pomocy, nie mogę sobie pozwolić na żadne nieprzyjemne dlań odruchy... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


– DomyÅ›lam siÄ™ – zaczÄ…Å‚ uwodzÄ…co – że nie tÄ™sknota ciÄ™ do mnie sprowadza. A szkoda.
Jesteś diabelnie ładna. Twoja poczciwa głupia mama musiała się zapatrzyć na madonnę
Baldovinettiego albo po prostu na jakiegoÅ› gondoliera. Oni tam miewajÄ… takie smoliste oczy i
takie włosy jak z mosiądzu. Istny Baldovinetti! Czy nikt ci jeszcze tego nie powiedział?
– Nie. I nawet nie wiem, czy to jest komplement, bo nigdy tego obrazu nie widziaÅ‚am.
Lekko dotknął mojej ręki.
– PrzyglÄ…dasz siÄ™ mu, maleÅ„ka, co dzieÅ„ po kilka razy: w lustrze. A już sama osÄ…dź, czy to
komplement, czy nie.
– Stryj jest naprawdÄ™ niebezpiecznym czÅ‚owiekiem – zaÅ›miaÅ‚am siÄ™.
– Znajdujesz, że jeszcze?...
Przyjrzałam się mu. Pomimo siwych włosów, zmarszczek koło oczu i koło ust był
uosobieniem męskości w pełnym rozkwicie. Gdyby nie to, że nigdy nie miałam pociągu do
starszych panów i że się go jednak trochę (między nami mówiąc) boję, kto wie, czy nie
potrafiłabym się poważniej nim zająć. Toż dopiero byłby skandal. Wyobrażam sobie minę
papy!...
– Nie jeszcze, lecz dopiero teraz – powiedziaÅ‚am z umiarkowanÄ… zalotnoÅ›ciÄ….
9
Musiałam go przecież jak najżyczliwiej do siebie usposobić.
Zaśmiał się z niejakim ukontentowaniem i, jaka klasa! Każdy inny dyletant w dziedzinie
uwodzenia pozwoliłby sobie w podobnym momencie na jakiś śmielszy gest. On przeciwnie.
Wstał i, powoli nalewając sobie wino, przez parę chwil był odwrócony do mnie plecami. Co
za kokiet!
– Wyobraź sobie – zaczÄ…Å‚ tonem zwierzeÅ„ – że rzeczywiÅ›cie czujÄ™ siÄ™ diabelnie mÅ‚ody.
Zaczyna mnie to niepokoić nawet. Przecież to już pięćdziesiątka, a człowiek zamiast być
poważnym i czcigodnym dziaduniem, ma wciąż zielono w głowie.
Zaprzeczyłam żywo:
– O, nie. Stryj nigdy nie miaÅ‚ zielono w gÅ‚owie. Stryj jest jednym z najrozumniejszych
ludzi, jakich znam. I właśnie dlatego do stryja przyszłam.
– A to zabawna historia – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. – JesteÅ› chyba pierwszÄ… kobietÄ… na Å›wiecie,
która przyszła szukać u mnie rozumu. Inne najmniej się tym interesują. Ale widzę z tego, że
musiałaś wpaść w jakąś nieprzyjemną historię. Co?...
Usiadł znowu przy mnie i uważnie patrzył mi w oczy.
– No, przyznaj siÄ™ – mówiÅ‚. – Ten twój nudny Renowicki przyÅ‚apaÅ‚ jakiÅ› list do ciebie od...
Tota.
Czułam, że się zarumieniłam z lekka. Skąd on może wiedzieć? By nie dać po sobie
poznać, że mnie zaskoczył, wzruszyłam ramionami.
– Ach, Toto już od dawna zrezygnowaÅ‚ z zabiegów o moje wzglÄ™dy. A tu jednak stryj
zgadł, że zaczęło się od listu. Dowiedziałam się o Jacku strasznych rzeczy. Jestem wprost w
rozpaczy...
– O, aż w rozpaczy? Zdradza ciÄ™?
– Gorzej, stryju, znacznie gorzej: on jest żonaty!
– No, ostatecznie, moja droga – z robionÄ… powagÄ… powiedziaÅ‚ marszczÄ…c brwi – to nie jest
dla mnie aż taką nowiną. Wprawdzie nie byliście łaskawi zaprosić mnie na ślub, ale wiem,
żeście się pobrali.
– Ach, stryju, tu nie chodzi o żarty! Jacek naprawdÄ™ jest żonaty z jakÄ…Å› kobietÄ…!
Kiwnął głową.
– To już pocieszajÄ…ce, że z kobietÄ…...
