Jego twarz wciąż była oświetlona i kiedy Artur rozejrzał się, żeby znaleźć źródło światła, zobaczył, że kilka jardów dalej stał
jakiś niewielki pojazd - domyślił się, że był to mały poduszkowiec. Pojazd rozsiewał wokół siebie lekką poświatę.
Człowiek spojrzał na Artura jak gdyby ze smutkiem. - Wybrałeś zimną noc na odwiedziny na naszej martwej planecie - przemówił.
- Kim... kim jesteś? - wyjąkał Artur.
Człowiek odwrócił wzrok, a na jego twarzy znów pojawiło się coś w rodzaju smutku.
- Moje imię jest nieważne - rzekł.
Wyglądało na to, że jego umysł jest zajęty czymś innym i nie spieszyło mu się najwyraźniej do nawiązywania rozmowy. Artur poczuł się niezręcznie.
- Ja... eee... przestraszyłeś mnie - powiedział w końcu nieprzekonująco.
Człowiek znowu się rozejrzał i lekko uniósł brwi. - Hmmm? - zapytał.
- Powiedziałem, że mnie przestraszyłeś.
- Nie obawiaj się niczego, nie zrobię ci krzywdy. Artur ściągnął brwi.
- Ale strzelałeś do nas! Wysłałeś przeciwko nam rakiety...
Człowiek spojrzał w głąb krateru. Lekki blask z oczu Marvina rzucał bardzo słabe, czerwone cienie na szczątki wieloryba.
Człowiek zachichotał cicho.
- Automatyczny system - stwierdził z lekkim westchnieniem. - Starożytne komputery, które zajmują wnętrze planety, zabijają czas długich, ciemnych milionów lat, a wieki wydają się tysiącleciami ich zakurzonym bankom pamięci. Myślę, że chcą sobie czasem postrzelać dla ożywienia monotonii.
Spojrzał poważnie na Artura i dodał: - Wiesz, jestem wielkim entuzjastą nauki.
- 0... naprawdę? - odezwał się Artur, któremu dziwny i łagodny sposób bycia tego człowieka zaczął
wydawać się niepokojący.
- Tak - potwierdził stary i po prostu znowu przestał się odzywać.
- Aaa... - powiedział Artur - eee...
Miał dziwne uczucie, jak ktoś przyłapany na cudzołóstwie, kto jest zdumiony, gdy mąż kobiety wchodzi do sypialni, zmienia spodnie, rzuca kilka zdawkowych uwag na temat pogody i wychodzi.
- Wydajesz się niespokojny - zauważył stary człowiek z uprzejmym zatroskaniem.
- Nie, skądże... To znaczy, owszem. W gruncie rzeczy, widzisz, nie byliśmy przygotowani, że naprawdę kogoś tu zastaniemy. Wydawało się, że wy wszyscy nie żyjecie czy coś w tym rodzaju...
- Nie żyjemy?- zdziwił się stary człowiek. - Wielkie nieba, nie! Po prostu spaliśmy.
- Spaliście? - powtórzył Artur z niedowierzaniem.
- Tak, chcieliśmy przespać recesję ekonomiczną rzekł stary, któremu było najwyraźniej wszystko jedno, czy Artur zrozumiał choć jedno słowo, czy nie.
Artur znowu musiał go zagadnąć. - Eee, recesję ekonomiczną?
- No cóż, widzisz, pięć milionów lat temu gospodarka Galaktyki załamała się, i widząc, że budowane na zamówienie planety są raczej artykułem luksusowym... - Przerwał i spojrzał na Artura. Wiesz, że budowaliśmy planety, prawda? - zapytał uroczyście.
- No, owszem - odpowiedział Artur. - Domyśliłem się...
- Fascynujący przemysł - rzekł starzec i w jego oczach pojawił się wyraz tęsknoty. - Najbardziej lubiłem rzeźbienie wybrzeży. Mogłem bez końca bawić się szlifowaniem fiordów... Tak czy inaczej -
rzekł, wracając do przerwanego wątku - nadeszła recesja
ekonomiczna i doszliśmy do wniosku, że zaoszczędzimy sobie mnóstwa kłopotów, jeżeli po prostu ją prześpimy. Zaprogramowaliśmy więc nasze komputery, aby zbudziły nas, kiedy recesja się skończy. -
Stłumił lekkie ziewnięcie i mówił dalej: - Komputery zostały podłączone do Galaktycznej Giełdy Papierów Wartościowych, aby obudzić nas wtedy, gdy wszyscy odbudują swoją gospodarkę na tyle, by mogli pozwolić sobie na nasze dosyć drogie usługi...
Artur, który regularnie czytywał "Gwardiana", był tym głęboko wstrząśnięty.
- To dosyć nieuczciwy sposób, nie sądzisz?
- Naprawdę? - spytał tamten łagodnie. - Przykro mi, ale widocznie nie jestem na bieżąco. - Wskazał
wnętrze krateru: - Czy ten robot jest twój?
- Nie - odpowiedział cienki, metaliczny głos z głębi krateru. - Jestem swój.
- Jeśli można to nazwać robotem - mruknął Artur. - To raczej coś w rodzaju elektronicznej maszyny narzekającej.
- Przywołaj go - rzekł stary człowiek.
Artura zaskoczyła nuta stanowczości, która nagle pojawiła się w jego głosie. Zawołał Marvina, który powlókł się w górę stoku, udając, że jest bardzo kulawy, choć oczywiście nie był.
- Zmieniłem zdanie; zostaw go tutaj. Musisz pójść ze mną. Zanosi się na wielkie wydarzenia -
powiedział stary.
Odwrócił się w kierunku swojego pojazdu, który zaczął bezszelestnie przybliżać się do nich, chociaż nie otrzymał żadnego sygnału.
Artur popatrzył na Marvina; który znowu odegrał wielką scenę pełnego wysiłku odwracania się i mozolnego schodzenia z powrotem do krateru, mamrocząc do siebie jakieś cierpkie komentarze.
- Chodź! - zawołał człowiek. - Chodź, jest już późno.
- Późno? - spytał Artur.
- Jak się nazywasz, ludzka istoto? - Dent. Artur Dent - rzekł Artur. ,.
- A więc chodź, zanim będzie za późno, Dentarturdent - powiedział surowo stary człowiek. - To coś w rodzaju groźby, jak widzisz. - W jego oczach znowu pojawił się wyraz zadumy. - Ja osobiście nigdy nie byłem w nich zbyt dobry, ale powiedziano mi, że są bardzo skuteczne.
Artur zamrugał gwałtownie.
- Co za niezwykły człowiek - mruknął do siebie.
- SÅ‚ucham?
- Nic, bardzo przepraszam = rzekł Artur z zakłopotaniem. - Dokąd jedziemy?
- Wsiądź do mojego samochodu - odpowiedział stary, wskazując gestem miejsce w pojeździe, który zatrzymał się cicho obok nich. - Jedziemy głęboko do wnętrza planety, gdzie nasza rasa powraca do życia po trwającym pięć milionów lat śnie. Magrathea budzi się.
Artur zadrżał mimowolnie, zajmując miejsce obok starego człowieka. Obcość tego wszystkiego i lekkie kołysanie pojazdu, który wzbił się w nocne niebo, całkowicie wytrąciły go z równowagi.
Popatrzył na twarz starego człowieka oświetloną nikłym blaskiem małych światełek na tablicy rozdzielczej.
- Przepraszam bardzo - odezwał się. - Jak ty się właściwie nazywasz?
- Jak się nazywam? - powtórzył człowiek i ten sam odległy smutek znów pojawił się na jego twarzy.