- Pilnuj pan własnego nosa! - warknął sir Anthony... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- To sprawa rodzinna.
Kenneth wymownie uniósł brwi.
- O to mi właśnie chodzi. Teoretycznie jestem już prawie członkiem rodziny. - Wobec tego niech pan powie coś sensownego mojej córce. - Sir Anthony machnął ręką w stronę Rebeki. - Jest uparta jak osioł, ale na pewno zdaje sobie pan sprawę, że po tym, jak zostaliście przyłapani w kompromitującej sytuacji, musicie jak najszybciej wziąć ślub.
- Niekoniecznie - stwierdził spokojnie Kenneth. - Konsekwencje zerwanych zaręczyn nie są tak poważne, jak skutki niedobrego małżeństwa.
- Do diabła! - krzyknął rozwścieczony sir Anthony. - Myślałem, że jest pan dżentelmenem, nawet jeśli musiał pan zaczynać w wojsku od zera. Żałuję, że pana zatrudniłem.
- Zapominasz, że Kenneth jest wicehrabią, skończył Harrow i sam mówiłeś, że jest najlepszym sekretarzem, jakiego do tej pory miałeś - zawołała Rebeka, czując, że kręci jej się w głowie.
- Tym bardziej powinien się zachować, jak należy! - krzyknął sir Anthony. - Niech pan nie sądzi, że uda mu się uciec przed odpowiedzialnością. Skompromitował pan moją córkę i, na Boga, ożeni się pan z nią albo pana wychłoszczę.
Rebeka z trudem powstrzymała śmiech, kiedy wyobraziła sobie jak niewielkiej postury ojciec chłoszcze mężczyznę, ważącego dwadzieścia pięć kilo więcej i mającego za sobą lata brutalnej walki. Awantura zmieniała się w farsę.
- Decyzja należy do Rebeki - powiedział spokojnie Kenneth. - Jeżeli ma ochotę trwać przy zaręczynach, z przyjemnością spełnię jej życzenie. Jednakże na pewno nie zaprowadzę jej siłą przed ołtarz. Ani pan, ani ja nie mamy takiego prawa. Nie jestem zresztą nikim specjalnym i dlatego się nie dziwię, że Rebeka woli smażyć się w piekle, niż wyjść za mnie.
Rebeka zamrugała; przykro jej było, że Kenneth to słyszał.
- A mnie ten pomysł coraz bardziej się podoba - stwierdził sir Anthony. - W tym domu jest dość miejsca, żebyście zamieszkali tu razem po ślubie. Bardzo dogodna sytuacja.
- Na litość boską, ojcze, nie zamierzam wychodzić za mąż, abyś mógł zatrzymać swego ulubionego sekretarza! - zawołała Rebeka.
- Nie możemy teraz o tym decydować, kiedy wszyscy są wzburzeni - powiedział pojednawczo Kenneth, nim sir Anthony zdążył się odezwać.
- Może ma pan rację - przyznał sir Anthony, idąc do drzwi. - Niezależnie jednak od tego, jak i kiedy to rozstrzygniemy, istnieje tylko jedno możliwe wyjście. Kenneth, niech pan przygotuje zawiadomienie do gazet.
I sir Anthony wyszedł, trzaskając drzwiami.
Rebeka usiadła na krześle i ukryła twarz w dłoniach. Usłyszała ciche kroki Kennetha i poczuła bijące od niego ciepło, kiedy przy niej uklęknął.
- Dobrze się czujesz? - spytał.
- Nie martw się, bardziej mi do śmiechu niż do płaczu - odparła, podnosząc głowę i uśmiechając się niepewnie. - Akurat teraz ojciec musiał postanowić, że będzie surowym rodzicem. Co za absurdalna sytuacja!
Kenneth wstał i dolał świeżej kawy, najpierw Rebece, a potem sobie. - Sir Anthony niezbyt dobrze to wszystko przyjął - potwierdził. - Czy mnie wyrzuci?
- Nie sądzę. Jego ataki złości nie trwają długo.
- A twoje? - Kenneth nałożył sobie jedzenie z przykrytych naczyń stojących na bufecie i usiadł przy stole. - Naprawdę chcesz się wyprowadzić?
- Wątpię, aby do tego doszło.
- Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Nie chciałbym być przyczyną rozdźwięków między tobą a ojcem.
Rebeka z wdzięcznością napiła się kawy i stwierdziła, że wcale nie czuje się w obecności Kennetha niezręcznie. Jej wcześniejszy niepokój zniknął pod wpływem awantury z ojcem.
- Gdyby tak się zdarzyło, to z naszej winy, a nie z twojej - powiedziała, uważnie mu się przyglądając. - Czy naprawdę myślisz, że decyzja w sprawie małżeństwa należy do mnie?
- Oczywiście. - Kenneth kroił szynkę na zgrabne kawałki. - Dżentelmeni nie zrywają zaręczyn, to podstawowa zasada dobrego wychowania.
Rebeka prychnęła pogardliwie.
- Zaręczyny będą dla ciebie karą za to, że wyciągnąłeś mnie na bal.
- Bywałem już gorzej karany - stwierdził z uśmiechem Kenneth. Intymny wyraz jego oczu napełnił ją uczuciem pulsującego ciepła. Jeśli nie będzie uważał, zmuszę go do tego małżeństwa, pomyślała Rebeka. Była to bardzo nęcąca myśl. Z drugiej strony Rebeka nie chciała utracić przyjaciela, a niechciane przez niego małżeństwo byłoby fatalne dla ich przyjaźni.
- Czy oprócz ogłoszenia zaręczyn musimy coś jeszcze w tej sprawie robić? - spytała lekkim tonem.
- Należałoby przyjąć kilka towarzyskich zaproszeń i to chyba wszystko. Za kilka tygodni wszystko wróci do normy.
On może w to wierzył, ale Rebeka na pewno nie. Wydarzenia poprzedniego wieczoru zmieniły ich wzajemne stosunki. Czuła dziwne pomieszanie intymności i rezerwy, i to samo widziała u Kennetha. Jedynie czas pokaże, jak istotna jest ta zmiana.