Jezuityzm to nie zakon, to formacja umys³owa - to zasadnicza nieszczeroœæ w
ca³ym naszym kulturalnym ¿yciu. Europa pragnie u¿ywaæ swej w³asnej kultury,
ale nie chce siê uznaæ odpowiedzialn¹ za jej wytwarzanie. Kultura wytwarza siê
w jakiejœ grzesznej, potêpionej dziedzinie przez skazanych na do¿ywotnie
galery potomków Kaina; potomstwo Abla u¿ywa tylko owoców, sk³ada z nich ofiary
i co najwy¿ej gotowe jest stwarzaj¹cym ca³e jego snuj¹ce siê poprzez wieki
k³amstwa ¿ycie - Cyklopom dobrotliwie wybaczyæ. Ostatecznie w obliczu tego
œwiata, który milczy ale przenigdy nie k³amie - k³amstwo nie mo¿e trwaæ samo
przez siê, musi istnieæ dŸwigaj¹ca je prawda. Jest wiêc ona i ¿yje w cielsku
naszej starej Europy: nie móg³by bez niej istnieæ d³ugo i sam jezuityzm, - ale
tragedi¹ jest, ¿e on, on sam jeden tylko, on wielokszta³tny i poprzez
wielorakie formy wci¹¿ niezmienny - jest reprezentantem œwiadomego ¿ycia, ¿e
ludzkoœæ w³asn¹ sw¹ prawdê w formie k³amstwa otrzymuje, jako kordia³ i
powietrze do oddychania.
U nas w Polsce taki stosunek do œwiata kultury jakby istnia³ on sam przez siê,
a nasze ja mia³o co najwy¿ej znaleŸæ do niego dostêp - dos³u¿yæ siê, dopoœciæ,
dor¹baæ, dok³aniaæ, docierpieæ - tkwi g³êbokimi korzeniami w naszym
historycznym ¿yciu. Rycerz nie wytwarza œwiata: on go - co najwy¿ej broni - a
potem w promieniu swego miecza uwa¿a za dzie³o swoje. Byliœmy "przedmurzem"
Europy. Poza naszymi plecami snu³a ona swoje pracowite dzie³o: broniliœmy go.
Rycerz uwa¿a mêstwo za si³ê dŸwigaj¹c¹ go w œwiecie: ono stwarza. Miecz
przecina wêz³y - nie zmusi miê nikt, abym z ¿ycia, które os³aniam, przyjmowa³
wiêcej, ni¿ chcê. Co nie po mojej woli - odr¹biê. I pierwsz¹ z historycznych
form psyche polskiej - by³a wsparta na sobie, nie znaj¹ca przyrody, prawa,
nauki, pracy, - odwaga. Rycerz temu samemu ulega z³udzeniu, co i nie znaj¹cy
œwiata ani historii - syn bo¿y: - nie stwarza on ¿ycia, on je os³ania - a ono
w myœl w³asnych swoich praw siê toczy i na mogile jego w³asny swój, nie znany
mu œwiat wznosi. Od wspólnoœci ze œwiatem kultury i pracy myœl polska siê
przede wszystkim heroicznym czynem odr¹ba³a. Warneñczyk, Zawisza, ¯ó³kiewski,
Jan III. s¹ wytycznymi postaciami tego dramatu. Król Duch dziejów polskich od
XVII. wieku zwa³ siê ju¿ w Europie Don Kichotem. W innym miejscu mia³em ju¿
sposobnoœæ zauwa¿yæ, jak niezbêdnie siê dope³niaj¹ rycerz i kap³an. Ku
Aleksandrowi Borgia, ku nastêpcom maga Symona sz³y z Polski œmiertelne
przysiêgi, krwawe zapamiêtania. Zbyt bolesna to sprawa. Polskie rycerstwo
sta³o siê polskim ziemiañstwem: "karmi³o œwiat". Pot poddanych z³otym ziarnem
ku Gdañskowi p³yn¹³ galarami po Wiœle. Zwi¹zek z twórczym ¿yciem nie stawa³
siê przez to istotniejszym. Szlachta obrasta w dobrobyt: swoje istnienie w
naturze, twardej pracy jedynie podleg³ej przypisywa³a wci¹¿ walecznoœci swej,
wierze,z³otym wolnoœciom wreszcie. Polski indywidualizm! Przestañmy ju¿ gadaæ
o tym. Polski indywidualizm to tylko polskie odosobnienie, to tylko polska
wbrew wszystkiemu, co wygodê chwili zam¹c¹, - uparta samowola. Siedz¹c na
