Definitywnie, na pewno, z gwarancją i pod słowem nie byłem w najmniejszym stopniu zainteresowany zasuszonymi staruchami z taką nadkwasotą, że odbija im się... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Odrobiłem zapas dobrych uczynków na najbliższe dziesięć lat z okładem. Uratowałem piękną dziewicę. Najwyższy czas zabrać się za sprawy bliższe memu sercu, na przykład wyprosić za drzwi ostatnią kosmatą przytulankę Deana.
Wyrzuciłem truchełko do kosza na śmieci, odchyliłem się na fotelu i zacząłem zastanawiać, jak to miło byłoby odłożyć się do wygodnego, mięciutkiego łóżeczka.
Garrett!
O, cholera! Za każdym razem, kiedy już zapomnę o moim tak zwanym partnerze...
 
Truposz mieszka w największym pokoju frontowym, zajmującym prawie całą przednią część domu po drugiej stronie korytarza. Powierzchnia tego pokoju jest taka sama, jak mojego gabinetu i małego pokoiku razem wziętych. Kupa miejsca, jak na faceta, który nie ruszył się z miejsca od czasu, kiedy TunFaire nadano nazwę TunFaire. Mam zamiar wrzucić go do piwnicy, razem z całą masą innych niepotrzebnych rzeczy, które są tam od początku historii.
Wszedłem do jego pokoju. Płonęła w nim lampa. To ci niespodzianka. Dean nie lubi tu wchodzić. Rozejrzałem się podejrzliwie.
W pomieszczeniu są tylko dwa fotele i dwa małe stoliki, choć ściany pokrywają w całości półki z książkami, mapy i pamiątki. Jeden fotel jest mój. Drugi ma stałego mieszkańca.
Jeśli wejdziesz do pokoju i nie wiesz, czego się spodziewać, możesz przeżyć szok na widok Truposza, Po pierwsze, jest go cholernie dużo. Mniej więcej czterysta pięćdziesiąt funtów. Po drugie, nie jest człowiekiem, tylko Loghyrem. A ponieważ jest jedynym przedstawicielem tego gatunku, którego widziałem, nie mam pojęcia, czy loghyrskie dziewczyny mdleją na jego widok, ale na mój gust to urodzony frajer i pantoflarz. Wygląda, jakby był manekinem ćwiczebnym dla jakiegoś gościa z ostrą lachą.
Dopiero w drugiej kolejności po zwałach tłuszczu dostrzegasz słoniową trąbę o długości czternastu cali. A potem, jeśli się dobrze przyjrzysz, zauważysz, że myszy i mole od lat korzystają z niego bez żenady.
Truposzem nazywa się go dlatego, że nie żyje. Ktoś wbił weń nóż jakieś czterysta lat temu, ale Loghyrowie nie spieszą się na tamten świat. Jego dusza, czy co on tam ma, wciąż kręci się po ciele.
Zdaje się, że miałeś jakąś przygodę.
Ponieważ jest martwy, nie może mówić, ale to go nie zniechęca Myśli wprost do mojej głowy. Potrafi również w niej grzebać, jeśli chce, pośród zaśmiecających ją gratów i pająków. Pomimo to najczęściej jest na tyle uprzejmy, żeby nie wchodzić bez zaproszenia.
Rozejrzałem się jeszcze raz. Pokój był zbyt czysty. Dean odkurzył nawet samego Truposza.
Coś mi tu śmierdziało. Ta dwójka najwyraźniej się spiknęła. Po raz pierwszy w historii. Przerażające.
Jestem chłodnym typem. Doskonale ukryłem zaskoczenie. Nie chciałem jeszcze wiedzieć, o co chodzi. Wolałem najpierw wyrównać rachunki.
Truposz popełnił błąd, bo nauczył mnie zapamiętywać nawet najdrobniejsze szczegóły wszystkiego, nad czym pracuję. Zacząłem opowiadać moje wieczorne przygody.
Teoretyczną podstawą naszego współdziałania jest zasada, że ja odwalam całe chodzenie, zbieram ciosy, strzały, guzy i siniaki, a on gromadzi wszystko to^ czego się dowiem, i przepuszcza przez swój mózg samozwańczego geniusza, po czym mówi mi, co się dzieje, gdzie ukryto ciało, albo cokolwiek, czego staram się dowiedzieć. Tak to wygląda teoretycznie. W praktyce jest jeszcze bardziej leniwy ode mnie. Czasami muszę grozić, że spalę cały dom, żeby go w ogóle obudzić.
Nabrał podejrzeń, kiedy rozwodziłem się szczegółowo nad urodą dziwnej panny Contague.
Garrett!
Za dobrze mnie zna.
- Tak? - zapytałem słodziutko. Co ty wyprawiasz?
- Opowiadam ci o pewnych niezwykłych wydarzeniach.
- Wydarzeniach, być może, ale nieszczególnie interesujących. Chyba że namiętności znowu zlasowały ci mózg. Chyba nie zamierzasz wplątywać się w aferę z tymi ludźmi, co?
Miałem ochotę skłamać, żeby nim trochę potrząsnąć. Często to robimy, i do tego w obie strony. Miło przy tym płynie czas.
- Wiesz, są granice utraty zdrowego rozsądku na widok kiecki. Doprawdy? Zdumiewasz mnie i zaskakujesz. A już myślałem, że w ogóle brak ci rozsądku, nieważne, zdrowego czy chorego, l tak to leci. Z reguły uważamy to za grę: główka i półgłówek. Możecie zgadywać, kto jest kim.
- Punkt dla ciebie, Kupo Gnatów. Idę odłożyć się na półkę do rana. Jeśli Dean dostanie kolejnego ataku szalonej energii i będzie cię chciał znów odkurzyć, powiedz mu, żeby mnie nie budził przed południem.
Mam problem z porankami. Żaden normalny człowiek nie wstaje o tej porze. Poranek jest o wiele za wcześnie.
Pomyślcie tylko, co mają ranne ptaszki z tego, że wcześnie wstają. Wrzody. Problemy z sercem. Sentyment do bezdomnych kotów. Ale nie ja, nie stary Garrett. Ja się położę i przeleniuchuję całą drogę ku nieśmiertelności.
Sam chciałbym trochę pospać. Po twoim dzielnym wyczynie i próbie zarobienia na tej kreaturze, Kałuży, należy ci się nagroda.
- Dlaczego mam wrażenie, że zaraz mnie w coś wrobisz? Co masz przeciwko późnemu wstawaniu? Nie mam nic więcej do roboty.
Musisz być o ósmej przy bramie Al- Khar.
- Co takiego? Powtórz to jeszcze raz!
Al- Khar to miejskie więzienie. TunFaire cierpi na notoryczną niemoc wymiaru sprawiedliwości, ale od czasu do czasu jakaś gapa wpakuje się wprost w ramiona Straży. Od czasu do czasu jakiś wariat da się zamknąć.
- A po jaką cholerę? Tam są ludzie, którzy mnie nie lubią.
Gdybyś miał unikać wszystkich miejsc, gdzie ktoś cię nie lubi, musiałbyś wyjechać z miasta, żeby zaczerpnąć tchu. Będziesz tam, ponieważ masz śledzić gościa, którego wypuszczą o ósmej.

Tematy