Każdy jest innym i nikt sobą samym.

A w dowód czci i przymierza przyjmijcie te dary i zapewnienie, że niczego tak nie pragnę, jak by naród mój godnym się stał chrześcijańskiej wspólnoty, do której przez chrzest przyjęty został.
Cesarz skinął na burgrafa, który wystąpił z dwoma pachołkami, dźwigającymi skrzynię kowaną. Wskazując na nią cesarz rzekł:
- Przyjmuję waszą dań i dary i wy w zamian je ode mnie przyjmijcie. Broni pono dość u was, ale takiej, jak ta, nie macie. Dając jednak, pewność chcę mieć, że na mnie podniesiona nie będzie i że przymierze nasze przejdzie na moich i waszych potomków. A najlepszym tego będzie zakładem, gdy syna mi waszego przyślecie, co i szczerość waszych zamiarów potwierdzi. Mieszko pobladł, a cesarz wstał i zwracając się do Ekharda coś szepnął, po czym na czele swego orszaku skierował się ku wyjściu. Gwar przeszedł po sali, lecz Ekhard donośnym głosem go uciszył prosząc na ucztę i przepraszając, że sam cesarz jej nie zaszczyci, gdyż znużonym się czuje, a nazajutrz wyjazd go czeka. Ruszyli się wszyscy ku przyległej komnacie, gdzie zastawiono stoły. Jedynie Mieszko ze swymi zdążał ku wyjściu. Szedł z twarzą bladą, lecz dumną. Dosiedli koni i w milczeniu wyjechali z zamku. Dopiero zsiadłszy przed gospodą Mieszko, zwracając się do Zbrozły, zapytał:
- Co mi czynić wypada? Oddam Bolka, to jakbym ręce sobie związać pozwolił!
- A nie oddacie, to cesarz całą potęgą na was uderzy. Nie darmo tu i Weletów ściągnął. A za nami nie stanie nikt. I Bolesław Pobożny swoje będzie chciał urwać. Sam cesarz mówił, że po to przybył, by z wami sprawę załatwić. Młodego kniazia zabezpieczymy, jako się da. A cesarz trupem mi już śmierdzi. Będzie zmiana, to może i syna waszego wyrwać zdołamy.
Mieszko rzekł jakby do siebie, w zamyśleniu:
- Ale co powie Dobrawka?!
Zbrozło milczał.
Mieszko, postanowiwszy z ciężkim sercem syna dać w zakład, nie zwlekał z wykonaniem. Śpieszyło mu się z powrotem, lecz wstrzymał wyjazd, by samemu umieszczenia syna dopatrzyć i nadać zakładnictwu pozory dobrowolnego wysłania do szkoły klasztornej, celem nauki. Nie przyznawał sam przed sobą, że nie chciał obecnym być przy pożegnaniu Bolka z matką.
Tej samej nocy Mszczuj na czele kilku ludzi pognał do Poznania, z rozkazem przywiezienia co prędzej Bolka oraz wskazówkami co do składu orszaku, mającego towarzyszyć młodemu księciu. Prócz wybranych przez samego Bolka rówieśników i Mszczuja, który na piastuna był wyznaczony, jeszcze kilka osób towarzyszyć miało Bolkowi, tak by bezpieczeństwo jego możliwie zapewnić i oderwanie od rodziny i swojaków osłodzić.
Pogoda ustaliła się ciepła i sucha. Mieszko miał nadzieję, że Bolko stanie w Kwedlinburgu w ciągu niewielu dni i skracał oczekiwanie staraniami około przygotowań do jego przyjęcia. Z opatem miejscowego klasztoru umówił się o pomieszczenie i utrzymanie Bolka i jego orszaku i wymógł przyrzeczenie, że młody książę nikomu wydany nie będzie, kto się umówionym znakiem nie wykaże. Opat, zadowolony z bogatych darów i zaszczytu, jaki na szkołę klasztorną spadnie, gdy w poczet wychowanków zaliczy dziedzica potężnego władcy, dobrowolnie przyrzeczenie swe umocnił przysięgą. Mieszko uspokoił się cokolwiek i poświęcał czas przyglądaniu się urządzeniom i nawiązywaniu stosunków z ludźmi nieznacznymi, którzy jednak zamiarom jego przydatni być mogli. Poselstwa i monarchowie rozjechali się, cesarz udał się na objazd. Na Wniebowstąpienie do Merseburga miał na - dążyć, gdzie pociągnęło i wielu z miejscowego rycerstwa, tak że miasto i zamek dosyć opustoszały.
