Książę zwrócił się do pułkowników:
– Mówcie, starzy żołnierze! – rzekł.
Pan Zaćwilichowski głos zabrał:
– Mości książę, ja mam lat siedmdziesiąt, jestem Rusin błahoczestywy, byłem komisarzem
kozackim i ojcem mnie sam Chmielnicki nazywał. Prędzej bym powinien za układami prze-
mawiać, ale jeśli mi rzec przyjdzie: „hańba” albo „wojna”, tedy jeszcze do grobu zstępując
powiem: „wojna!”
– Wojna! – powtórzył pan Skrzetuski.
– Wojna, wojna! – powtórzyło kilkanaście głosów, między nimi pan Krzysztof, panowie
Kierdeje, Baranowski i prawie wszyscy obecni.
– Wojna! wojna!
– Niechże się stanie wedle słów waszych – odrzekł poważnie książę – i buławą w otwarty
list pana Kisiela uderzył.
14 W tym czasie pisał książę do wojewody bracławskiego, między innymi, co następuje: „O, raczej było umierać
potrzeba, aniżeli takich doczekać czasów, które sławę tych zacnych narodów tak turpiter deformarunt et irrepa-
rabile zostawili w synach koronnych damnum.” A w końcu listu znajduje się dopisek: „Jeżeli za zniesieniem wojska kwarcianego i pobraniem hetmanów do więzienia kontentację otrzyma Chmielnicki i przy dawnych wolnościach zostawać będzie z tym hultajstwem, ja w tej ojczyźnie wolę nie żyć i nam lepsza rzecz umierać, aniże-
liby pogaństwo i hultajstwo miało nam panować.” Księga pamiętnicza, 28, 55.
213
ROZDZIAŁ XXVIII
W dzień później, gdy wojska zatrzymały się w Rylcowie, książę zawołał pana Skrzetuskie-
go i rzekł:
– Siły nasze słabe i zmorzone, a Krzywonos ma sześćdziesiąt tysięcy luda i jeszcze co
dzień w potęgę rośnie, bo czerń do niego napływa. Na wojewodę kijowskiego też liczyć nie
mogę, gdyż w duszy również on do pokojowej partii należy i choć idzie ze mną, ale niechęt-
nie. Trzeba nam skąd posiłków. Otóż dowiaduję się, że niedaleko od Konstantynowa stoją
dwaj pułkownicy: Osiński z gwardią królewską i Korycki. Weźmiesz dla bezpieczeństwa sto
semenów nadwornych i pójdziesz do nich z moim listem, aby zaś się pośpieszyli i bez zwłoki
do mnie przyszli, bo za parę dni na Krzywonosa uderzę. Z wszelkich funkcji nikt mi się lepiej od ciebie nie wywią-
zuje, dlatego też ciebie posyłam – a to jest ważna rzecz.
Pan Skrzetuski skłonił się i tegoż wieczoru ku Konstantynowu ruszył na noc, by przejść
niepostrzeżenie, bo tu i owdzie kręciły się Krzywonosowe podjazdy albo kupy czerni, która
czyniła zbójeckie zasadzki po lasach i gościńcach, książę zaś nakazał bitew unikać, aby zwło-
ki nie było. Idąc tedy cicho, świtaniem doszedł do Wiszowatego Stawu, gdzie się na obu puł-
kowników natknął i w sercu się na widok ich mocno uradował. Osiński miał gwardię dragoń-
ską wyborną, na cudzoziemski ład wyćwiczoną, i Niemców. Korycki zaś tylko piechotę nie-
miecką z samych prawie weteranów z trzydziestoletniej wojny złożoną. Był to żołnierz tak
straszny i sprawny, że w ręku pułkownika jako jeden miecz działał. Oba pułki były przy tym
obficie pokryte i w strzelbę zaopatrzone. Usłyszawszy, że do księcia mają iść, podnieśli zaraz
radosne okrzyki, bo tęsknili za bitwami, a wiedzieli, że pod żadną komendą tylu ich nie będą
zażywać. Na nieszczęście, obaj pułkownicy dali odpowiedź odmowną, gdyż obaj należeli do
komendy księcia Dominika Zasławskiego i mieli wyraźne rozkazy, by się z Wiśniowieckim
nie łączyli. Na próżno pan Skrzetuski tłumaczył im, jakiej by to sławy mogli nabyć pod takim
wodzem służąc i jak wielkie krajowi oddać przysługi – nie chcieli słuchać twierdząc, iż sub-
ordynacja ma być dla wojskowych ludzi najpierwszym prawem i obowiązkiem. Mówili nato-
miast, że w takim tylko razie mogliby się z księciem połączyć, gdyby ocalenie ich pułków
tego wymagało. Odjechał więc pan Skrzetuski mocno strapiony, bo wiedział, ile księciu bę-
dzie bolesnym nowy ten zawód i jak dalece wojska jego są istotnie znużone i wyczerpane po-
chodami, ustawicznym ścieraniem się z nieprzyjacielem, tępieniem pojedynczych watah,
wreszcie ustawicznym czuwaniem, głodem i niewywczasem. Mierzyć się w podobnych wa-
runkach z dziesięćkroć liczniejszym nieprzyjacielem było prawie niepodobieństwem, widział
więc jasno pan Skrzetuski, że zwłoka w działaniach wojennych przeciw Krzywonosowi musi
214
nastąpić, bo trzeba będzie dać dłuższą folgę wojsku i czekać na napływ świeżej szlachty do
obozu.
Tymi myślami przejęty pan Skrzetuski wracał na powrót do księcia na czele swoich seme-