- Elaine, chodźmy już stąd... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- Dlaczego ona przyniosła nam te drinki?
- Zamówiłem je, gdy tu weszliśmy.
- Nie zamówiłeś.
- Napij siÄ™.
- SÅ‚ucham?
- Napij siÄ™, proszÄ™.
- Ale ona się pomyliła.
Benjamin pokręcił głową.
- Nie pomyliła się - stwierdził. - Zamówiłem drinki, gdy tu weszliśmy.
- Nie zamówiłeś.
- Elaine, zamówiłem. Szepnąłem to jej, gdy ją mijaliśmy.
- Dlaczego mówisz mi takie rzeczy?
- Bo tak było! - zawołał Benjamin.
- Nieprawda.
- ProszÄ™ ciÄ™, pij!
Spojrzała na drinka przed sobą.
- Nie to chciałam - oświadczyła.
- Cholera! - krzyknął Benjamin. Sięgnął po jej drinka, czyli po martini, i szybko wypił.
- Benjaminie, co tu siÄ™ dzieje?
- Nic.
- Coś się jednak dzieje - nalegała Elaine. - Co takiego?
- Po prostu nie podoba mi się tutaj - odrzekł Benjamin.
- Dlaczego?
- Bo nie.
- Dlaczego mnie okłamałeś co do tego zamawiania drinków?
- Nie okłamałem.
- Więc czemu jesteś taki zdenerwowany?
- Chodźmy stąd! - zawołał Benjamin. Poderwał się, uderzając w stół kolanami, i podniósł z krzesła płaszcz Elaine. Sięgnął do kieszeni po pieniądze, które następnie zostawił na stoliku. Potem chwycił Elaine za rękę. - Szybko, szybko!
Wybiegł z baru pierwszy i ruszył przez hol. Jeden z recepcjonistów przystanął na jego widok i uśmiechnął się.
- Dobry wieczór, panie Gladstone - powiedział.
Benjamin minął go w pośpiechu.
- Benjaminie? - odezwała się Elaine.
- Szybko!
Pociągnął ją w stronę wejścia do hotelu.
- Benjaminie? Oni ciÄ™ tu znajÄ… czy co?
Przecięli pawilon przed hotelem i doszli do parkingu. Benjamin otworzył drzwiczki samochodu przed Elaine i wcisnął jej płaszcz do rąk.
- Wsiądź, proszę - powiedział.
- Benjaminie?
- Do cholery, Elaine, wsiadaj do samochodu!
Wsiadła do samochodu. Benjamin zatrzasnął drzwi i obszedł wóz. Gdy tylko znalazł się w środku i zamknął swoje drzwiczki, zakrył twarz dłońmi. Przez długi czas kręcił głową, zasłaniając oczy.
- Elaine? - odezwał się w końcu. - Lubię cię. Bardzo cię lubię.
Obserwowała go, ale nic nie powiedziała.
- Wierzysz mi, Elaine?
Skinęła głową.
- Wierzysz?
- Tak.
- Od tak dawna... Od tak dawna nie przydarzyło mi się nic takiego miłego. Jesteś pierwszą osobą, z którą mogę naprawdę przebywać.
Wyciągnęła dłoń i zdjęła jedną rękę z jego twarzy.
- Całe moje życie jest takie puste. Nic w nim nie ma, Elaine. - Milczał przez chwilę, a potem wyswobodził rękę z jej uścisku i pokręcił głową. - Przepraszam - dodał, sięgając do kieszeni po kluczyki. - Odwiozę cię do domu.
Elaine patrzyła, jak Benjamin wkłada kluczyk do stacyjki i włącza silnik.
- Benjaminie? - odezwała się.
- SÅ‚ucham, Elaine?
- Czy ty masz z kimÅ› romans?
Benjamin wbił wzrok w swoją rękę na stacyjce.
Elaine pokręciła głową.
- Przepraszam - powiedziała.
- Elaine?
- Przepraszam cię - powtórzyła. - To nie moja sprawa.
Benjamin powoli przekręcił kluczyk i wyłączył silnik. Przez chwilę wpatrywał się w swoją rękę, po czym podniósł wzrok i spojrzał przez przednią szybę.
- To się po prostu stało - przemówił. - Zwykła podła rzecz, która przydarzyła się jak wszystko inne. - Spojrzał na nią. - Potrafisz to zrozumieć? Potrafisz to zrozumieć, Elaine?
Skinęła głową.
- I co teraz o mnie myślisz?
- SÅ‚ucham?