– Jak to? – nie zrozumiaÅ‚am.
– MogÅ‚oby siÄ™ okazać na przykÅ‚ad, że jest zboczeÅ„cem.
– Ach, stryju, to naprawdÄ™ sprawa poważna. I jeżeli stryj mi nie pomoże... Ja dosÅ‚ownie
nie wiem, co mam począć! Opowiem wszystko po kolei. Więc Jacek przez roztargnienie
zostawił na biurku otwarty list...
Stryj mi przerwał:
– Jeżeli zostawiÅ‚, to znaczy, że nie przywiÄ…zywaÅ‚ doÅ„ wiÄ™kszej wagi.
– Ależ przeciwnie. Ogromnie mu na nim zależaÅ‚o.
– SkÄ…d wiesz, że zależaÅ‚o?
Nie byłam zadowolona z tej indagacji. W gruncie rzeczy nie należało to do sprawy.
– No, bo wróciÅ‚ po ten list i byÅ‚ bardzo zaniepokojony – powiedziaÅ‚am.
– A cóż byÅ‚o w liÅ›cie?
– Rzecz straszna! JakaÅ› kobieta pisaÅ‚a do Jacka jako do swego męża.
Powtórzyłam stryjowi treść listu, jak mogłam najdokładniej. Opowiedziałam następnie o
dalszym zachowaniu się Jacka. Wysłuchał mnie z wielką uwagą, nie odmówił sobie jednak
przyjemności wygłoszenia uwagi.
– No, no, okazuje siÄ™ tedy, że w naszej rodzince nie ja jeden jestem owÄ… parszywÄ… owcÄ….
Nic na to nie odpowiedziałam. Przykro mi było, ze tak niedelikatnie dotknął sprawy, o
której wolałabym nie wspominać.
10
Autorka pamiętnika nie nadmieniła tu, o co jej chodzi. Ponieważ dla znacznej liczby Czytelników rzecz przez to może ulec zaciemnieniu, uważam za swój obowiązek wyjaśnić, że p. Albin
Niementowski na osiem lat przed opisanymi przez jego bratanicę zdarzeniami miał dość przykrą
sprawę sądową. Chodziło o uwiedzenie nieletniej, panny L. Z., której rodzice byli z tego
niezadowoleni. W wyniku rozprawy sądowej p. Albin został skazany na dwa lata więzienia.
(Przypisek T.D.M.)
– I czy jesteÅ› pewna – zapytaÅ‚ stryj – że list ten nie jest zwykÅ‚Ä… mistyfikacjÄ…?
– Najpewniejsza.
– Hm, a może napisaÅ‚ go sam twój kochany małżonek, by sprawdzić, czy nie zaglÄ…dasz do
jego korespondencji?
– Ależ stryju! Czyż Jacek zdobyÅ‚by siÄ™ na tyle przebiegÅ‚oÅ›ci!
– To prawda. Nie wyglÄ…da mi na szczególniej pomysÅ‚owego.
– A zresztÄ… list niewÄ…tpliwie pisany byÅ‚ kobiecym charakterem pisma. Nie. Na pewno jest
autentyczny. Poza tym zachowanie się Jacka utwierdza mnie w przekonaniu, że sprawa jest
całkiem poważna.
– I powiadasz, że on dziÅ› wyjeżdża do Paryża?
– Nie wiem. Tak mi powiedziaÅ‚. Czy ja wiem, dokÄ…d wyjeżdża? Przypadkiem udaÅ‚o mi siÄ™
stwierdzić, że podniósł wszystkie pieniądze z banku.
Stryj Albin gwizdnÄ…Å‚ przeciÄ…gle.
– Wszystkie?... To znaczy ile?
– CoÅ› pięćdziesiÄ…t dwa tysiÄ…ce.
– Psiakrew. MajÄ… ludzie pieniÄ…dze – mimochodem zauważyÅ‚ stryj i dodaÅ‚: – Nie zostawiÅ‚
ani grosza?
– Owszem, coÅ› kilkaset zÅ‚otych. Ale to jest nieważne.
– W porównaniu z tamtÄ… kwotÄ… – oczywiÅ›cie. Powiedzże mi, moja maÅ‚a, czyÅ› już mówiÅ‚a
o tym z rodzicami?
– Ależ niech Bóg broni! Stryj może sobie wyobrazić co ojciec by zrobiÅ‚!
– Tak, ten stary idiota, ma siÄ™ rozumieć, narobiÅ‚by alarmu. PostÄ…piÅ‚aÅ›, kochanie, bardzo

Tematy