Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- Dziękuję ci, gołąbeczku.
Wstał z łoża powiewając nocną koszulą i wyszedł z komnaty.
Popędził w stronę wielkiej biblioteki Zakonu, ku bliżej nieokreślonemu meblowi. Zaczął gmerać w je­dnej z szuflad. Po chwili wstał, trzymając w dło­niach kopertę z wypisanym napisem ,,Weleand".
Otwierając ją zauważył, iż zawiera pasmo siwych włosów złączonych kroplą czerwonego wosku.
Wyjął je i przeniósł na stojący w rogu czarny stół. Tam położył je obok żółtej, kryształowej kuli. Usiadł i spojrzał przed siebie. Poruszając ustami, dotknął palcami białych kosmyków.
Po chwili kryształ pokrył się mgłą. Jakiś czas się to utrzymywało. Rawk zaczął powtarzać imię „We­leand". W końcu kuła rozjaśniła się. Z wnętrza przyglądał mu się łysiejący mężczyzna o żylastej twarzy. Zdawało się, że brakuje mu tchu.
- Tak? - zapytał.
- Jestem Rawk, Archiwista Zakonu - przed­stawił się Rawk. - Przepraszam, że niepokoję cię w trakcie tak żmudnego przedsięwzięcia, ale jest coś, co mógłbyś nam wytłumaczyć.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Żmudnego przedsięwzięcia - zdziwił się. - To tylko maleńkie zaklęcie...
- Nie musisz być taki skromny.
- ... interesujące głównie tych, którzy prak­tykują czary zwierzęce. Oczywiście, jestem dumny z efektów, jakie wywiera na świerzb.
- Świerzb?
- Świerzb.
- Ja... Czyż nie przebywasz teraz u podnóża Kannais w zmiennej strefie, obok Zamku Wieczno­ści?
- Leczę teraz chore konie w stajni, tu - w Murcave. Czy to jakiś żart?
- Jeśli tak, to my padliśmy jego ofiarą, a nie ty. Czy wiesz coś o człowieku imieniem Dilvish, dosia­dającym metalowego rumaka?
- Znam tylko jego dobre imię - odparł Weleand. - Mówi się, że odegrał istotną rolę w jednej z granicznych wojen pod Portaroy, o ile dobrze pamiętam. Nigdy go nie spotkałem.
- I nie rozmawiałeś ostatnio z przedstawicielem Zakonu o imieniu Meliash?
Mężczyzna zaprzeczył głową.
- Wiem, kto to taki, ale i jego nigdy nie widziałem.
- Ach, zatem nas oszukano. Nie wiem, kto to zrobił. Dzięki, że poświęciłeś mi swój czas. Prze­praszam za kłopot.
- Zaczekaj! Chcę przynajmniej wiedzieć, o co chodzi.
- Ja też. Ktoś - jakiś człowiek biegły w Sztu­ce - wykorzystał ostatnio twe imię. Daleko na Południu. Nie jest zbyt przychylnie nastawiony do Dilvisha, który także tam przebywa. Nie mogę powiedzieć, abym rozumiał, o co tu chodzi.
Weleand pokiwał głową.
- Najprawdopodobniej są rywalami - stwier­dził - a ten, który wykorzystuje moje imię, nie ma z pewnością uczciwych zamiarów. Daj mi znać, co z tego wyniknie, dobrze? Cieszę się dobrą sławą i nie chcę, by cokolwiek ją splamiło.
- Uczynię to z pewnością. Powodzenia ze świe­rzbem.
- Dzięki.
Kryształ pociemniał znowu, ale Rawk wciąż wpatrywał się w jego głębiny, próbując uporząd­kować swe myśli. W końcu wstał i wrócił do łóżka.
 
* * *
Wspominając minione czasy i marząc o jasnym świecie na zewnątrz, Semirama obserwowała Krai­nę Przemian. Nadchodził czas kolejnej fali o ogromnej siłę niszczenia - która się miała przez nią przetoczyć. Semirama uśmiechnęła się. Wszystko odbywało się zgodnie z planem. Gdyby się udało, mogłaby wyrwać się stąd, by podziwiać nowe wcielenie świata. Jakie stroje są teraz w modzie? - zastanowiła się.
