał jej kolejnych młodych krewnych, krótko objaśniając ich rodowód i stan posiadania. („Jesteśmy rodziną prawników” albo „Co robi dżentelmen, kiedy nie musi robić niczego?”). Było w Piersie coś bardzo uroczego. Chciała, by powrócił do poprzedniej swobody. Czuło się w nim tyle przyjaźni. Poza tym charakteryzował go absolutny brak egocentryzmu.
Zauważyła z przyjemnością, że po każdej prezentacji uprzejmie przedstawiał tego samego gościa Michaelowi. Wszyscy byli dla Michaela tacy życzliwi. Gifford przygotowała mu szklaneczkę bourbona, Anne Marie usiadła tuż obok i zaczęła jakąś konfidencjonalną pogawędkę. Jej ramię ocierało się o niego.
Daj sobie z tym spokój, Rowan. Nie możesz zamknąć tej pięknej bestii na strychu.
Grupki gości tworzyły się wokół, rozpadały, powstawały na nowo w innej konfiguracji. Wszyscy rozmawiali niemal wyłącznie o domu na Pierwszej. Posuwające się naprzód prace przy renowacji sprawiały im wielką radość, której nawet nie zamierzali ukrywać.
Niewątpliwie to miejsce było dla nich bardzo ważne. Nie mogli patrzeć jak popada w ruinę, jakże nienawidzili Carlotty. Rowan wyczuwała to w ich gratulacjach – wyczytywała między wierszami, wyłapywała, kiedy patrzyła im w oczy. Dom był nareszcie wolny od tego nikczemnego zniewolenia. Zdumiewające, jak wiele wiedzieli o najświeższych zmianach i odkryciach. Znali nawet nowe kolory poszczególnych pokoi, choć ich jeszcze nie obejrzeli.
Jak wspaniale, że Rowan zachowała stare meble w sypialni. Czy wie, że Stella spała raz w łóżku Carlotty? Czy słyszała, że łoże w pokoju Millie należało kiedyś do babki Katherine, a wuj Julien urodził się we frontowej sypialni, w tym samym łóżku, w którym oni teraz sypiają?
Co kuzyni myślą o planach związanych z wielkim szpitalem? Z kilku krótkich rozmów przeprowadzonych poza firmą wynikało, że są życzliwie zainteresowani, zaś nazwa „Mayfair Medical” wprawia ich w zachwyt.

Tematy