– To bardzo rozsądna lista – fuknęłam, podchodząc do okna. – O cholera! – dodałam, kiedy zobaczyłam zatrzymujący się samochód. –
Już tu są! – Miałam w ręce odświeżacz powietrza, więc wcisnęłam go Riley. – Szybciutko tu trochę popryskaj, a ja im otworzę, dobrze?
Nie zaszczyciła mojego polecenia odpowiedzią. Zamiast tego spokojnie wstawiła aerozol do szafki z talerzami.
– Wiesz co, mamuś? – zaczęła w końcu. – Ty jednak jesteś odrobinę świrnięta. Idź, wpuść ich. Ja nastawię wodę.
Głęboko zaczerpnęłam powietrza, co zawsze robiłam, zanim otworzyłam frontowe drzwi, gotowa zobaczyć, co to za dziecko za nimi stoi.
Przez lata nauczyłam się ufać pierwszemu wrażeniu, intuicji. Można tak dużo powiedzieć o dziecku na podstawie tych pierwszych paru chwil i
tego, co się zobaczy, poczynając od tego, co jego ubranie i akcent mówią o świecie, z którego przychodzi, po mniej oczywiste wskazówki, na
przykład to, jak na ciebie reaguje i co to mówi o jego osobowości i pewności siebie. Czy jest przestraszone? Zbuntowane? Znerwicowane?
Nie była to dedukcja Sherlocka Holmesa, a raczej jakiś wewnętrzny głos, który rzadko się mylił.
– Witajcie! – zawołałam rozpromieniona do małej grupy stojącej w progu.
Nie dokonałam jednak natychmiastowej oceny Emmy, ponieważ mój wzrok przyciągnął dziecięcy fotelik samochodowy wiszący na
przedramieniu Maggie i jego dokładnie otulona, śpiąca głębokim snem zawartość. Z pewnym trudem przeniosłam spojrzenie na osobę, na
której powinnam się skupić przede wszystkim, na matkę maleństwa.
– Ty na pewno jesteś Emma – powitałam ją, odnotowując, jaka jest szczupła, jak młodziutko wygląda, nawet nie na swoje czternaście
lat. Była drobna, z jasnymi włosami, zebranymi w kucyk przerzucony do przodu, i z ogromnymi, niebieskimi oczami. Jak na ironię,
przedstawiała sobą obraz czystej niewinności. – Och! – wykrzyknęłam. – Twój dzidziuś jest cudny. Wchodźcie, wchodźcie. Proszę.
No tak, oczywiście spotykałam w życiu dzieci, po których widać było niechęć, ale dawno już nie widziałam takiego wyrazu buntu i
pogardy, jaki malował się na twarzy tej nastolatki. A by go zrównoważyć, tym szerzej się uśmiechałam, pokazując tym trojgu drogę do
wnętrza domu. Hm, myślałam. Cóż to się stało z szaloną radością, o której zapewniała Maggie? Z drugiej strony, to raczej naturalne,
uznałam, wprowadzając ich do jadalni. Tego rodzaju postawę obserwuje się powszechnie u nastolatków – patrzenie spode łba i
buńczuczność, jakie prezentowała Emma. To modelowe zachowanie dzieciaka, pokazywane w wielu programach telewizyjnych,
przypomniało mi, że będąc matką, dziewczyna nie przestaje być typową czternastolatką. Odpowiedzialność i spokój przyjdą z czasem, siłą
rzeczy, ale na razie była to nastolatka, której po prostu przydarzyło się mieć dziecko. W każdym razie wyglądała i zachowywała się jak
nastolatka.
Riley, która przygotowywała poczęstunek, stanęła pod łukiem w przejściu do części kuchennej, uśmiechając się promiennie, tak samo jak
ja.
– Cześć wszystkim! – powiedziała. – Co komu podać do picia? Proszę zamawiać!
Ucieszyłam się, zauważając, że rysy Emmy nieznacznie, ale dostrzegalnie złagodniały na widok mojej córki. Oczywiście mówiono jej o
Riley i teraz widziałam, że zastanawia się, jakie miejsce ta młoda, fajna, nadająca na podobnych co ona falach osoba mogłaby zająć w jej
życiu podczas pobytu u nas.
– To moja córka – wyjaśniłam Emmie, kiedy wszyscy usiedliśmy przy stole. – Nie mieszka tu, ale bez przerwy nas odwiedza. Też ma
synków. Dwóch, Leviego i Jacksona. Przypuszczam, że Maggie opowiadała ci o nich, prawda? Poznasz ich za kilka dni.
Wyglądało na to, że te słowa przywołały z powrotem ponurą minę.
– Jeśli jeszcze tu będę za kilka dni – odpaliła. – Mówiłam jej – tu wymownie spojrzała na Maggie – że chcę najpierw zobaczyć, jak to
będzie.
A ha, dobra, pomyślałam. No to mam teraz prawdziwy obraz. W porządku. Już miałam odpowiedzieć, że to bardzo rozsądnie, gdy
Maggie, skruszona, odezwała się pierwsza.
– Przepraszam, Casey – rzuciła, patrząc równie wymownie na młodą osobę, za którą była odpowiedzialna – ale Emma wstała dziś lewą
nogą, prawda? Nie podobało jej się, że musiała się zrywać o szóstej, żeby tu przyjechać, co, Emmo?
Gdybym poświęciła temu więcej uwagi, mogłabym mieć lepsze pojęcie o tym, co nas czeka, ale oczywiście nie zrobiłam tego. Przeszłam
nad tą sprawą do porządku, próbując zamienić ją w żart.
– O szóstej rano?! – wykrzyknęłam. – Z takiego powodu każdy byłby nie w humorze. A le przynajmniej teraz jesteś tutaj i na pewno
później będziesz mieć okazję, żeby sobie trochę pospać.
Poza tym, współczułam jej. Noworodek potrafi dać w kość. Chociaż zapomniałam już, jaka byłam wyczerpana przy moich dwojgu
malutkich dzieciach, miałam w pamięci, jak to było z Riley i jej dziećmi. Stara mantra „śpij, kiedy dziecko śpi” jest dobra w teorii. W praktyce
jednak zawsze się okazuje, że jest milion rzeczy, które trzeba zrobić w tych nielicznych, cennych chwilach.
Riley podała napoje i się pożegnała. Po jej wyjściu uświadomiłam sobie, że fotelik z Romanem wciąż stoi na podłodze przy Maggie, a nie
przy Emmie. Zauważyłam też, że kiedy Maggie zaczęła rozmowę na temat opieki zastępczej, Emma nawet nie spojrzała w jego kierunku. Być
może wtedy powinien mi się włączyć alarm, ale się nie włączył, w każdym razie niezupełnie – w końcu była taka młoda i w szoku.
Taki stan rzeczy trwał przez cały czas. Maggie dokonywała wprowadzenia, tłumacząc, że Hannah – pracownik socjalny zajmujący się
Romanem – dołączy do nas niebawem, kiedy już załatwimy formalności. Przy przejmowaniu opieki nad dzieckiem jest mnóstwo
dokumentów, przez które trzeba przebrnąć, rozmaitych formularzy dotyczących między innymi oceny ryzyka, zgody na leczenie i tak dalej.