Wiem, że nie muszę wyjaśniać, co to znaczy...
Wdowa Luorni nigdy nie widziała swojego pracodawcy w świetle dnia. Wychodził jedynie dwa razy, zawsze wieczorem, do ogrodu. Nie przygotowywała mu nigdy posiłku i nigdy nie widziała, żeby coś jadł. Miał kuchnię, to prawda, ale nie korzystał z niej, a jeśli nawet, to sprzątał ją sam.
Nie miał żony, rodziny, żadnych przyjaciół. Poczta przychodziła rzadko. Wyjeżdżał z domu na całe dnie. Nigdzie nie pracował, a zawsze miał pieniądze. Mnóstwo pieniędzy. Sprawdzałem w banku, ale niczego nie odkryłem. Krótko mówiąc, Faethor Ferenczy był bardzo dziwnym, bardzo tajemniczym i samotnym człowiekiem. Ale to nie wszystko. Pewnego ranka wdowa Luorni przyszła sprzątać i natknęła się na miejscową policję. Trzej bracia - znany gang włamywaczy, grasujący w okolicach Moreni - szajka, którą policja tropiła latami została ujęta w domu Faethora. Widocznie włamali się do mieszkania we wczesnych godzinach rannych. Myśleli, że dom jest pusty - nieszczęsna pomyłka.
Zgodnie z tym, co później zeznali na posterunku, Faethor właśnie zaciągał całą trójkę do piwnicy. Pamiętasz, w tamtych czasach policja ciągle używała koni w bardziej odległych rejonach. Nigdy złoczyńcy nie cieszyli się tak jak oni, z oddania w ręce prawa. To byli twardzi opryszkowie, ale nie mogli być rywalami dla Ferenczego. Każdy miał złamaną nogę i rękę. Namierzona ofiara stała się oprawcą. Pomyśl o jego sile, Dragosani! Policja była wdzięczna, że przyczynił się do ich ujęcia. Tak powiedziała wdowa Luorni. W końcu bronił swego życia i mienia. Była tam, kiedy zabierano braci, kilka godzin później. Gdy ich zobaczyła, zrozumiała, że jej pracodawca “wyssał” w nich radość życia.
Jak powiedziała, Ferenczy ciągnął ich do piwnicy. Po co? By ich zatrzymać, dopóki nie nadejdzie pomoc? Nie! Żeby ich przechowywać, niczym mięso w spiżarni, dopóki nie będzie ich potrzebował. Wkrótce potem, wdowa przestała tam pracować.
- Tak? - wymamrotał Borys. - Dziwi mnie, że pozwolił jej odejść. Wiedział chyba, że zaczęła coś podejrzewać. Nie bał się, że może o nim zacząć rozpowiadać?
- Chwileczkę - odrzekł Giresci - o czymś zapomniałeś, Dragosani. Pamiętasz sposób w jaki panował nade mną oczami i umysłem - tej nocy podczas bombardowania, tej nocy, podczas której zmarł?
- Hipnoza! - wykrzyknął nekromanta.
Giresci uśmiechnął się ponuro.
- To umiejętność wampirów, jedna z wielu. Po prostu, rozkazał jej, że dopóki żyje ma milczeć. Dopóki żył, wdowa niczego nie pamiętała.
- Rozumiem - powiedział Dragosani.
- Jego siła była tak potężna - kontynuował gospodarz - że doprawdy zapomniała, do chwili, gdy zacząłem ją wypytywać po latach. Wtedy, oczywiście Faethora już nie było wśród żywych.
Opowieść Giresci zaczęła irytować Borysa. To jego poczucie samozadowolenia, bystrości, wysokie mniemanie o swoich zdolnościach detektywistycznych.
- Ale to wszystko to są, oczywiście, przypuszczenia - powiedział. - Nie wiesz tego na pewno.
- Wiem - odpowiedział natychmiast gospodarz - wiem to od wdowy. Nie zrozum mnie źle, nie twierdzę, że się po prostu wygadała. To nie była zwykła pogawędka - wcale nie. Siedziałem, pytałem o niego bezustannie, dopóki nie dokopałem się do wszystkiego. Zmarł i jego moc odeszła.
Dragosani zamyślił się, zmrużył oczy. Nagle poczuł się zagrożony. Poczuł, że jest mu za ciasno. Klaustrofobia? Może. Wzdrygnął się, usiadł prosto, próbował się skoncentrować.
- Ta wdowa nie żyje? - zapytał.
- Tak, umarła wiele lat temu.
- Więc tylko ty i ja wiemy cokolwiek o Faethorze Ferenczy?
Giresci spojrzał przenikliwie na gościa. Głos nekromanty płynął wolno, stał się złowieszczym pomrukiem. Coś było z nim nie w porządku.
- Tak - odpowiedział Giresci marszcząc brwi. - Nie mówiłem nikomu, nie przypominam sobie. Nie było sensu - kto by uwierzył? Dobrze się czujesz, mój przyjacielu? Wszystko w porządku?