Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Czarne murgoskie szaty, w które się przebrali, plątały im się wokół nóg, a nad głowami wciąż unosiły się gęste chmury pyłu.
- Stop! - Relg, ulgoski fanatyk, uniósł rękę, zatrzymał się i przechylił głowę, nasłuchując.
- Nie tutaj! - zaprotestował Barak. Nie przerwał marszu, wciąż niosąc na rękach oszołomionego Belgaratha. - Ruszaj, Relg!
- Cicho! - polecił Ulgos. - Próbuję coś usłyszeć. - Po sekundzie potrząsnął głową. - Z powrotem! - warknął, odwracając się szybko i popychając przyjaciół. - Biegiem!
- Tam z tyłu są Murgowie! - rzucił Barak.
- Biegiem! - powtórzył Relg. - Ta strona góry zaczyna pękać.
Zawracając usłyszeli nowy, przerażający hałas. Skała niechętnie ustępowała pod naporem, pękając z potwornym trzaskiem. Nagle galerię, którą uciekali, zalało światło. W zboczu bazaltowej góry pojawiła się potężna szczelina, rozszerzająca się z każdą sekundą coraz bardziej i bardziej, podczas gdy ogromna skalna płyta osuwała się wolno ku pustkowiu leżącemu setki jardów w dole. Czerwony blask wschodzącego słońca oślepiał ludzi uwięzionych dotąd w mrocznym świecie jaskiń, a wielka szrama w zboczu iglicy ukazała tuzin czarnych wylotów na górze i dole - w miejscach gdzie korytarze nagle kończyły się, przechodząc w nicość.
- Są tam! - zabrzmiał okrzyk z góry. Garion gwałtownie uniósł głowę. Jakieś piętnaście jardów nad sobą ujrzał kilku odzianych w czarne płaszcze Murgów. Stali u wylotu jaskini z dobytymi mieczami, a wokół nich kłębiły się chmury kurzu. Jeden z nich wskazywał ręką w stronę uciekinierów. Nagle iglica zakołysała się ponownie, odrzucając kolejną skalną płytę, która porwała ze sobą w otchłań wrzeszczących wojowników.
- Biegiem! - krzyknął ponownie Relg i wszyscy ruszyli za nim z powrotem w ciemność dygoczącego korytarza.
- Stańmy na chwilę - wysapał Barak, zatrzymując się nagle, gdy przebiegli kilkaset jardów. - Dajcie mi złapać oddech. - Złożył Belgaratha na ziemi; potężna pierś Chereka gwałtownie unosiła się i opadała.
- Czyż mogę pomóc ci, panie? - zaproponował szybko Mandorallen.
- Nie - wydyszał Barak - dam sobie radę. Chcę tylko chwilkę odsapnąć. - Wielki mężczyzna rozejrzał się wokół. - Co tam się stało? Co spowodowało to wszystko?
- Belgarath i Ctuchik posprzeczali się nieco... - poinformował go Silk. To niedopowiedzenie aż ociekało ironią. - Pod koniec sprawy wymknęły się im trochę spod kontroli.
- Co się stało z Ctuchikiem? - spytał Barak, nadal łapczywie wdychając powietrze. - Kiedy wraz z Mandorallenem wpadliśmy do tej komnaty, nie widzieliśmy nikogo poza wami.
- Unicestwił się - odparła Polgara klękając, aby zbadać twarz Belgaratha.
- Nie widzieliśmy ciała, pani - zauważył Mandorallen, próbując wzrokiem przebić ciemność. W dłoni trzymał wielki obnażony miecz.
- Nie zostało z niego zbyt wiele - wyjaśnił Silk.
- Czy tu jesteśmy bezpieczni? - zwróciła się do Relga Polgara.
Ulgos przyłożył ucho do ściany korytarza, nasłuchując uważnie. Po chwili skinął głową.
- Na razie tak - stwierdził.
- Zatem zatrzymajmy się tu na chwilę. Chciałabym przyjrzeć się ojcu. Poświeć mi.
Relg pogrzebał w sakiewkach wiszących mu u pasa i zmieszał dwie substancje, z których zaczęło promieniować blade ulgoskie światło.
Silk spojrzał ciekawie na czarodziejkę.
- Co naprawdę się zdarzyło? Czy to Belgarath zrobił coś z Ctuchikiem?
Polgara potrząsnęła głową, delikatnie muskając dłońmi pierś ojca.
- Ctuchik z jakiegoś powodu próbował zniszczyć Klejnot. Coś przeraziło go tak bardzo, że zapomniał o pierwszym prawie.
Przez umysł Gariona, stawiającego właśnie na ziemi chłopca, przemknęło nagłe wspomnienie - wizja umysłu Ctuchika tuż przedtem, nim Grolim wymówił owo fatalne dla siebie słowo „przepadnij”, które strąciło go prosto w nicość. Raz jeszcze ujrzał obraz, pojawiający się w myślach wielkiego kapłana - wizję jego, Gariona, dzierżącego Klejnot w dłoni - i poczuł ślepą, bezrozumną panikę, która ogarnęła Ctuchika w tym momencie. Czemu? Dlaczego przeraziło to Grolima tak bardzo, że popełnił śmiertelny błąd?
- Co się z nim stało, ciociu Pol? - spytał. Z jakiejś przyczyny musiał to wiedzieć.
- Ctuchik już nie istnieje - odparła. - Wszystko, co składało się na jego osobę, zniknęło.
- Nie o to mi chodziło... - zaczął protestować Garion, lecz Barak przerwał mu.
- Czy zniszczył też Klejnot? - w jego głosie zabrzmiał nagły lęk.
- Nic nie zdołałoby zniszczyć Klejnotu - odparła spokojnie Polgara.
- Gdzie zatem jest?
Chłopczyk uwolnił rękę z uścisku Gariona i bez wahania podszedł do wielkiego Chereka.
- Podarek? - spytał unosząc ku niemu okrągły szary kamień. Barak cofnął się gwałtownie.
- Na Belara! - zaklął, pospiesznie chowając ręce za plecy. - Polgaro, zrób coś, żeby nie wymachiwał tym wokoło. Czy nie wie, jakie to niebezpieczne?
- Wątpię.
- Co z Belgarathem? - spytał Silk.
- Jego serce nadal mocno bije - odrzekła Polgara. - Jest jednak kompletnie wyczerpany. Ta walka o mało go nie uśmierciła.
Rozległ się długi, przeciągły jęk i wstrząsy ustały. Cisza, która zapanowała w jaskiniach, aż dźwięczała w uszach.
- Czy to już koniec? - Durnik rozejrzał się nerwowo.