..
”A jużci” - rzekł głos. - “Gwiazdy Supernowej, rzeczywiście! Była tam, mój poczciwcze, planeta w miarę rozwinięta, ociekająca, jako taka, niemałą ilością łez i krwi. Opuściliśmy na nią jednego ranka osiemset milionów Spełniarek Życzeń, aleśmy nie oddalili się jeszcze od niej i na tydzień światła, kiedy rozleciała się w drobny mak i rozlatuje do dnia dzisiejszego! Podobnie było z planetą Hominasów... czy mam ci o niej opowiedzieć?”
”Nie trzeba!” - burknął Klapaucjusz. - “Nie wierzę, aby nie dało się, w sposób przemyślny i przezorny, uszczęśliwiać!”
”Nie wierzysz? Co ja na to poradzę? Próbowaliśmy tego
sześćdziesiąt cztery tysiące pięćset trzynaście razy. Włosy wstają jeszcze na wszystkich posiadanych przeze mnie głowach, kiedy sobie przypomnę rezultaty. Wierzaj mi, żeśmy nie szczędzili trudu dla dobra innych!
Zbudowaliśmy specjalną aparaturę do zdalnej spektroskopii marzeń, wszelako pojmujesz chyba, że jeśli na jakiejś planecie szaleje wojna religijna i każda ze stron marzy o tym, aby wyrżnąć drugą, nie w tym widzieliśmy nasze zadanie, aby te życzenia po - spełniać! Chodziło tedy o to, żeby uszczęśliwiać, idei wyższego dobra nie naruszając. Ale to nie wszystko, albowiem większość cywilizacji kosmicznych w głębinach ducha życzy sobie rzeczy, do których nie śmie się jawnie przyznać, więc znów dylemat, czy pomagać im w tym, co one robią przez resztki wstydu i
przyzwoitości, czy też w spełnianiu skrytych rojeń? Wziąć by ot - choćby dwie dla przykładu: Demencytów i Amencytów; pierwsi, w stadium uczciwego średniowiecza, żywcem palili paktujących z diabłem rozpustników, a zwłaszcza rozpustnice, raz dlatego, że im zazdrościli uciech z szatanem zażytych, a dwa, że katować w aureoli wymiaru sprawiedliwości sprawiało im nadzwyczajną lubość. Amencyci znów w nic już, oprócz ciała własnego, nie wierzyli i maszynami mu dosładzali, lecz z powściągiem pewnym, nazywając to zajęcie rozrywką; mieli oni pudła szklane, do których wtłaczali różne gwałty, mordy, pożogi, powiększając sobie tylko apetyt ich oglądaniem. Opuściliśmy na ich planety deszcz urządzeń, które tak były obliczone, aby żądze zaspokajać bez szkody niczyjej, a to stwarzaną w sobie sztuczną rzeczywistością; za czym Demencyci w sześć, Amencyci zasię w pięć tygodni zachwycili się na śmierć, w głos wrzeszcząc ze szczęścia doznawanego! Czy o takie może metody chodzi ci, niedorozwinięta istoto?”
”Jesteś głupcem albo potworem!” - warknął Klapaucjusz, gdy ja już od zmysłów całkiem odchodziłem. - “Jak śmiesz chełpić się tak plugawymi czynami?”
”Ja się nimi nie chełpię, jak się z nich spowiadam” - odparł
spokojnie głos. - “Próbowaliśmy wszak, mówię, wszystkich kolejno sposobów. Obruszaliśmy na planety deszcze bogactw, potopy sytości i nadmiaru, paraliżując na nich wszelki wysiłek i pracę; dawaliśmy dobre rady, w zamian za które ogień otwierano do naszych kompotierów, to jest talerzy latających. Bo, zaprawdę, należałoby ducha przerobić pierwej w tych, których zamierza się uszczęśliwić”...
”Podobno możecie i to uczynić!” - zgrzytnął Klapaucjusz.
”Ależ możemy, pewno, że możemy! Ot, wziąć by choć sąsiadów
naszych, zamieszkujących ziemiopodobną, czyli ziemiowatą planetę, Antropanów! Zajmują się oni wychwindrzaniem i turbaczeniem głównie, a to z obawy przed prukwiarnią, która jest według nich poza bytem i czeka na grzeszników swoją paszczą wiecznymi płomieniami wysadzaną; naśladując zaś błogosławionych Cymbrabeliansów, rajskiego Łambudasa i unikając Ohydancji z jej Ohydansami, młodzieniec antropański staje się z wolna dzielniejszy, lepszy, szlachetniejszy, niż byli jego ośmioręcy przodkowie. Prawda, walczą Antropanowie z Bajoranami o prymat Dusu nad Musem, względnie Musu nad Dusem (gdyż są tu zdań sprzecznych), ale zauważ, że w takich wojnach ginie tylko ich część, podczas gdy ty chciałbyś, abym ja, wyrwawszy im z głów wszystką ich wiarę w
wychwindrzania, prukwiarnie i całą resztę, uczynił ich gotowymi do racjonalnego uszczęśliwienia. Lecz w ten sposób dokonałoby się morderstwo psychiczne, bo powstałe istoty nie byłyby już wszak ani Bajoranami, ani Antropanami; czyż tego nie rozumiesz?”
”Przesąd należy zastąpić wiedzą!” - rzekł twardo Klapaucjusz.
”Ależ oczywiście! Wszelako zważ, proszę, że żyje tam teraz około siedmiu milionów pokutników, którzy nieraz życie całe strawili na gwałceniu własnej natury, aby tym bliźnich od prukwiarni zbawić; jakże tedy wyjawię im w ciągu minut, i to tak, aby nie mieli już żadnych wątpliwości, że wszystko to było na nic i że zmarnowali całe życie na praktykach dokładnie bezużytecznych? Czyż to nie byłoby
okrucieństwem? Wiedza sama musi zastąpić przesąd, ale do tego
potrzebny jest czas. Weźmy tego garbusa, o którym mówiliśmy. Żyje w słodkiej ciemnocie, wierząc, iż garb jego pełni w dziele Stworzenia rolę aż kosmiczną. Gdy mu wyjaśnisz, że jest on skutkiem omyłki atomowej, tylko go unieszczęśliwisz. Wypadałoby zaraz mu go naprostować”...
”A pewno, że tak!” - palnął Klapaucjusz.