Każdy jest innym i nikt sobą samym.

W rozdziale XVI odbywa się w duszy Felusia to wyrastanie nadbudowy
idealistycznej z błota materialistycznego:
„Feluś boryka się z bezsennością... Zapomina o mustrze... o szlifach tych upragnio-
nych... Myśli teraz o niedoli kraju... O jarzmie wschodniego despoty... o czynie wieko-
pomnym... Myśli teraz o rzeczach wielkich, publicznych... Juści, o te sprawy oni powstać
zaprzysięgli z bronią w ręku - - nie o tamte szlify, awanse niewyczekane!... Juści, nie o
swoją podchorążowską bez nadziei biedę wystąpić mają - - ale, wiadomo, o wolność i byt
niepodległy całego polskiego narodu!”
KRYTYKA KOMPROMITACJONIZMU
Tak to się odbywa, schwytane na gorącym uczynku!? Nie wiadomo tylko, czy to jest
metamorfoza psychologiczna, czy chemiczna, czy jaka inna, bo marksiści nigdy się
nad istotą tego procesu z bliska nie zastanawiali. Sam fakt jest oczywiście wiarogodny,
codzienna praktyka przynosi ich mnóstwo. Kto dostanie od kogo (od osoby, instytucji,
rządów) łapówkę, posadę czy jakie inne bene, jest mu usłużny nie tylko z umowy, z lojal-
ności czy kurtuazji, lecz nawet ideowo, z przekonania - co już jest nie zapłacone. Np.
dziennikarz przegorliwy - prostytutka, która za pieniądze „się oddaje”. Kto może płacić,
zawsze wytumani jakąś nadwartość. Ale chodzi o to, jak oceniać (wartościować) etycz-
nie tego rodzaju przemiany wewnętrzne, taką interesowną bezinteresowność. I tu socja-
lizm marksowski stosuje różnorakie miary; proletariatowi poleca, nawet zachwala, kiero-
wanie się pobudkami materialnymi, i słusznie, gdyż ma on za mało; ale gdy chodzi o ko-
rzyści ponad pewną normę równości, wówczas ten „materializm” staje się bardzo asce-
tyczny, podejrzliwy i jakby zazdrosny, w wypadkach zaś skomplikowanych jest całko-
wicie pozbawiony nietrywialnych sprawdzianów. Mówię zaś o tym wszystkim dlatego,
ponieważ autor Kordiana i chama publicznie ogłasza się jako marksista. Z przykładem o
mizerii awansowej podchorążych jako sprężynie spisku listopadowego - wpadł, o ile ten
fakt przedstawia w ujemnym świetle etycznym, a niewątpliwie to czyni.
Bo cóż to szkodzi, że ktoś do dobrych czynów nakłoniony jest przez „złe”, tzn. mate-
rialne pobudki! Należałoby na to patrzeć przez palce, a nie szykanować. O ileż więcej
142
etyka praktyczna skorzystała z freudyzmu, który jej podsunął genialne pojęcie - subli-
macji. W historii jednostek, jak i w historii ruchów zbiorowych raz po raz spotykamy
fakty, że z niskich pobudek wynikają wielkie i wspaniałe czyny. Diabeł u Goethego
sam z humorystyczną rezygnacją przyznaje, że służy „tej sile, która zawsze chce zła, a
wciąż stwarza dobre”. Stany Zjednoczone zaczęły wojnę o niepodległość, ponieważ nie
chciały swej macierzy, Anglii, zapłacić sześciu pensów od funta herbaty. Republika so-
cjalistyczna w Chile zawdzięcza swe powstanie temu, że rząd dyktatorski obniżył pensje
pracowników państwowych, zwłaszcza marynarzy.
Po wtóre: taki fakt materialny, rzekomo drobny, który niespodzianie staje się począt-
kiem lawiny, po bliższej analizie okazuje się czymś więcej: symptomatem, symbolem, w
którym skupia się ferment i od dawna nagromadzony jad. Może tak było i z tą kwestią
awansu podchorążych, której zresztą bliżej nie znam (Tokarz w swej wielkiej historii po-
wstania listopadowego wspomina o niej tylko ubocznie).
Kompromitacjonizm jest u nas dzisiaj manią w literaturze, polityce i publicystyce.
Mimo to może by nie było warto dłużej rozwodzić się nad tym przykładem, gdyby nie to,
że w Felusiu Czartkowskim i jego najbliższych kolegach skompromitowany miał być ktoś
o wiele znaczniejszy - sam Kordian.
QUI PRO QUO
Bo Feluś, to Kordian Słowackiego. On stoi na warcie na pokojach cesarskich, w zam-
ku. Ma to sobie za wielki zaszczyt i nigdy by mu się ani przyśniła myśl zabicia Najjaśniej-
szego Pana, gdyby mu się - właśnie nie przyśniła, lecz cudem, z woli autora. Urągliwie

Tematy