Mieszko na gospodzie siedział, prawie jej nie opuszczając, ze Zbrozłą jeno często wieczorami uradzał i niecierpliwie oczekiwał przybycia Bolka, by ruszyć z powrotem, gdyż wiele spraw w kraju jego głowy i ręki wymagało. Niecierpliwił się coraz bardziej, nie mogąc zrozumieć zwłoki. Doczekał się wieści o śmierci duka Hermana, którego syn Bernard, rozpaczając nad zgubą jego duszy, do Luneburga przywiózł i bez udziału duchowieństwa pochował. Wiosna uczyniła się w pełni, gdy nadbiegł wreszcie goniec, przybycie Bolka z orszakiem lada dzień zapowiadając. Zarazem przyniósł wieść o chorobie Dobrawki, z której przyczyny zwłoka powstała, oraz o napaści Rusi na Czerwień.
Mieszko już ledwo na miejscu mógł dosiedzieć i odetchnął, gdy na drugi dzień, w prześwietlone wiosennym słońcem południe, tętent licznych kopyt i głosy posłyszał przed gospodą. Nie wypadało księciu i ojcu naprzeciw syna wybiec, lecz po izbie niecierpliwie krążył, gdy wreszcie rozległy się kroki nadchodzących i w otwartych drzwiach stanął Bolko, a za nim Mszczuj. Mieszko patrzył na Bolka, jak na obcego, omal go nie poznając. Zmienił go nie tylko męski już strój i postrzyżone włosy. W twarzy miał jakiś twardy, niedziecinny wyraz i gdy ojciec witał go, hamując wzruszenie, nie uśmiechał się jak w ostatnich czasach, lecz zachował powagę i powściągliwość, niezwyczajną jego naturze i wiekowi.
Gdy Mieszko, odebrawszy od Mszczuja sprawozdanie z podróży, odejść mu pozwolił i pozostał sam z Bolkiem, chodził znowu po komnacie.
Po chwili stanął przed synem i odezwał się:
- Wiesz, że zakładnikiem masz tu ostać?
Bolko jeno skinął głową, a Mieszkowi jego milczenie ciężyć zaczynało. Czuł w dziecku żal do siebie i gorycz go zalewała, i gniew na tych, co go do wydania własnej krwi zmusili. By coś rzec, zapytał:
- Matki bardzo ci żal?
Bolko i teraz nie odrzekł nic, jeno głowę odwrócił, widno, by łez nie dać poznać. Ten dziecinny, niemy ból przerwał jakąś tamę w Mieszkowej piersi. Pochwycił chłopca na ręce i zawołał:
- Wolej bym rękę stracił, niż ciebie tu ostawił wśród wrogów!
I po raz pierwszy w życiu, tuląc chłopca, serdecznie całował jego przybladłą twarz.
Zdziwienie brzmiało w głosie Bolka, gdy oddając ojcu pocałunek zapytał:
- To wy mnie też miłujecie?! A czemuż mnie chcecie oddać cesarzowi, zamiast go pobić? Przecie wojska tyle mamy!
- Co ty wiesz, dziecko! - odparł Mieszko nieswoim głosem. - Nie takich sił potrzeba, by pobić cesarza. Należy je zbierać i czekać sposobności.
- Niech ino dorosnę, to wam pomogę. Nie daruję, że mnie od matki zabrali. Tak strasznie płakała! - rzekł Bolko i samemu w oczach zaświeciły łzy, których już przed ojcem ukryć się nie starał.