Jeśli starzec zamierzał go nastraszyć, nie wziął pod uwagę żarliwej wiary w Szardika, wypełniającej każde serce w ortelgańskiej armii. Starcy prawdopodobnie przypuszczali, że zamierza tylko napaść na jedną czy dwie wioski na równinie, a potem pod osłoną deszczów powrócić za wzgórza z łupem - bronią, bydłem i kobietami.
Ta-Kominion od samego początku miał jednak tylko jeden zamiar: chciał zniszczyć wszystkie siły wroga, niezależnie od ich wielkości, jakie znajdą się pomiędzy nim a Beklą. Wiedział, że jego ziomków nic innego nie zadowoli. Pragnęli walczyć, bo byli przekonani, że nic nie może ich zatrzymać: Sam Szardik pokazał im, co czeka jego wrogów, a dla Szardika było bez różnicy, czy wrogami tymi są wiarołomni Ortelganie, czy patrolująca granice armia beklańska:
Wiadomość o beklańskiej armii, która w zamyśle sprytnego rajcy geltańskiego miała zniechęcić Ta-Kominiona do kontynuowania wojennej wyprawy, napełniła go dziką radością, przywracając mu panowanie nad chorym ciałem i pogrążonym w gorączce umysłem.
Skłoniwszy się starcom, wyszedł z chaty i zaczął się przechadzać powolnym krokiem tam i z powrotem, nie zwracając uwagi na stosy śmierdzących odpadków i na dzieci z pokrytymi strupami ustami i zaropiałymi oczami, które żebrały wśród jego żołnierzy. Ani przez chwilę nie zastanawiał się z od walk czy zrezygnować. Pan Szardik i on sam podjęli już decyzję. Do niego, jako generała Szardika, należało tylko określenie czasu i miejsca bitwy. Ale nawet to nie zaprzątało mu długo głowy, bo wszystkie wnioski prowadziły do jednego: powinni maszerować prosto na Beklę i pokonać wroga, gdziekolwiek go spotkają, na otwartej równinie: W Gelcie nie było nic do jedzenia, a wydarzenia tego popołudnia wykazały już, że trudno mu będzie utrzymać kontrolę nad ludźmi: Deszcze mogą nadejść lada godzina, a pomimo kordonu straży wieść o zdobyciu Geltu na pewno szybko się rozejdzie. Ale najbardziej - bo czuł to w całym ciele - przynaglała go do decydującej bitwy świadomość, że wkrótce może utracić zdolność do dowodzenia armią. Po zwycięstwie jego choroba przestanie się liczyć, natomiast gdyby załamał się przed bitwą, przesądni Ortelganie mogliby stracić zapał. Zresztą i tak musi sam dowodzić podczas bitwy. Któż jak nie on ma zostać panem Bekli?
Gdzie teraz jest beklańska armia i kiedy mogą się z nią spotkać? Starcy mówili, że równinę dzieli od Geltu dzień marszu, a był pewien, iż wróg wyruszy ku nim, gdy tylko dowie się o Ich wyprawie. Będzie równie skory do walki, co i on. Biorąc to wszystko pod uwagę, trzeba się spodziewać bitwy na równinie nie później niż pojutrze. I na tym jego planowanie się kończy. Reszta należy do Szardika, któremu oddaje w ofierze całe swe męstwo i bitewny zapał. To Szardik musi opóźnić deszcze i spowodować, by ich drogi - Beklan i Ortelgan - skrzyżowały się na równinie.
Gdzie jest teraz Szardik i czego - jeśli w ogóle udało się dokonać Kelderekowi? Kelderek to tchórz, ale niech sobie nim będzie, jeśli tylko zdoła jakoś nakłonić niedźwiedzia, by powrócił do armii przed bitwą. Ale jaka rola przypadnie Kelderekowi, kiedy zwyciężą - bo przecież muszą zwyciężyć - kiedy przyjdzie im w końcu zagarnąć samą Beklę? I co wówczas począć z Tugindą, tą bezużyteczną, zawadzającą teraz kobietą, którą odesłał pod strażą na Quiso? Nie może sobie pozwolić, żeby ktokolwiek nie uznał jego najwyższej władzy. Może pozbyć się tych dwojga i dokonać jakichś zmian w kulcie Szardika? Później będzie czas, żeby się nad tym zastanowić. Teraz liczy się tylko czekająca ich bitwa.
Nagle zrobiło mu się słabo i przysiadł na szczątkach jakiejś spalonej chaty, aby nabrać sił. Jeśli po bitwie będzie nadal czuł się tak źle, pośle po Tugindę i zaproponuje jej przywrócenie wszystkich przywilejów w zamian za uleczenie. Do tego czasu musi wspierać swoją władzę na Keldereku. Byle tylko ten prostaczek zrobił wreszcie to, co do niego należy, i sprowadził Szardika: