Poruszył się! – Żołnierz najwyraźniej ucieszył się, że może sprawić radość swemu panu.
Jego okrzyk jeszcze nie przebrzmiał, gdy drugi żołnierz zawołał.
– O, i ten też!
Aruthą spojrzał na dwóch żołnierzy pochylających się nad padłymi w walce zabójcami.
Nagle wszyscy krzyknęli z przerażenia. Jeden z trupów poruszył się wyraźnie, po czym jego ręka wystrzeliła w górę jak wąż i chwyciła klęczącego przy nim żołnierza za gardło. Trup usiadł, unosząc żołnierza w górę. Echo odbijające się od ścian powtórzyło ohydny, przerażający odgłos rozdzieranego gardła i kruszonego kręgosłupa. Drugi trup skoczył w górę i zatopił zęby w szyi drugiego gwardzisty, rozdzierając ją na strzępy. Aruthą i inni stali w szoku jak wmurowani w ziemię, nie mogąc wydać żadnego dźwięku ze ściśniętych gardeł. Pierwszy nieżywy zabójca cisnął na bok żołnierza krzyczącego w agonii zduszonym głosem i obrócił się ku pozostałym. Wbił mlecznobiałe oczy w Księcia i uśmiechnął się. Z rozdziawionych ust wydobył się głuchy, jakby dochodzący z wielkiej odległości, głos.
– Znowu się spotykamy, Panie Zachodu. Tym razem, gdy nie ma z tobą tego uprzykrzonego kapłana, moi słudzy cię dopadną. O, wstańcie! Wstawajcie moje dzieci! Wstawajcie i zabijajcie!
Wszystkie trupy zaczęły drgać i poruszać się. Przerażeni żołnierze zaczęli wznosić głośne modlitwy do swego boga Tith. Jeden z nich, bystrzejszy i bardziej przytomny niż pozostali, jednym uderzeniem odciął głowę powstającego trupa. Bezgłowe zwłoki zadygotały i padły na ziemię. Po chwili jednak znowu zaczęły dźwigać się na nogi, podczas gdy tocząca się po podłodze głowa wyrzucała z ust bezgłośne przekleństwa. Jak jakieś groteskowe marionetki wprawione w ruch ręką zidiociałego lalkarza, ciała wstawały powoli, dygocząc i kiwając się spazmatycznie na wszystkie strony.
– Chyba jednak powinniśmy byli poczekać, aż świątynie raczą włączyć się do działania – powiedział Jimmy trzęsącym się głosem.
– Bronić Księcia! – krzyknął Gardan i gwardziści rzucili się na ożywione trupy. Jak jacyś rzeźnicy, którzy w napadzie szału dostali się do zagrody z bydłem, gwardziści zaczęli walić i ciąć dookoła jak opętani. Po paru chwilach wszystkie ściany, sufit i ludzie ociekali krwią. Trupy jednak nie przestawały dźwigać się z podłogi.
Uwijający się jak w ukropie żołnierze ślizgali się we krwi i padali na ziemię, gdzie natychmiast chwytały ich w upiorny uścisk zimne, oślizgłe ręce. Niektórym udawało się jeszcze wydobyć z ust przedśmiertny, zdławiony krzyk, gdy martwe palce owijały im się wokół szyi, a zęby wbijały wściekle w odkryte ciało.
Żołnierze księcia Krondoru cięli i rąbali jak nawiedzeni, aż w powietrzu zaczęły fruwać ręce i nogi, które po opadnięciu na posadzkę trzepotały wściekle, jak krwawiące ryby wyrzucone z wody. Arutha poczuł szarpnięcie za nogę. Spojrzał w dół. Odcięta dłoń usiłowała chwycić go za kostkę. Napełniony strachem i obrzydzeniem machnął gwałtownie nogą, odrzucając rękę na drugi koniec pokoju, gdzie uderzyła z głośnym plaśnięciem w ścianę.
– Wynosimy się stąd! Zabarykadować drzwi! – krzyknął Arutha. Żołnierze, kopiąc i siekąc mieczami na wszystkie strony, przedzierali się przez krew i porozdeptywane ochłapy mięsa. Z obrzydzenia krzyczeli głośno przeklinając, na czym świat stoi. Wielu z nich, wypróbowanych w bojach weteranów, znalazło się na granicy paniki. Nic, czego dotychczas doświadczyli w życiu, nie przygotowało ich na horror, z którym spotkali się w tej piwnicy. Za każdym razem, gdy zwalono na ziemię któreś ciało, natychmiast próbowało się ono znowu dźwignąć na nogi. Ilekroć zaś padł któryś z towarzyszy, już się nie podnosił.
Arutha parł do przodu w kierunku najbliższego wyjścia – drzwi prowadzących na górę. Tuż za nim szli Jimmy i Laurie. Arutha zatrzymał się na moment, by ciąć podnoszącego się z podłogi trupa. Jimmy przemknął koło księcia i pierwszy dopadł drzwi. Spojrzał w górę i zaklął szpetnie. Po schodach schodził trup pięknej kobiety w rozdartej, półprzeźroczystej sukni. Na wysokości talii czerwieniła się ogromna plama krwi. Kiedy znalazła się na dole, kobieta spojrzała na Aruthę nie widzącymi, pozbawionymi źrenic oczyma. Wrzasnęła uszczęśliwiona. Jimmy uchylił się przed niezdarnym ciosem i rąbnął barkiem w zakrwawiony brzuch.
– Uwaga na schody! – krzyknął i oboje potoczyli się w dół. Chłopak pierwszy zerwał się na nogi i przemknął z powrotem obok trupa ladacznicy.
Arutha obejrzał się za siebie. Jego ludzie byli ściągani w dół. Gardanowi i garstce innych udało się przedrzeć do drugich drzwi i teraz usiłowali je zamknąć. Ci, którzy zostali nieco w tyle, siekli wokół szaleńczo, próbując przedrzeć się do wyjścia za wszelką cenę, lecz byli powstrzymywani przez wstające bez przerwy zwłoki. Kilku dzielnych gwardzistów zamykało drzwi od środka, nie zważając na to, że wydają tym samym wyrok śmierci na siebie. Podłogę zalało śliskie i zdradliwe morze krwi. Wielu żołnierzy poślizgnęło się i upadło, aby już więcej nie wstać. Poobcinane członki ciał łączyły się ponownie w jedną całość i trupy dźwigały się na nogi. Arutha przypomniał sobie, jak stwór w pałacu zyskiwał wraz z upływem czasu na sile i witalności.
– Zabarykadować drzwi! – krzyknął na całe gardło.
Laurie skoczył ku schodom. Zastąpił mu drogę trup dziwki szczerzący zęby w uśmiechu. Trubadur ciął mieczem i jasnowłosa głowa potoczyła się ze stukotem po schodach, tuż koło biegnących w górę Aruthy i Jimmy'ego.