- Postaram się dotrzeć na szczyt tak daleko po prawej, jak tylko zdołam, jak najdalej od resztek pożywienia. Rzucają płaszczaki na sam skraj lub w rozpadlinę.
Varian i Kenley spojrzeli w stronę jaskini ptaków; deszcz już ustał, więc była dobrze widoczna. Na zewnątrz nie było ani jednego ptaszyska. Dziewczyna zaczęła się wspinać, Kenley poszedł w jej ślady.
- Kurczę! Nadlatują! - ostrzegł ją Kenley. Usłyszała szum kamery. - Nic się przed nimi nie ukryje! Czym się posługują? Radarem? Sonarem? Czymś innym?
- Zamierzam to wykryć. Nagrywasz to? - Varian nie spuszczała wzroku z krążących w mżawce ptaków.
Stwory wylądowały na “morskim" skraju żerowiska dokładnie w tym samym momencie, kiedy dziewczyna dotarła na górę. O parę cali od jej butów leżały wysuszone szczątki płaszczaków. Jakiś metr dalej lekko falowała parka tych paskudztw. Jeden był otwarty, drugi - zamknięty.
- Witajcie! - odezwała się Varian jak najserdeczniejszym tonem; wyciągnęła do ptaszysk obie ręce i wolniutko posuwała się ku płaszczakom. - Powinnam wam była przynieść trochę trawy z Przesmyku, ale nie byliśmy tam ostatnio; no i pomyślałam o tym dopiero teraz. Poza tym chcę czegoś, co wy i tak odrzucacie i wcale sobie nie życzę, żebyście nabrały złych przyzwyczajeń i potem spodziewały się prezentów przy każdym naszym spotkaniu. Czy będziecie mieć coś przeciwko temu, żebym wzięła któreś z tych paskudztw? - W czasie swojej przemowy dziewczyna założyła rękawice i otwarła pojemnik; potem wolniutko wyciągnęła chwytak w kierunku na wpół żywego płaszczaka; cały czas patrzyła na ptaki.
- Uwaga! - Okrzyk Kenleya zmusił ją do szybszego działania.
Zręcznie capnęła chwytakiem oba płaszczaki i pospiesznie umknęła przed spodziewanym atakiem ptaków.
- Masz choć jednego? Kurczę! Co one teraz robią? Słuchaj, chyba nie chciały cię złapać... - mówił Kenley.
Varian, osłonięta przez skały pod żerowiskiem, wrzuciła płaszczaki do pojemnika; wstrzymywała oddech, broniąc się przed smrodem bijącym od paskudztw. Potem wyjrzała, sprawdzając, co też tak podekscytowało Kenleya. Ptaki metodycznie wrzucały do jaru wszystkie szczątki płaszczaków - zupełnie tak, jakby chciały usunąć to, co mogło stanowić zagrożenie dla ich gości.
- Zdobyłam dwie sztuki!
- Wszystko nagrałem! - zawołał Kenley. - Ależ one są szybkie! Zarówno w powietrzu, jak i na ziemi. Choć gdy skoczyły ku tobie, to na wpół podlatywały. Wiesz co, sądzę, że rano chciały mnie odpędzić od płaszczaków, a nie od swojego pożywienia.
Varian i Kenley cofnęli się od skalnej ściany - podleciały ku nim dwa ptaszyska: miały srogą postawę i skrzeczały coś niemelodyjnie. Rozłożyły szeroko skrzydła i potrząsnęły nimi, jakby dla podkreślenia swoich “słów", potem wyciągnęły głowy ku dwojgu ludziom. Były za wysoko, żeby ich dosięgnąć, a mimo to Varian i Kenley pochylili się.
- Zupełnie jak dzieci, które chciały uniknąć zasłużonego klapsa - uśmiechnął się Kenley.
- No to udawajmy, że nas odpowiednio ukarały i zmiatajmy stąd.
Wrócili do jaskini i oddali pojemnik ze zdobyczą Lunzie. Kenley uraczył Varian filmem z atakiem ptaszysk na “Mazer Star"; zobaczyła, jak się wycofały, kiedy pojawił się ślizgacz lekarki i jak osłaniały ów pojazd przed intruzem. Mżawka i mgła sprawiły, niestety, że sceny z ptasiej stołówki były zamazane. Kenley nie wpadł na pomysł, żeby zmienić film czy zastosować odpowiedni filtr.
- Powtórzę to nagranie. Może dopuszczą mnie bliżej, jeżeli będę z tobą.
- Mam lepszy pomysł: rankiem polecimy z ptasimi rybakami. To dopiero warto sfilmować! Cholera! - Varian pstryknęła palcami, przypominając sobie, że Sassinek czeka na raporty. - Hmm, może mi się uda dostarczyć pani komendant to, na co czeka i wrócić na czas, żeby cię zabrać na połów. Chciałabym wykazać, że takie zespołowe działanie ujawnia wysoki poziom inteligencji złotych ptaków.
Dziewczyna opowiadała właśnie Kenleyowi o epizodzie z Trzema Ptakami i o swoich domysłach, kiedy wrócił Kai z Dimenonem i Margit. Kaiowi nie udało się ani odnaleźć Tora, ani nawiązać rozmowy z jakimś Thekiem - wielkim, małym czy średnim.
- Thekowie zupełnie zamilkli - stwierdził chłopak; wyglądało na to, że odzyskał dawne usposobienie. - Może za rok lub dwa któryś z nich raczy przekazać moją wiadomość.