Było to tak, jakby cały ogień i wściekłość opuściły nagle sir Gilesa, zastąpione przemożnym zrozumieniem i współczuciem... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

W jego oczach dosłownie zabłysły łzy.
- Szlachetny to ślub, na wszystkich świętych! - wykrzyknął spoglądając na Jima. Postąpił
krok ku niemu. - Gdybym tylko miał dość wiary w siebie, aby choć spróbować podobny ślub
uczynić! Daj mi swą rękę, panie. Szlachcic, który potrafi znieść wszelkie zaczepki, każdy afront i zniewagę, aby utrzymać swe spojrzenie twardo utkwione w ten cel, ku któremu zmierzają teraz wszyscy zacni Anglicy, jest doprawdy dzielnym człowiekiem.
Złapał dłoń wyciągniętą odruchowo przez Jima i uściskał ją serdecznie.
- Nie mógłbyś nigdy obrazić mnie, sir Jamesie, mówiąc mi o takim ślubie. Oddałbym
prawą rękę, żeby samemu pomyśleć o takim ślubie i mieć wiarę, że go dotrzymam - nie
zważając, że karą za niedotrzymanie go byłoby wieczne potępienie!
Jim był oszołomiony. Całkiem zapomniał, jak w tym świecie ludzie tego rodzaju co Brian
i sir Giles dosłownie czcili odwagę w każdej formie. W istocie dla większości z nich był to odruch. Nagła ulga sprawiła, że niemal zaczął się trząść. Nie sprawiła jednak, by zmarnował
okazję, jaką zauważył teraz przed sobą.
- Może zatem, sir Gilesie - zaproponował - zgodziłbyś się rozwikłać tę trudność dzieląc
ten pokój z sir Brianem i ze mną. W samej rzeczy, jeśli sobie życzysz, możesz podzielić łóżko w tym pokoju z sir Brianem, bowiem uczyniłem jeszcze jeden ślub, który ogranicza mnie do spania na podłodze.
- Ależ niech mnie diabli! Niech mnie! - odpowiedział sir Giles, z nadmiaru uczucia omal
nie ścierając palców Jima na proszek. - Szlachetny i wielkoduszny! Taki, jaki zawsze powinien być rycerz. Będę zaszczycony, milordzie. Będę szczęśliwy i zaszczycony, dzieląc pokój z wami dwoma, tak jak proponujesz.
- Więc może teraz kazałbyś komuś wnieść tam twoje rzeczy - dodał Jim. - Ja powiem
karczmarzowi - odwracał się mówiąc to i przerwał odkrywszy, że nie tylko karczmarz, ale i chyba prawie wszyscy z gospody stoją tuż za nim albo spoglądają z okien i drzwi na sir Gilesa i niego.
- Tuszę, że nie masz żadnych obiekcji, by sir Giles dołączył do nas w pokoju, zacny
karczmarzu? - spytał.
- Ależ najmniejszych, milordzie. Zupełnie żadnych. Sam poślę kogoś po rzeczy sir Gilesa,
jeśli tylko powie mi, gdzie można je znaleźć.
- Mój człowiek ma je z naszymi końmi na zewnątrz dziedzińca - odparł sir Giles z
niedbałym ruchem ręki. Odkaszlnął, nieco zażenowany. - Inni oczywiście zjawią się w swoim czasie.
- Zatem pozwól, bym cię zabrał na górę, sir Gilesie - powiedział Jim - a może karczmarz
przyśle nam trochę wina.
Doprowadził go na górę i wkrótce potem przyniesiono im wino. Zręcznie omijając łóżko,
Jim usiadł na jednym ze stosów ubrań i derek, które leżały na podłodze. Sir Giles szybko pojmując wskazówkę, że Jim we wszystkich sprawach musiał ograniczać się do poziomu
podłogi, wybrał inną stertę blisko niego.
- Za pozwoleniem, milordzie - powiedział sir Giles, kiedy zajęli się pierwszymi kubkami
pełnymi kiepskiego czerwonego wina, którego dostarczył im karczmarz. Jim skrzywił się
nieznacznie, widząc, jak większość zawartości kubka znika w gardle jego towarzysza przy
pierwszym łyku. Sir Giles, jak większość ówczesnych rycerzy, zdawał się pić jak ktoś, kto zagubiony na pustyni w końcu natknął się na źródło wody. - Lękam się jednak, że nie wiem, gdzie może leżeć twoje gniazdo rodzinne. Wstyd mi się także przyznać, że nie rozpoznaję nazwy ani - co to było - Malencontri? Ani też w pamięci mojej nie utkwiła nazwa Riveroak.
- Malencontri leży na wzgórzach Malvern - odrzekł Jim - właściwie niedaleko od
Worcester. Faktycznie leży pośród terenów łowieckich Malvern, z których większość należy do hrabiego Gloucester. Ale ja sam otrzymałem Malencontri bezpośrednio od króla.
- Jestem ci zobowiązany za tę zacną grzeczność wyjaśnienia mi - odpowiedział sir Giles. -
Ja sam jestem rycerzem z Northumberland. Nasza rodzina od wielu pokoleń mieszka na
wybrzeżu Morza Germańskiego, które niektórzy nazywają Pomocnym, trochę tylko na południe od Berwick. A twoim towarzyszem jest szlachetny rycerz sir Brian Neville-Smythe? O jego
włościach także nic nie wiem.
- Jego domostwo, Zamek Smythe - powiedział Jim, obserwując, jak sir Giles z
roztargnieniem napełnia sobie kubek po raz trzeci - jest właściwie dość blisko mojego
Malencontri, także w okolicy Malvern. Staliśmy się towarzyszami w trakcie pewnej drobnej sprawy związanej z siedzibą Ciemnych Mocy, zwaną Twierdzą Loathly. :
- Na świętego Dustana! - Sir Giles żywo pochylił się ku niemu, w swym entuzjazmie

Tematy