Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Służący przyniósł perski dywanik i rozłożył na podłodze obok krzesła. Blaszane, wysokie na około dwie stopy naczynie w kształcie wanienki zostało umieszczone na dywaniku po uprzednim napełnieniu wodą aż po krawędź.
Usłyszał szept Heleny:
- Bądź cierpliwy... Rób wszystko, co on mówi... To potrwa krótką chwilkę...
Wyszła z pokoju kilka minut wcześniej, a teraz wróciła przez drzwi, które znajdowały się tuż za nim. Chociaż nie odwrócił się, żeby na nią popatrzeć, wyczuwał każde poruszenie jej płóciennych spódnic i niezwykły zapach używanych przez nią perfum. Obraz Debory jeszcze bardziej się oddalił.
- Co on będzie robił?
- Powie ci, żebyś patrzył mu w oczy i będzie usiłował wytężyć swe siły, aby dosięgnąć złego ducha w twoim wnętrzu, rozkazując mu, żeby cię opuścił. Jeśli siła, jaką wytęży, będzie wystarczająca, zmusi ducha do odejścia. Opuszczając twe ciało musi rozlać wodę z tego naczynia. Tylko w ten sposób możemy być pewni, że cię opuścił.
- Czy widziałaś, jak to się odbywa?
- Och tak! Wiele razy. - Jej głos zniżył się do szeptu. - Porzuć wszelkie wątpliwości, jeśli potrafisz... ze względu na mnie i na siebie.
Obrócił się, chciał spojrzeć na nią przez ramię. Była tuż za nim. Obdarzyła go ciepłym, porozumiewawczym uśmiechem, który zdawał się mówić: “Ty i ja, Bazyli, ty i ja. Jesteśmy w tym razem.” Jej ręka musnęła lekko jego ramię, kiedy odsuwała się do tyłu, on zaś poczuł rozkoszny dreszcz.
- Jestem gotów - oznajmił Szymon.
Mag podniósł dłoń do czoła i przyglądał się spod niej swemu klientowi. Białka jego oczu było widać wyraźnie. Bazyli tak całkowicie poddał się bacznemu spojrzeniu tego dziwnego starca, że zapomniał o wszystkim, nawet o obecności Heleny za krzesłem.
- Zły duch zwykle wchodzi do ciała ludzkiego przez usta - powiedział Szymon - ale skoro jesteś uczniem, mógł wejść przez oczy. Otwórz je szeroko, szeroko, szeroko, jak najszerzej potrafisz. Wpatruj się w moje oczy. Słuchaj tego, co mówię.
Nastąpiła chwila ciszy, a potem czarnoksiężnik zaczął mówić. Bazyli wytężał uwagę, okazało się jednak, że potoczyste zdania są długie i zawiłe, złożone z napuszonych zwrotów bez sensu i związku ze sobą. To nie miało znaczenia. Znaczenie miał sam głos. Szymon śpiewnie recytował bez końca, to głośniej, to ciszej. Bazyli zdał sobie sprawę, że może się w tym zatracić. Z trudem trzymał oczy otwarte. Z prawdziwym utęsknieniem myślał o śnie. Nic nie widział poza oczami kuglarza. Zrobiły się ogromne, tak wielkie, że wypełniały całą przestrzeń. Wyglądały jak oczy wielkiej sowy, olbrzymiej niczym upierzona góra. Żądały od niego posłuszeństwa i wiedział, że traci całą zdolność oporu.
Pozostało mu tyle woli, że odczuł trwogę. Nie wolno mu się poddać, musi znaleźć wewnętrzną siłę, żeby stawić opór. W ostatnim przebłysku świadomości zrozumiał, że musi przełamać jakimś fizycznym gestem obezwładniające go czary. Ogromnym, bolesnym wysiłkiem zdołał się nieco unieść, a nawet nieco obrócić.
Czary najwyraźniej zostały przełamane. Głos magika ucichł. Bazyli uniósł ciężkie powieki i rozejrzał się wokół siebie.
W tym momencie wanienka z wodą przewróciła się i woda spłynęła na dywanik, a potem szybkimi strumyczkami dotarła do podłogi z ceramicznych płytek. Uniósł instynktownie stopy, żeby ich nie zamoczyć.
Usłyszał, jak Szymon mówi normalnym głosem:
- Wygląda na to, że nam się udało. - Zatarł ręce i zadowolony pokiwał głową. - Nie sądzę, aby jakiś demon, który kiedykolwiek spadł z drzewa przy pełni księżyca, mógł się oprzeć temu końcowemu egzorcyzmowi, jaki zastosowałem. Twój demon, młodzieńcze, tak się śpieszył uciekając, że nie dał nam żadnego powodu, aby wątpić w jego odejście. Woda została wylana do ostatniej kropli. Duch już jest w drodze powrotnej do szopy trędowatych albo rowu ściekowego, gdzie jest jego miejsce.
Wciąż okazując zadowolenie Szymon pouczył służących, by zabrali opróżnione naczynie i nasączony wodą dywanik.
- Nie ma dziś człowieka, który więcej niż ja wie o demonach - oznajmił. - W Samarii od wielu wieków znana jest ich tajemnica, ale przekroczyłem dawne jej granice. Demony wiedzą, jaką mam nad nimi moc.
Kiedy opuścił pokój, Helena podeszła blisko do Bazylego.
- Demon wyszedł - powiedziała. - Mam nadzieję, że jesteś zadowolony.

Tematy