- Pomagasz im w podejmowaniu decyzji, Shiro? - zapytał.
- Tylko wpajam im przekonanie, że to bardzo pilne - odparła Lady Sithów. - Ale oni i tak cały czas myślą o swoim smakowitym lunchu.
- Myślisz, że jakiś rozrabiaka zapoznał się zawczasu z wykazem spraw do omówienia?
- O ile wiem, nie - odparła Lumiya. - Ale możesz się nie martwić. Dam sobie z tym radę.
Jacen wyczuł, że korytarzem nadchodzi Mara. Mistrzyni Jedi parła zdecydowanie niczym
małe tornado. W przeciwieństwie do Lekaufa bez wahania weszła do gabinetu pułkownika
Solo. Jacen posłużył się Mocą żeby zaprezentować jej mieszaninę zmęczenia i dobrego
humoru, po czym uśmiechnął się do niej.
Mara od razu skierowała spojrzenie na holoekran.
- Co za fascynujące teksty - mruknęła.
- Chcę tylko mieć pewność, że poprawka dotycząca regulaminu dostaw zostanie
przegłosowana. - Potwierdziła się stara prawda: jak chcesz coś ukryć, trzymaj to na widoku. -
Chodzi o to, żebyśmy mogli pokonywać przeszkody biurokratycznych przepisów. Moi
podwładni powinni dostawać sprzęt najlepszej jakości. Żołnierze na to zasługują, a do tej pory mieli z tym problemy.
- Ja także nie mam nic przeciwko temu. - Mara usiadła po drugiej stronie biurka na
rozklekotanym krześle - Jacen ostentacyjnie demonstrował, że nie wydaje pieniędzy na siebie -
i założyła nogę na nogę. Była ubrana w szary żakiet, w którym wyglądała prawie jak w
bojowym kombinezonie, co ostatnio odzwierciedlało stan jej umysłu. - Przyszłam do ciebie w sprawie Bena.
- Radzi sobie dobrze - stwierdził Jacen. - Prawdę mówiąc, nawet bardzo dobrze.
- Dzięki tobie bardzo spoważniał - przyznała Mara. - Stał się odpowiedzialnym młodym
człowiekiem. - Obejrzała się na otwarte drzwi, jakby jej w czymś przeszkadzały. - Pozwól, że
przejdę od razu do rzeczy. Wiem, że Lumiya chce go zabić. Nie wiadomo dlaczego ta baba uważa, że zamordował jej córkę. Teraz zaś, kiedy znaleźliśmy dowody, że Lumiya ma wtyczkę w SGS, mam powody do niepokoju. Prawdę mówiąc, jestem bardzo niespokojna. Gdyby
cokolwiek przydarzyło się mojemu chłopcu z winy jednego z funkcjonariuszy SGS, czułabym
się naprawdę paskudnie.
No, no, pomyślał Solo, czyżby Mara się domyślała? Czyżby spodziewała się tego, co ma
nadejść? Przeraził się na chwilę, niepewny, czy ostatnia tajemnica na drodze do jego
przeznaczenia nie stała się dla wszystkich oczywista. Mara była kiedyś Ręką Palpatine'a, przypomniał sobie. Jeżeli ktokolwiek z członków Rady Jedi to dostrzeże, tym kimś będzie ona.
Udał zaniepokojonego jej słowami. Nie przerwał połączenia, więc Lumiya mogła słyszeć całą rozmowę.
- Wdrożyłem śledztwo i mogę cię zapewnić, że nie znalazłem niczego, co by o tym
świadczyło - powiedział.
- Czy Ben gdzieś tu jest? - zainteresowała się mistrzyni Jedi. - Ostatnio rzadko go widuję.
Jacen wysłał go na rutynowy patrol, na poszukiwania ukrytych składów broni, ale Mara nie musiała o tym wiedzieć.
- Prowadzi dla mnie poszukiwania - odparł Solo.
- To dobrze - stwierdziła Mara. - Proszę cię tylko o to, abyś pamiętał, że prawdopodobnie największe niebezpieczeństwo nie zagraża mu ze strony Konfederacji. Nawet jeżeli nie
wyobrażasz sobie, że jeden z twoich podwładnych jest wtyczką Lumii, ja w to wierzę i nie przestanę, dopóki ktoś mnie nie przekona, że nie mam racji. - Powoli wstała i Jacen znów o mało nie uwierzył, że jego rozmówczyni wie, co się ma wydarzyć. - Powinieneś zadać sobie pytanie, który członek SGS mógłby zostać sprzymierzeńcem Lumii. Siedzisz w tym tak
głęboko, że chyba nie zwróciłbyś na to uwagi.
Jacen spodziewał się, że usłyszy w komunikatorze jakąkolwiek reakcję Lady Sithów, ale
Lumiya albo koncentrowała się na przegłosowaniu poprawki, albo w ogóle nie słyszała całej rozmowy.
- Na pewno się tym zajmę, ciociu Maro - obiecał Jacen. - Nie zapominaj jednak, że Ben uczy się sam dbać o siebie.
- A ty? - zapytała mistrzyni Jedi.
- Co masz na myśli?
- No cóż, jeżeli nikt inny nie odważy ci się tego powiedzieć, ja to zrobię. Co się z tobą dzieje, Jacenie? Dlaczego zostawiłeś swoich rodziców na pewną śmierć? Wiem, że cały czas pozostaje w mocy nakaz ich aresztowania, ale...
Jacen sam był ciekaw, dlaczego upłynęło tyle czasu, zanim ktoś mu to wypomniał.
Spodziewał się, że pierwsza będzie Ja- ina, zważywszy na to, ile miała do niego pretensji, ale Mara chyba już wiedziała, że stając w obronie Jacena, zrobiła z siebie idiotkę.
- Wiem, to moja wina - odezwał się w końcu Solo. - Byłem pewien, że dadzą sobie radę i
bezpiecznie odlecą więc postanowiłem się udać tam, gdzie miałbym wpływ na losy bitwy... na pokład mojego okrętu.
- Rozumiem - powiedziała z przekąsem Mara. - Zwykła pomyłka w ocenie sytuacji.
- Jestem tylko człowiekiem.