Doreah poprowadziła ją do wydrążonego pagórka, który przygotowano dla niej i dla khala... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Przypominał namiot usypany z ziemi, chłodny i mroczny w środku. - Jhiqui, kąpiel, proszę - rozkazała. Musiała zmyć z siebie brud podróży i dobrze się wymoczyć. Z zadowoleniem przyjęła perspektywę krótkiego postoju i to, że rano nie będzie musiała znowu wsiadać na konia.
Woda była gorąca, taką lubiła. - Dzisiejszej nocy podaruję bratu moje prezenty - postanowiła, kiedy Jhiqui myła jej włosy. - W świętym mieście powinien wyglądać jak król. Doreah, odnajdź go i zaproś na kolację. - Yiserys odnosił się do niej milej niż do dothrackich służących, może dlatego że magister Illyrio pozwolił mu wziąć ją do łóżka jeszcze w Pentos. - Irri, idź na bazar. Kup mięsa i owoców. Wszystko, tylko nie koninę.
- Koń jest najlepszy - powiedziała Irri. - Daje siłę mężczyźnie.
- Yiserys nienawidzi końskiego mięsa.
- Dobrze, Khaleesi.
Przyniosła barani udziec i kosz pełen warzyw i owoców. Jhiqui upiekła mięso z ziołami i słodką trawą, nacierając je miodem. Przygotowano też melony, granaty, śliwki oraz dziwne owoce ze wschodu. Kiedy służące przygotowywały posiłek, Dany wyjęła ubranie, które kazała zrobić dla brata: tunikę i getry ze sztywnego białego płótna, skórzane sandały wiązane pod kolanami, pas z medalionów z brązu i skórzaną kamizelkę z wymalowanymi na niej smokami ziejącymi ogniem. Miała nadzieję, że tak ubrany, jej brat odzyska trochę szacunku Dothraków i zapomni o swoim upokorzeniu. W końcu wciąż pozostawał jej królem, a także bratem. W ich żyłach płynęła smocza krew.
Kiedy wyjmowała ostatni z podarunków - jedwabny płaszcz koloru trawy z jasnozielonym oblamowaniem, które miało podkreślać srebro jego włosów - zjawił się Yiserys, ciągnąc za sobą Doreah. Jedno oko miała czerwone od uderzenia. - Jak śmiesz przysyłać tę dziwkę, żeby mi rozkazywała - powiedział. Przewrócił brutalnie dziewczynę na dywan.
Jego gniew zaskoczył Dany. - Chciałam tylko… Doreah, co powiedziałaś?
- Khaleesi, wybacz. Poszłam do niego, tak jak kazałaś, i powiedziałam, że ma zjeść z tobą kolację.
- Nikt nie może rozkazywać smokowi - warknął Yiserys. - Ja jestem twoim królem! Powinienem odesłać ci jej głowę!
Dziewczyna skuliła się, lecz Dany uspokoiła ją dotknięciem ręki. - Nie bój się, on cię nie skrzywdzi. Drogi bracie, wybacz jej, proszę. Źle się wyraziła. Miała cię poprosić, abyś zjadł ze mną kolację, jeśli zechcesz, Wasza Miłość. - Wzięła go za rękę i poprowadziła przez pokój. - Spójrz. To dla ciebie.
Yiserys popatrzył na nią podejrzliwie. - Co to takiego?
- Nowy strój. Kazałam go uszyć specjalnie dla ciebie. - Uśmiechnęła się wstydliwie.
- Barbarzyńskie szmaty - warknął. - Chcesz mnie w to ubrać?
- Proszę… będzie ci chłodniej i wygodniej. Myślałam też, że… jeśli ubierzesz się tak jak oni, Dothrakowie… - Dany nie wiedziała, jak to powiedzieć, żeby nie obudzić smoka.
- Następnym razem zechcesz, żebym zaplótł sobie warkocze.
- Ja nigdy… - Dlaczego on zawsze był taki okrutny? Chciała mu tylko pomóc. - Nie odniosłeś jeszcze żadnego zwycięstwa, więc nie masz prawa do warkocza.
Nie powinna była tego mówić. Jego liliowe oczy rozbłysły iskierkami wściekłości, lecz nie odważył się jej uderzyć, nie w obecności służących, na zewnątrz zaś stali wojownicy z jej khas. Yiserys podniósł płaszcz i powąchał go. - Śmierdzi gnojem. Może mógłbym nim przykrywać konia.
- Doreah uszyła go na moje polecenie specjalnie dla ciebie - powiedziała urażona. - Jest to strój godny khala.
- Jestem panem Siedmiu Królestw, a nie utytłanym trawą dzikusem z dzwoneczkami we włosach - rzucił Yiserys i chwycił ją za ramię. - Zapominasz się, dziwko. Myślisz, że twój wielki brzuch pomoże ci, kiedy obudzisz smoka?
Zaciskał boleśnie palce na jej ramieniu i przez chwile Dany znowu poczuła się jak dawniej, jak dziewczynka drżąca w obliczu jego gniewu. Wyciągnęła drugą rękę i chwyciła pierwszą rzecz, której dosięgnęła, pas przeznaczony dla niego, ciężki łańcuch z medalionów z brązu. Zamachnęła się z całej siły.
Uderzyła go prosto w twarz i Yiserys puścił ją natychmiast. Z jego policzka popłynęła krew w miejscu, w którym jeden z medalionów rozerwał skórę. - To ty się zapominasz - powiedziała Dany. - Czy niczego się nie nauczyłeś tamtego dnia? Zostaw mnie teraz, zanim każę cię stąd wyciągnąć. I módl się, żeby nie dowiedział się o tym khal Drogo, bo cię wybebeszy i każe zjeść własne flaki.
Yiserys podniósł się na nogi. - Pożałujesz tego dnia, dziwko, gdy tylko wrócę do mojego królestwa. - Wyszedł z dłonią przyciśniętą do twarzy.
Na jedwabnym płaszczu widniały krople jego krwi. Dany przycisnęła miękką tkaninę do twarzy i usiadła na macie, na której sypiała.
- Kolacja gotowa, Khaleesi - powiedziała Jhiqui.
- Nie jestem głodna - odparła Dany ze smutkiem. Poczuła nagle ogromne zmęczenie. - Sami zjedzcie i poślij jedzenie Ser Jorahowi. - Po chwili dodała: - Proszę, przynieś mi jedno ze smoczych jaj.

Tematy