..
- Janie! Przestań się droczyć i powiedz wreszcie, o co chodzi - zdenerwował się Wilmowski. - Robi się już bardzo późno.
- Na wizerunkach czy posągach faraonów przedstawiano z brodami. Broda bowiem stanowiła dla starożytnych, nie tylko w Egipcie, oznakę mądrości i władzy.
- Ale co to ma wspólnego z żyjącym lub martwym faraonem?
- zniecierpliwił się Wilmowski.
- Dla znawców przedmiotu bardzo wiele - odrzekł Smuga. - Żyjących faraonów przedstawiano bowiem z brodami ze ściętym końcem, zmarłych zaś - z zagiętym, półokrągłym. Broda z półokrągłym końcem utożsamiała faraona z bogiem zmarłych, Ozyrysem.
- To znaczy...
- To znaczy, droga Sally - nie pozwolił sobie przerwać Smuga - że tacę wykonano i ofiarowano po śmierci władcy. Może zrobił to ktoś, kto go bardzo kochał? Nie zapominajmy, że Tutanchamon zmarł w bardzo młodym wieku.
- Karkołomne rozumowanie - skomentował Wilmowski, a Nowicki od dłuższej już chwili gładził swoją, zaokrągloną na końcu, brodę i uśmiechał się do siebie.
- Ile było tych posążków? - dopytywała się Sally.
- Na tacy powinny być cztery, ale nasz lord otrzymał ją z trzema: złoty przedstawiał młodego króla jako żołnierza, alabastrowy jako pasterza, a drewniany jako boga Ozyrysa... Mam tu zresztą ich fotografie. Później się dokładnie przyjrzycie.
- To znaczy, że jednego posążka brakuje... Dlaczego?
- Właśnie! Kto, kiedy i dlaczego oderwał go z tacki?
- Na to pytanie trzeba poszukać odpowiedzi. Może będziemy mieli szczęście? Wszystko bowiem wskazuje na to, że taca została znaleziona w grobowcu Tutanchamona, właśnie w Dolinie Królów. Mój lord przypuszcza więc, że może złodzieje odkryli ten grobowiec...
- Który, według innych nie istnieje...
- I to także powinniśmy sprawdzić - zakończył swą relację Smuga. Zapadło milczenie.
- To może być pojedynek dwu wielkich faraonów - szepnęła do siebie Sally. ,,».
- Co mówisz? - spytał najbliżej siedzący Nowicki. Sally powtórzyła.
- Nie żartuj, sikorko - nastroszył się przesądny kapitan - z takich rzeczy się nie kpi!
- To nie żarty - odrzekła rezolutna kobietka. - To może być spotkanie prawdziwego króla przygody z faraonem z Doliny Królów!
WAŻNE ROZMOWY
Przybycie Smugi i jego intrygująca zagadka wniosły w życie grupki przyjaciół wiele ożywienia, ale nie odmieniły sposobu, w jaki spędzali czas. Nie mogli opuścić Kairu, zanim się nie porozumieli i nie przyjęli jakiegoś planu działania. A zadecydowanie o czymkolwiek nie było możliwe, zanim tu, na miejscu, nie dowiedzieli się czegoś, co mogłoby urealnić ten plan działania. z pozoru beztrosko wędrowali więc nadal po dzielnicach Kairu i niczym turyści wybierali się wszędzie tam, gdzie coś warte było oglądania. Tyle że niektóre z wycieczek miały teraz także inny cel, równie konkretny jak zwiedzanie.
Na pierwszą wybrali się obaj Wilmowscy i Smuga. Wszyscy ubrani nienagannie, w europejskie ubrania, jechali wzdłuż Nilu dwukonną dorożką. Smuga, znający kilka arabskich słów, wydawał polecenia woźnicy. Dojeżdżali właśnie do mostu Al-Tahrir.
- Yaminak[54] - powiedział Smuga do powożącego, uderzając go jednocześnie laską w lewe ramię.
Widocznie dobrze znał drogę, bo był pewnym przewodnikiem.
- Szimalak! Na prawo! - polecił i po chwili kazał zatrzymać dorożkę.
Średniowieczną kołatką zastukali do wielkich drzwi. Otworzył im ciemnoskóry lokaj w białym stroju. Kiedy Smuga podał ich nazwiska, nie był zaskoczony.
- Tak. Wiem, że są panowie oczekiwani - odpowiedział. - Proszę tędy.
Wprowadził ich do dużego, przestronnego salonu i wskazał miękkie fotele.
- Proszę zaczekać - powiedział i wyszedł.
Obaj Wilmowscy ciekawie rozglądali się po wytwornym pokoju. Ich uwagę zwróciły ciężkie angielskie meble i śliczny, marmurowy kominek. Nad nim i wzdłuż okien, osłoniętych stonowanymi zasłonami, ciągnął się ozdobny gzyms. Na podłodze leżał puszysty dywan o skomponowanym z całością wzorze.
- Wnętrze brytyjskiego konsulatu żywo przypomina mi atmosferę pałacu maharadży Alwaru - szeptem zauważył Tomek.
- Ach, to ten brytyjski, kolonialny szyk... - uśmiechnął się Smuga. Nie dano im długo czekać. Do salonu wszedł dystyngowany, tęgawy, flegmatyczny gentleman. Powitał Smugę, jak starego znajomego. Kiedy Smuga przedstawił Wilmowskich, szczególnie serdecznie uścisnął rękę Tomka.
- Młody pan Wilmowsky - powiedział. - Znam pana ze słyszenia i rad jestem z naszego spotkania. Rozumiem, że wizyta panów wyraża coś więcej niż zainteresowanie - dodał, wyraźnie nawiązując do wcześniejszej rozmowy ze Smugą. Kiedy potwierdzili, zaproponował, aby bez zwłoki przejść do konkretów. Słuchali tego, co miał im do zaoferowania, popijając znakomitą kawę, podaną przez czarnego boya, Nubijczyka.
- A więc, moi panowie, afera ma wiele wymiarów. Przede wszystkim, oczywiście, złodziejski. Wielu bogatym kolekcjonerom zaproponowano w ostatnich kilkunastu tygodniach kupno cennych, starożytnych przedmiotów kultu i codziennego użytku pochodzących jakoby z Doliny Królów. W stosunku do części z nich jest to akurat prawda. Mówi się nawet, że przemycono kilka mumii! - zażartował. - Znaczna część to jednak znakomicie podrobione falsyfikaty.
Przerwał dla zaczerpnięcia oddechu i już bardzo serio kontynuował:
- Transakcje prowadził prawdopodobnie zawsze ten sam człowiek. W kronikach policji Włoch, Francji i Anglii nadano mu kryptonim “faraon”. Tak bowiem, albo podobnie, zawsze się przedstawiał: “Jestem królem Doliny” albo “Jestem żelaznym władcą”, “żelaznym faraonem”. Składał wizyty wieczorem, zostawiając jako próbkę kilka autentyków. W kilka dni później dochodziło do wymiany handlowej falsyfikatów. “Faraon” ostrzegał zwykle, by nie zawiadamiać policji. Ktoś jednak, stwierdziwszy oszustwo, to właśnie uczynił. Przestępca sprytnie wymknął się z zastawionej pułapki, a ów kolekcjoner w kilka tygodni później zmarł na jakąś dziwną, nie rozpoznaną przez lekarzy chorobę.
- Zemsta faraona - szepnął Smuga.