Mike sporządził reportaż o uratowaniu Norada II i umieścił go w sieci. Oparł się i przeczesał dłonią włosy. Czuł się chudszy niż przedtem.
Nieco pognieciona paczka papierosów oraz pudełko zapałek wylądowały na konsoli.
– Jeden z załogi Norada II mówi, że wyrównał rachunki – zakomunikował Raynor.
– Wspaniale – odrzekł Mike, wyciągając fajkę.
– Kolejny reportaż donikąd?
– A ja myślałem, że to Kerrigan czyta w myślach. Ale tak. Ciężko pozbyć się starych nawyków. Co więcej, mam takie marzenie, że ktoś znajdzie te relacje wiele lat później i zda sobie sprawę z poświęcenia tych wszystkich kobiet i mężczyzn przeciwko tym stworom. I z głupoty również.
W czasie gdy Mike zapalał papierosa, Raynor usiadł na krześle naprzeciwko niego.
– Nie sądzę. Mengsk mówi, że to zwycięzcy piszą historię. Wspomnienia przegranych są zapomniane jak wczorajsza data.
Mike zaciągnął się głęboko i kaszlnął, robiąc grymas.
– Czym oni je nasączają, kocimi sikami?
– Najlepsze jakie mogłem w tych okolicznościach znaleźć – podniósł ręce Raynor. – Historia naszego życia.
– Możesz się założyć – powiedział Mike. – Wracając do Mengska, jak poszła rozmowa z Arcturusem?
– Powiedziałem mu, że Duke to żmija – westchnął Raynor – a on odpowiedział, że...
– Że to nasza żmija, tak?
Raynor pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Wierzę w sprawę Mengska, w to że czas Konfederacji się skończył, i to on wyciągnął mnie z tego całego zamieszania, ale niektóre umowy, jakie zawiera... Niektóre z rzeczy, których od nas wymaga...
– Nie zastanawiaj się nad sprawą – powiedział Mike, zaciągając się boleśnie. – To po prostu złamie ci serce. Kiedy ideały spotykają się z rzeczywistością, rzeczywistość rzadko kiedy przegrywa. Widziałem więcej polityków stających się ludźmi do wynajęcia niż zerglingów. A widziałem wiele tych ostatnich.
Pomiędzy dwoma mężczyznami zapadło milczenie. W tle przyciszony głośnik opowiadał o mutaliskach, Wraithach, Goliathach i hydraliskach, i o stworach podobnych do rozgwiazd, które nazwano królowymi Zergów. I o śmierci. Nieprzerwanie mówili o śmierci.
– Mówiłem ci, że kiedyś byłem żonaty? – przerwał milczenie Raynor.
Mike miał wrażenie, że pod jego nogami otwiera się szeroka i głęboka przepaść pełna osobistych zwierzeń.
– Nie, nie mówiłeś – powiedział spokojnie, mając nadzieję, że nie będzie musiał odwzajemniać wyznań.
– Byłem żonaty. Miałem dziecko. Powiedzieli, że ma „talent”.
– Słyszałem ten cudzysłów. Talent taki jak u duchów? Moc psioniczna? Telepatia?
– Taa. Wysłali go do specjalnej szkoły. Stypendium rządowe. Kilka miesięcy później dostaliśmy list. W szkole zdarzył się „wypadek”.
Mike słyszał o takich listach. Na nieszczęście takie listy dotyczące telepatów były aż nazbyt częste. Kolejny z małych brudnych rzadko ujawnianych sekrecików Konfederacji.
– Przykro mi – zauważył Mike, bo tylko tyle mógł powiedzieć.
– Tak, Liddy nigdy nie wydobrzała. Po prostu zmarniała tej zimy, kiedy zachorowała na grypę. Potem pogrążyłem się w pracy. Odkryłem, że lubię pracować samotnie.
– Łatwo dać się złapać w tę pułapkę, pogrążyć się w pracy – stwierdził Mike, spoglądając na światełko na konsoli oznaczające, że jego reportaż został wysyłany w próżnię.
– W każdym razie chciałem, żebyś wiedział – powiedział Raynor. – Mogłeś sądzić, że byłem ostry dla Kerrigan za to, że jest telepatką. Może byłem, ale mam swoje powody.
– Ona też ma problemy. Takie jak każdy inny i takie, z którymi nigdy się nie spotkałeś. Mógłbyś się trochę rozluźnić w stosunku do niej.
– To trochę trudne, kiedy ona wie, o czym naprawdę myślisz.
– Kerrigan zdaje się być dobrym żołnierzem – oznajmił Mike, a obraz jej przynoszącego śmierć tańca nieodwołalnie zagościł w jego umyśle. – Może jest trochę zbyt głęboko zraniona, to wszystko.
– Myślę, że jest niebezpieczna – zakomunikował Raynor. – Niebezpieczna dla żołnierzy wokół niej. Niebezpieczna dla Mengska. I niebezpieczna dla samej siebie.
Mike wzruszył ramionami, niepewny, jak najlepiej zwierzyć się byłemu strażnikowi.
– Miała ciężkie życie – zdecydował się w końcu.
– A my mieliśmy jak dotąd łatwe? Tak czy inaczej powinniśmy na nią uważać. Obserwuj ją. Nieważne, czy się zorientuje, czy nie, chociaż prawdopodobnie tak. Potrzebujemy wszystkich aniołów stróżów.