Zadawał je sobie raz po raz, siekąc i rąbiąc ze wszystkich sił. Serce waliło mu jak młotem, płuca pracowały jak miechy, lecz jego ciosy nie wywierały żadnego wrażenia na milczącym przeciwniku.
Wreszcie barbarzyńca przywołał na pomoc cały swój spryt. Pomyślawszy, że okulawiona mumia nie będzie mogła go ścigać, wymierzył nagły, zamaszysty cios w kolano trupa. Trzasnęła kość i szkielet upadł, ale w wyschniętej piersi kryła się nadnaturalna moc. Czołgając się po kamiennej podłodze, mumia znowu dźwignęła się na nogi i ruszyła do młodzieńca, powłócząc okaleczoną kończyną.
Conan uderzył, utrącając dolną szczękę, która z grzechotem potoczyła się po komnacie. Trup nawet się nie zatrzymał. W niestrudzonym, miarowym pochodzie wciąż następował na intruza, chociaż poniżej płonących niesamowitym blaskiem oczodołów dolna część czaszki była teraz zaledwie masą białych, potrzaskanych kości. Conan zaczął żałować, że wilcze stado nie dopadło go, zanim zdążył schronić się w tej przeklętej krypcie, której zmarły przed wiekami mieszkaniec był wciąż żywy i niebezpieczny.
Nagle coś chwyciło go za nogę. Straciwszy równowagę, runął jak długi na nierówną kamienną podłogę, wierzgając wściekle, by uwolnić się z uchwytu kościstych palców. Spojrzał i zamarł na chwilę, gdy zobaczył uczepioną jego kostki, odrąbaną dłoń trupa. Wyschnięte szpony wbiły się głęboko w ciało.
Olbrzymia, siejąca grozę i szaleństwo postać pochyliła nad nim swą strzaskaną twarz i z szyderczym grymasem wyciągnęła rękę ku gardłu ofiary.
Conan instynktownie z całej siły kopnął obiema nogami w skurczony brzuch trupa, wyrzucając go w powietrze. Z głośnym trzaskiem olbrzym upadł - prosto w ognisko. Cymeryjczyk chwycił odciętą rękę, wciąż ściskającą jego kostkę, oderwał ją, skoczył na nogi i cisnął kończynę w ślad za resztą zwłok. Pochylił się, porwał upuszczony w czasie upadku miecz i rzucił się w kierunku ogniska - by stwierdzić, że bitwa zakończona.
Wysuszone przez niezliczone stulecia kości płonęły gwałtownie jak suchy chrust. Nadnaturalne życie jeszcze nie opuściło trupa - wyprostował się z wysiłkiem i wtedy płomienie ogarnęły cały jego szkielet, przeskakując z kości na kość, zmieniając go w żywą pochodnię. Już prawie udało mu się wygramolić z ognia, gdy nagle okaleczona noga ugięła się pod nim i olbrzym runął z powrotem w ognisko. Płonące ramię uniosło się i opadło jak ułamana gałąź, czaszka potoczyła się między węgle i po kilku chwilach ogień pochłonął mumię zupełnie, pozostawiając jedynie kilka rozżarzonych węgielków i garstkę popiołu.
6
Miecz Conana
Conan z przeciągłym westchnieniem wypuścił powietrze z płuc i ponownie nabrał tchu. Napięcie opuściło go, pozostawiając w całym ciele uczucie zmęczenia. Wytarł zimny pot z czoła i przygładził palcami czarne włosy. Oto wojownik był w końcu naprawdę martwy i wielki miecz należał do zwycięzcy. Jeszcze raz zważył oręż w ręku, ciesząc się jego ciężarem i mocą.
Śmiertelnie utrudzony, zastanawiał się nad spędzeniem nocy w krypcie. Na zewnątrz czekały na niego wilki i mróz, a nawet instynktowne wyczucie kierunku nie uchroni go przed zbłądzeniem na obcej ziemi w bezgwiezdną noc. Po krótkim namyśle zdecydował się. Wypełniona dymem komnata śmierdziała już nie tylko stęchlizną, ale także dziwnym, budzącym odrazę odorem spalonego ciała. Pusty tron zdawał się spoglądać szyderczo na młodego Cymeryjczyka, który wciąż miał to niesamowite wrażenie czyjejś obecności, jakie odniósł, gdy po raz pierwszy wszedł do grobowca. Na myśl o noclegu w tym nawiedzonym miejscu czuł lodowate palce strachu pełzające po plecach.