W dole ujrzała dwie postaci na koniu wynurzają­ce się z ciemności i rozbryzgujące niemrawe wody zdradliwej sadzawki.
Po co tu jadą? - pomyślała. - Nic się tu nie zmieniło, a zatem muszą wiedzieć, że wszyscy ich poprzednicy przegrali. Skąpstwo i głupota - do­szła do wniosku. Już za jej życia zanikły wszelkie szlachetne odruchy. A jednak...
Koń stanął, tuż przy brzegu. Dwaj żądni mocy poszukiwacze o mało co nie opuścili na zawsze tego świata.
Leniwie pochyliła się do przodu i przesunęła dłonią po oknie, wypowiadając zaklęcie pobudze­nia, kierując je w stronę pary na koniu.
Scena zmieniła się gwałtownie, a Semirama zro­biła kitka dziwacznych min. Po raz kolejny dot­knęła okna i szepnęła kitka słów w melodyjnej tonacji.
Elfia dziewczyna była dość pospolitej urody. Smukła blondynka z Marinty lub Miraty. Ale mężczyzna...
- Selar! - z trudem zaczerpnęła powietrze, dotykając gardła. Szeroko otworzyła oczy. - Se­lar...
Dziewczyna zsiadła z konia. Mężczyzna uczynił to samo.
- Nie!
Semirama podniosła się. Pięści miała mocno zaciśnięte. Obie postacie stały teraz w wodzie, szarpiąc się. I jeszcze coś...
Zmienna fala! Nadchodziła!
Odwróciła się i pobiegła w stronę Komnaty Lochu, ćwierkając po drodze frazy w języku Star­szych. Kiedy weszła do zadymionego pokoju, za­uważyła, że demon Barana, którego poskromiła już wcześniej, czaił się w rogu ogryzając kość.
Rzuciła kilka pojedynczych słów w mabrahoring, a on skulił się. Dotarła do skraju lochu i wydała z siebie trzy wibrujące nuty. Po kilku chwilach powtórzyła je. Z mrocznej powierzchni wyłonił się ciemny, niewyraźny kształt i skręcił się powoli. Wydobył z siebie jedną, dźwięczną nutę. Odpowie­działa złożoną arią, a usłyszała bardzo krótki ton.
Westchnęła, a na jej twarzy zawitał uśmiech. Wymienili jeszcze kilka nut. Po chwili obok niej pojawiła się długa macka, a ona wzięła ją w ramio­na. Stała tak przez moment, nieruchomo, a jej ciało zaświeciło delikatnym blaskiem.
Kiedy z pożegnalnym dźwiękiem wypuściła ją z rąk i odwróciła się, wyglądała na wyższą i silniej­szą, wzrok miała dziki. Gdy zbliżyła się do demona, jej oczy miotały błyskawice. Demon wypuścił kość i przykucnął, kiedy wskazała na niego palcem. Jego krzywe oczy były w ciągłym ruchu.
- Tam - powiedziała, wskazując na galerię, którą właśnie opuściła. - Chodź ze mną!
Wykonał polecenie, ale gdy tylko minęli bramę, zaczął biec susami. Po raz drugi podniosła palec, z którego wystrzelił ogień i otoczył demona. W tej chwili jej niezwykła emanacja osłabła.
Demon stanął i zaszlochał. Skrzywiła palec i pło­mienie zniknęły.
- Rób to, co ci każę - krzyknęła, podchodząc bliżej. - Jasne?
Demon padł przed nią na twarz, chwycił ja delikatnie za prawą kostkę i postawił jej stopę na swojej głowie.
- Doskonale - stwierdziła. - Już na początku należy dokładnie zdefiniować wzajemne zależności.
Postawiła stopę na ziemi.
- Wstawaj. Chcę, abyś towarzyszył mi do same­go okna. Jest tam coś, co musisz zobaczyć.
Wróciła na swój dawny punkt obserwacyjny i spojrzała w dół. Dziewczyna grzęzła teraz na brzegu, a mężczyzna nadal pozostawał w wodzie, przy koniu, zanurzonym po szyję. Dziewczyna zapadła się po pas.