Wystarczało to, by wywołać w nim „lęk przestrzeni”, którego pewni ludzie, nawet odważni, nie mogą się wyzbyć. W każdym razie Murzyn
przezornie wstrzymał się od wyrzekania. Zamknął oczy i po omacku wrócił do kajuty, mając w perspektywie pozostanie w niej na dłużej.
W rzeczywistości bowiem na trzysta siedemdziesiąt cztery miliony pięćdzie-
siąt siedem tysięcy dziewięćset dwanaście kilometrów kwadratowych, jakie stanowią powierzchnię mórz, Atlantyk zajmuje ponad jedną czwartą. Nie wydawało się też, żeby odtąd inżynier spieszył się. Nie padł więc rozkaz ruszenia „pełną parą”. Zresztą „Albatros” nie mógłby nawet rozwinąć prędkości rzędu dwustu kilometrów na godzinę, czyli takiej, z jaką leciał nad Europą. Nad tą częścią świata bowiem, gdzie przeważają południowo-zachodnie prądy powietrzne, posuwał się pod wiatr, który, choć jeszcze słaby, nie był łatwy do pokonania.
Oparte na wielu obserwacjach ostatnie prace meteorologów pozwoliły stwier-
dzić, że w strefie międzyzwrotnikowej istnieje zbieżność pasatów, a wieją one bądź to w kierunku Sahary, bądź Zatoki Meksykańskiej. Poza pasem ciszy przychodzą one albo z zachodu i ciągną w stronę Afryki, albo też ze wschodu w stronę Nowego Świata — przynajmniej podczas gorącej pory roku.
„Albatros” wcale nie próbował więc walczyć całą mocą swoich pędników
z przeciwną bryzą. Poprzestał na przeciętnej szybkości, która i tak przewyższa-
ła prędkość najbardziej chyżych transatlantyków.
13 lipca statek przekroczył równik, o czym cała załoga została poinformowa-na.
W ten sposób Uncle Prudent i Phil Evans dowiedzieli się, że opuścili półkulę północną i znaleźli się nad południową. Przekroczenie równika nie pociągnęło za sobą żadnych prób ani ceremonii, jakie towarzyszą temu na pokładzie niektórych 97
okrętów czy statków handlowych.
Jedynie Franciszek Tapage poprzestał na wylaniu Frycollinowi za kołnierz pół
kwarty wody; ale jako że po tym chrzcie nastąpiło kilka szklanek dżinu, Murzyn wyraził gotowość przekraczania równika tyle razy, ile się da, byleby tylko nie odbywało się to na grzbiecie mechanicznego ptaka, który wcale nie wzbudzał
w nim zaufania.
Dwa dni później, przed południem, „Albatros” przeleciał między wyspami
Wniebowstąpienia i Świętej Heleny, bliżej jednak tej ostatniej, a jej wzniesienia widać było na horyzoncie przez kilka godzin.
Gdyby w epoce, kiedy Napoleon był w mocy Anglików, istniał pojazd po-
krewny statkowi inżyniera Robura, Hudson Lowe 64 z pewnością, pomimo swoich obraźliwych środków ostrożności, ujrzałby swego znakomitego więźnia wymyka-jącego mu się z rąk drogą powietrzną.
Wieczorem 16 i 17 lipca, o zachodzie słońca, zaszło osobliwe zjawisko
w świetle gasnącego dnia. Na większej szerokości geograficznej można by sądzić, że to ukazała się zorza polarna. Zachodzące słońce rzucało kolorowe promienie, a niektóre z nich przesiąknięte były żywym kolorem zieleni.
Czy była to chmura pyłów kosmicznych, która odbijała ostatnie blaski dnia
i otoczyła nagle Ziemię? Kilku obserwatorów w taki właśnie sposób wytłuma-
czyło te zmierzchające światła. Ale odrzucili by to wyjaśnienie, gdyby znaleźli się na pokładzie statku powietrznego.
Zbadawszy rzecz stwierdzono, że w powietrzu zawieszone były małe krysz-
tałki piroksenu, przeźroczyste kulki, drobne cząstki żelaza magnetycznego po-krewne substancjom, jakie wyrzucają niektóre góry wulkaniczne. Od tej chwili nie było wątpliwości, że jakiś czynny wulkan wydalił w przestrzeń tę chmurę —
jej krystaliczne cząstki powodowały zauważone zjawisko, a zawisła ona akurat nad Atlantykiem, utrzymywa na przez prądy powietrzne.
Co więcej, podczas tej części podróży zaobserwowano jeszcze kilku innych
fenomenów. Wielokrotnie chmury nadawały niebu szary odcień o szczególnym
wyglądzie; następnie, gdy mijało się tę zasłonę z oparów, ukazywała się jej powierzchnia cała pokryta spiralnymi, olśniewająco białymi zgrubieniami, gdzie rozsiane były drobne, stwardniałe płatki — ich powstanie na tej szerokości geograficznej wytłumaczyć można wyłącznie przez podobieństwo do tworzenia się gradu.
Nocą z 17 na 18 ukazała się zielonkawo-zółta tęcza księżycowa będąca wy-
nikiem położenia statku między księżycem w pełni a mżącym deszczem, który
parował, nim dotarł do morza.
64Hudson Lowe — angielski generał, który w epoce napoleońskiej walczył przeciwko Francji.
W 1815 roku, po uwięzieniu Napoleona na Wyspie Świętej Heleny, został gubernatorem wyspy i był bardzo surowym strażnikiem Bonapartego.
98
Czy na podstawie tych różnych zjawisk można było wywnioskować bliską zmianę pogody? Możliwe. Tak czy owak wiatr, który od odlotu znad wybrzeży
Afryki wiał z południowego zachodu, zaczął przycichać w okolicach równika.
Niesamowicie gorąco było w tej strefie tropikalnej. W poszukiwaniu chłodu Robur skierował więc pojazd do wyższych pokładów powietrza. W dodatku trzeba było chronić się przed prostopadle padającymi promieniami słonecznymi, które stały się nie do zniesienia.
Zmiana prądów powietrznych z pewnością pozwalała przewidywać, że poza
strefą międzyzwrotnikową warunki pogodowe będą inne. Należy zresztą zauwa-
żyć, że lipiec na półkuli południowej odpowiada styczniowi na półkuli północnej, czyli środkowi zimy. Jeśli „Albatros” podąży bardziej na południe, skutki tego niebawem odczuje.
W dodatku, jak mawiają, marynarze, „morze było tym czuć”. 18 lipca za
zwrotnikiem Koziorożca ukazało się inne zjawisko, a mogłoby ono przerazić pły-nące tam statki.
Dziwna seria świecących fal rozchodziła się po powierzchni oceanu z prędko-
ścią, którą można było ocenić na nie mniejszą jak sześćdziesiąt mil na godzinę.
Fale te biegły w odległości osiemdziesięciu stóp jedna od drugiej, rysując długie, świetliste bruzdy. Wraz z zapadającą nocą ich ostre odbicie dochodziło aż do