t³ustym po³ciu ziemi, - szlachcic ufa³ swojej szabli, pyskatoœci swej i
sprytowi. Rozum, jako konstrukcja w³adaj¹cych przyrod¹ urz¹dzeñ, - by³ mu
niepotrzebny. Nie wchodzi³ w rachubê. By³ przyjmowany, jako rêkodajny, o ile
siê podoba³. Nie ma narodu tak ma³o poszanowania maj¹cego dla indywidualnoœci
twórczej, tward¹ prac¹ wykuwaj¹cej sobie rozumienie œwiata, w³adzê nad nim,
jak my w³aœnie. Ka¿dy gotów tu uznawaæ cudz¹ formê indywidualnego kaprysu,
byleby ogólna podstawa, ca³ej klasie wspólna beztroskliwa wygoda nie zosta³a
zagro¿ona. Odci¹wszy siê od œwiata, szlachcic polski zacz¹³ siê od niego
gruntownie odsypiaæ. Nullum nisi hungaricum i ojcowie jezuici skutecznie
pomagali. Kultura by³a zamorsk¹ nowink¹, czymœ, czym mo¿na w razie potrzeby
sobie i innym oczy æmiæ: nie by³a w³asnym, tu stwarzanym dzie³em. Polskie
nieszczêœcie sta³o siê now¹ postaci¹ izolacji; z jej wszystkich form powsta³
nasz dziwny, dwuznaczny do Europy stosunek: treœci¹ i podstaw¹ jest zawsze to,
¿e ¿yjemy w œwiecie ludzkiej historii i pracy, nie rozumiej¹c go, korzystaj¹c
z jego wyników, przystosowuj¹c siê zewnêtrznie do nich, lecz nie wzywaj¹c siê
weñ ca³¹ istot¹. To ca³a nasza tradycja historyczna sprawi³a, ¿e nie
odczuliœmy i nie odczuwamy ca³ego znaczenia tego pomniejszenia, jakiemu ¿ycie
nasze ulega nieustannie: - inne g³êbsze sposoby pojmowania ¿ycia byty w Polsce
zawsze dzie³em mniejszoœci, oddzielnych jednostek, którymi tradycja lubi siê
pyszniæ. Tradycje kszta³tuj¹ prze¿ycia dziejowe warstw kierowniczych:
pierwszym zaœ prze¿yciem historycznym, w którym wystêpowa³ u nas œwiadomie
nowoczesny na wytwórczoœci i prawie wyrastaj¹cym z niej oparty cz³owiek - by³a
akcja proletariatu polskiego w latach ostatnich. W poprzednich kryzysach
górowa³ typ, który z natury ju¿ musia³ szukaæ si³y Polski w tym, co by³o jej
tragizmem dziejowym: - w jej odosobnieniu od nowoczesnej, choæ bezwiednie, ale
niezaprzeczalnie kierowanej przez rozrost wytwórczoœci, tj. przez podbój
œwiata pozaludzkiego, ¿ywio³u przez cz³owieka - historii. Czy nie by³ ca³y
romantyzm polski heroiczn¹ i mêczeñsk¹ prób¹ przewartoœciowania tego
odosobnienia w twórcz¹, dominuj¹c¹ si³ê, przeskoczenia duchem historii,
ekonomii, prawa przyrody?
Z drugiej strony, jak opornie i powoli przedostaje siê tu do tradycji ka¿dy
okruch pracy dokonanej przez reprezentuj¹c¹ nowoczesnoœæ mniejszoœæ. Jak
prêdko w ostatnim okresie Wokulski sta³ siê Po³anieckim, który i na organizmie
nowoczesnego ekonomicznego ¿ycia umie zbudowaæ swoj¹ izolowan¹ od wszystkiego,
"nieprzemakaln¹" wobec kultury rodzinê. Fatalne s³owo wyrzek³ Sienkiewicz w
tym tytule. Tak jest, atmosferê kulturaln¹, myœl dominuj¹c¹ wytwarza³ w tym
okresie Polak, prze¿ywaj¹c tê jedyn¹ sprawê, która pozosta³a w jego mocy: -
tworz¹c rodzinê. Ca³y œwiat poza tym faktem, to tylko pod³o¿e; ca³y œwiat
istotny zamyka³ siê w czterech œcianach buduj¹cej swoje szczêœcie i nie
pytaj¹cej, sk¹d ono idzie - rodziny Po³anieckich. Niepotrzebnymi sta³y siê
wszystkie skomplikowane myœli, niezrozumia³ymi zbyt potê¿ne uczucia; wszystko