Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Ot co.
Zauważyłam, że kiedy wychodziłam z salonu, neurolog odprowadził mnie wzrokiem.
NO I DOBRZE.
 
 
Lula
 
Ta Emilka jest niemożliwa. Pojawił się tu dzisiaj rano policjant Misiu, na którego czekaliśmy wszyscy, ciekawi faceta, który połamał żebra złoczyńcy gołymi rękami - owszem, owszem, wygląda na to, posturę ma jak najbardziej odpowiednią, wyraz twarzy pokerowy, czyli żaden.
No, może nie do końca taki znowu pokerowy. Kiedy patrzył na Emilkę, tracił sporo ze swej niewzruszoności... Może nawet zaczął wyglądać na faceta, który dostał karetę z ręki.
Nie jestem zazdrosna, ale policzyłam: Wiktor na nią tak patrzył (tłumaczył się głupio, że traktuje ją jako dzieło sztuki wykonane przez matkę naturę - oczywista brednia: albo sztuka, albo natura i on po ASP powinien to wiedzieć!!!), leśniczy Krzyś patrzył, wszyscy studenci z obozu Olgi, ten jej Tadzio od dojenia krów, Rafał świeżo poznany, nawet ten szubrawy Łopuch. Wszyscy faceci po prostu, po co ja wyliczam?
Jak ona to robi?
Zaraz. Nie wszyscy. Nie patrzył tak na nią Rupert, ale on w ogóle nie odrywał oczu od Malwiny.
Janek też nie...
Ciekawe, dlaczego.
Nie działa na niego??? Jak to jest możliwe, skoro działa na wszystkich??????
Ludwiko Kiszczyńska. Stawianie tylu idiotycznych wykrzykników jest manierą pensjonarską, a ty, moja droga, pensjonarką nie jesteś już od...
A kogo obchodzi, od kiedy.
Poza tym nie wykrzykników, tylko pytajników.
I w ogóle MNIEJSZA Z TYM.
Duże litery też są pensjonarskie. Ciekawe, czy Emilka stosuje duże litery i mnóstwo wykrzykników, znaków zapytania i wielokropków w swoim dzienniku laptopowym, czy może notebookowym, w każdym razie elektronicznym? A może to się nazywa blog, czy jakoś tak? Nieważne. Tam ma łatwiej, naciska raz i już jej leci. Może dobrze byłoby mieć komputer osobisty i przenośny?
Sześć tysięcy. Już lecę do banku.
Pozostaniemy przy tradycyjnej metodzie.
Rafał i Tadzio zostali u nas na noc i na zmianę z Jasiem trzymali wartę w stajni. Nic się nie działo, może ten cały gangster zorientował się, że Emilka poszła na policję i nie chciał ryzykować. Do Tadzia natomiast zadzwoniła rano ich szefowa, jak się zdaje, z awanturą. Nie wiem dlaczego, przecież uzgodnili, że zostają i załatwili sobie zastępstwo na wieczór i rano. Tadeusz nic nie powiedział, mruknął coś o nieprzyjemnościach i nawet bez śniadania obaj nasi nowi przyjaciele - chyba już możemy ich traktować jako ogólnych przyjaciół, nie tylko Emilczynych? - odjechali stalowym potworem, który wzbudził dziki zachwyt Kajtka.
Tadzio na odjezdnym zdążył mu jeszcze obiecać, że pozwoli mu się przejechać, kiedy znowu nas odwiedzą.
Emilka na policji siedziała w miarę krótko, wróciła raczej zadowolona i przy obiedzie (odgrzewane mrożone zrazy zawijane z kaszą i zupa borowikowa z kartonu Horteksu z kupnym makaronem - w sumie wstyd, ale czasem i kucharka musi mieć wolne) zdała nam relację ze spotkania.
- No więc ten Misiu posiada w powiatowej kolegę. Starszego kolegę i w ogóle przełożonego. Gula niejaki. To znaczy nie Gula, tylko Gulcewicz, ale taką ma ksywę. Jacek Gulcewicz, bardzo sympatyczny chłopak, podinspektor, to chyba już dość wysoka szarża jak na policjanta. Mam wrażenie, że Misiu też by już był podinspektor, czy coś, ale wdał się w to łamanie żeber i mu się omsknęło...
Założę się o każdą sumę pieniędzy, których nie posiadam, że niejaki Gula również wpatrywał się w Emilkę jak kot w miseczkę świeżo posiekanej wątróbki drobiowej, lekko podsmażonej.
- Ja się od razu zorientowałam, to znaczy właściwie oni mi powiedzieli, że Gula, a nawet Gula z Misiem współpracowali z tym moim znajomym prokuratorem ze Szczecina...
Ach, prawda. Sporządzając wykaz Emilki podbojów, zapomniałam wpisać prokuratora.
- Bo mój osobisty mafioso nie ograniczał się wcale do terenu naszego województwa, broń Boże, razem ze swoimi koleżkami mieli szeroką skalę działania, zdaje się, że cała zachodnia połowa Polski była ich. Więc rozpracowywała go spora gromada co bardziej kumatych policjantów z tego dzikiego zachodu. Jak go wreszcie zapuszkowali, to się zrobiło bez mała święto narodowe. Dajcie trochę mizerii, bardzo proszę. No a kiedy wyszedł z mamra, to znowuż nastała żałoba narodowa. Wszyscy porządni ludzie są w nerwach, że on się jakoś wyłga i od wyroku. Natomiast... o mamo, zatkałam się tą kaszą. Poproszę sosiku.
- Emilko, czy chcesz, żebyśmy cię zbiorowo zamordowali? - zapytała uprzejmie babcia.
- Już mówię. Natomiast mają nadzieję, ci porządni ludzie, o których mówię, że on coś zrobi na tej wolności, to znaczy przepustce. Czy jak to się nazywa. Wtedy go łapną.