- Czy coś o mnie w tej chwili myślisz?
Skinęła głową.
- Ale co myślisz?
Elaine wzruszyła ramionami.
- Myślę, że miałeś z kimś romans - odparła. - Co innego mogę myśleć?
- Ale nie pogardzasz mnÄ…?
Zmarszczyła brwi.
- Nie pogardzasz?
Ponownie chwyciła jego dłoń.
- Benjaminie? - zapytała, patrząc na niego. - Czy ona była mężatką?
Skinął głową.
- Miała rodzinę?
- Syna. Miała męża i syna.
- Dowiedzieli siÄ™ o tym?
- Nie.
- I wszystko już się skończyło?
- Tak.
Elaine pokręciła głową.
- Dlaczego miałabym tobą pogardzać?
- Ale Elaine - zaczął Benjamin, zwracając się w jej stronę. - A gdyby... gdyby to był ktoś, kogo znasz? Co wtedy byś czuła?
- Nie wiem.
- Znienawidziłabyś mnie?
- Nie sądzę - odparła. - A tak było?
- SÅ‚ucham?
- Czy to ktoÅ›, kogo znam?
- Nie.
- Zwykła kobieta, którą poznałeś w barze?
Benjamin skinął głową.
- Była znudzona, samotna i tak dalej?
- Tak.
- No to sądzę, że dzięki tobie przestała się nudzić - orzekła Elaine. - Ale to raczej nie moja sprawa. Przepraszam, że przeze mnie się wydało.
- Przepraszasz?
- Bo chyba jesteÅ› z tego powodu zdenerwowany.
- Elaine, to mnie nie zdenerwowało. Ale czy... czy umówiłabyś się ze mną jeszcze raz, gdybym cię poprosił? Po tym, jak się dowiedziałaś prawdy?
- Myślę, że tak.
- W takim razie, czy spotkamy siÄ™ jeszcze?
- Jeśli chcesz.
- Jutro? Możemy się gdzieś wybrać jutro?
- Oczywiście - zgodziła się Elaine.
- W ciągu dnia - rzekł Benjamin. - Przejedziemy się albo coś takiego.
Skinęła głową.
- Jesteś pewna, że naprawdę tego chcesz? Nie chciałbym, żebyś spotykała się ze mną, jeśli nie chcesz.
- Chcę - powiedziała Elaine.
- Chcesz?
- Benjaminie, naprawdÄ™ chcÄ™.
Następnego ranka niebo było jasnobłękitne i bezchmurne. Po ulicy niósł się jedynie warkot kosiarki elektrycznej, prowadzonej przez ogrodnika po trawniku przed domem Robinsonów. Benjamin zaparkował samochód, wysiadł i szybkim krokiem dotarł przez trawnik do wejścia. Zapukał i czekał. Po chwili drzwi otworzyła pani Robinson. Miała na sobie zielony szlafrok. Benjamin spojrzał na nią, zerknął przez jej ramię w głąb domu i znów popatrzył na jej twarz.
- Elaine i ja wybieramy się dzisiaj na przejażdżkę - wyjaśnił.
Pani Robinson wyszła na ganek i zamknęła za sobą drzwi.
- Porozmawiamy w twoim samochodzie? - zapytała. - Wolałabym nie rozmawiać w domu.
- Cóż, nie bardzo wiem, czy mamy o czym...
- Elaine jeszcze śpi.
Pani Robinson wsunęła ręce do kieszeni szlafroka. Zeszła z ganku i ruszyła poprzez trawnik w stronę samochodu, witając się po drodze skinieniem głowy z ogrodnikiem. Doszła do samochodu i wsiadła do środka. Benjamin patrzył, jak zamyka drzwiczki i splata ręce na piersi. W końcu pokręcił głową i poszedł obok ogrodnika do samochodu.
- Pani Robinson?
- Wsiadaj, Benjaminie - powiedziała, nie patrząc na niego.
- Naprawdę sądzę, że nie bardzo mamy o czym mówić, pani Robinson.
- Wsiadaj do samochodu.
Benjamin stał przez chwilę bez ruchu, po czym obszedł samochód i usiadł za kierownicą.
- Ruszaj - poleciła pani Robinson, wskazując głową za przednią szybę.
Benjamin włączył silnik.
- Pani Robinson - zaczął. - Mam nadzieję, że nie obrazi się pani, jeśli powiem, że uważam, że postępuje pani trochę melodramatycznie. Nie doszło do niczego aż tak strasznego, żeby od razu...
- Miń kilka domów i park.