Ale zwłaszcza do ciebie - Fate też się uśmiechała.
Przed wyjściem Moon spojrzała po raz ostatni na maskę Królowej Lata.
Wreszcie dotarła do pensjonatu, w którym zostawiła BZ, wpadła przez oszklone drzwi, zadyszana z wyczerpania i ulgi.
- Moon! - BZ stał w wąskim korytarzu, chowając do spodni tył podartej koszuli. Obok stała górująca nad nim gospodyni, zastygła w połowie wzruszenia ramion. BZ minął ją, podbiegł, by chwycić Moon w ramiona, odrywając od podłogi. - Bogowie! Gdzie, u diabła, byłaś? Myślałem...
- Poszłam do maskarki. - Zaśmiała się, gdy zaskoczony postawił ją z powrotem. - Przestań, nie powinieneś...
- Do maskarki? Sama? Dlaczego? - Skrzywił się, niby z naganą, lecz dostrzegła w tym tylko troskę.
- Znałam drogę, a ty potrzebowałeś wypoczynku. - Uśmiechała się tak długo, aż odpowiedział tym samym. - Znalazłam ją. BZ, nie uwierzysz, że... - przerwała, przypomniawszy sobie, że gospodyni nasłuchuje za jego plecami. BZ obejrzał się przez ramię i odchrząknął.
- Dobrze, dobrze, panie inspektorze. - Kobieta żartobliwie uniosła ręce w geście poddania się. - Zrozumiałam aluzję. - Przeszła obok nich, kierując się do drzwi swego mieszkania. - Sprawiła pani, że się martwił. - Mrugnęła otwarcie do Moon. - Proszę robić tak dalej, dziecko, a nie odleci stąd bez ciebie! - Weszła w swe drzwi i zamknęła je za sobą.
BZ spojrzał w sufit, był równie zakłopotany, co Moon. Zaciągnął ją w głąb korytarza.
- Powiedz mi teraz. Znalazłaś ją?
- Tak! Słuchaj, gdy KR Aspundth wszedł w Przekaz, to ona kazała mi wracać.
Minęła chwila, nim zrozumiał.
- Jest sybillÄ…? Tutaj?
Moon przytaknęła, nie spostrzegła w jego głosie tonu niedowierzania.
- Jedyną w całej galaktyce, która...
- Co jej powiedziałaś? - przerwał z nagłą złością.
Tym razem zrozumiała; stara niechęć i świeże rozczarowanie wypełniły mrokiem jego oczy. Cofnęła się, odsunęła od niego.
- Powiedziałam, że chcę znaleźć Sparksa. - I tylko tyle masz prawo wiedzieć.
- Nie o to pytałem. - Stłumił kaszel, wykorzystał przerwę, by powściągnąć zły humor. - Bałem się, że mnie porzuciłaś - mruknął zawstydzony - nie żegnając się nawet.
Wiedziała, że nie jest to całą prawdą, ale przyjęła ją, bo wiedziała też, iż chce, by tak było.
- BZ, nigdy... nie tobie. Nie tobie - obiecała, biorąc go za ręce i pocałowała go z łagodnym smutkiem.
Wypuścił ją niechętnie, nagle zakłopotany nieporządkiem koszuli.
- Czego się dowiedziałaś? Czy go widziała?
- Fate nie wie, jak go złapać. - Moon zauważyła, jak podnosi głowę. - Powiedziała mi jednak o kimś, kto może wiedzieć. Nazywa się Persefona, prowadzi kasyno.
Myślała, że będzie rozczarowany, lecz tylko kiwnął głową.
- Dobrze. Znam to miejsce. To w górnym mieście, jest jednym z większych. Pójdziemy tam zaraz. - Spojrzał na kręte schody, które prowadziły spiralą na piętro, do pokoju, w którym spędzili noc. - Poczekaj tylko... aż wezmę płaszcz.
39
- Hej, ty... cześć, ślicznotko... witamy w piekle, rozrzutniku...
Tor opierała się leniwie o filar, witając bezkształtne tłumy, wlewające się z bezduszną monotonią przez ścianę migoczących luster. Stłumiła ziewnięcie, starając się przy tym nie naruszyć makijażu. Kasyno zostało dopiero co otworzone po kilku godzinach przerwy na odpoczynek i posprzątanie, nie zostanie zamknięte, póki nie skończy się noc masek i nie nadejdzie dzień Zmiany. Wdychała środki pobudzające, aż wreszcie dały jej małego kopa, a oczy pod wymalowanymi w kwiaty powiekami wróciły do czaszki. Jak ktoś mający przystąpić do nie chcianego postu, tłumy podczas Święta były nienasycenie głodne wszystkiego, a Źródło wyciskał je do ostatniej kropli.