— Ale ja nie. . . nigdy. . . pod żadnym pozorem. . . — wyjęczał Flagit, starając się zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
— Ho-ho! Bardzo dobrze, sir. Byłby pan zaskoczony, jak ładnie wyglądają
nielicencjonowane wycieczki na skanerze wojerystycznej kontroli ruchu. W po-
rządku, gdzie jest ten sprzęt? — Miał oczywiście na myśli wielki transcendentalny hełm, w którym umieszczało się głowę jak w staroświeckiej suszarce do włosów
i który pozwalał skupić psychikę turysty na właściwym celu.
W tej chwili dowódca oddziału rewidującego jaskinię podszedł do kapitana,
zasalutował w skomplikowany, przepisowy sposób i wyciągnął infernitową sia-
teczkę.
— Znaleźliśmy tylko to, sir.
185
Dragnazzar wziął nakrycie głowy na pazur i przyjrzał mu się uważnie.
— A co to może być? — zwrócił się do Flagita.
— Eee. . . tego. Ehem, to jest koronkowa siatka na włosy — odparł demon
chytrze i spuścił wzrok.
— Koronkowa? Wyrabiasz koronkowe siatki na włosy? — Dragnazzarowi nie
udało się ukryć drwiącej nuty w głosie. — Kto by pomyślał, że taki duży mężczyzna interesuje się koronkami, co, chłopcy? Nie interesuje nas jednak, co robisz w zaciszu swojej nory. — Z trudem powstrzymał chichot. W jaskini rozległ się
szmer dezaprobaty, a kapitan odrzucił infernitową siatkę na podłogę, jakby zauważył na niej właśnie lśniącą kroplę zielonej flegmy. — Coś jeszcze? — zwrócił
się gniewnie do dowódcy oddziału.
— Cóż, w skrzyni na zapleczu znajduje się podejrzanie duża ilość tego, sir. —
Pokazał kilka banknotów stuszelągowych.
— Ha! Mamy cię, fałszerzu! — Dragnazzar spojrzał na banknoty i zmarkot-
niał. — Szelągi? Co to są szelągi?
— Ja. . . eee. . . wymyśliłem je. To do nowej gry planszowej, którą opracowuję, nazywa się, ten tego, „Mortropoly”, właśnie, „Mortropoly”! Chodzi się pionkiem wokół planszy i wykupuje najważniejsze ulice, a kiedy. . .
Dragnazzar wzniósł oczy ku niebu i zaklął.
— Coś jeszcze?
— Nie, sir!
— Ba! Tym razem ci się poszczęściło, koleś — warknął, owiewając gorącym
oddechem twarz Flagita. — Nie wiem, gdzie to ukryłeś, ale następnym razem cię dorwiemy! — Obrócił się i ruszył do drzwi. — Sprawdzimy tego drugiego!
Flagit zatrzasnął za nimi drzwi i roztrzęsiony zwalił się na krzesło. Nie miał
wątpliwości, że tylko wielkiemu szczęściu zawdzięcza uniknięcie problemów.
Mały włos dzielił go od wpadki, tylko od jakiej. . .
* * *
Splątane pukle bezbarwnych włosów spływały po nagich ramionach przywią-
zanej do łóżka nastolatki. Wiła się i parskała, ze złością napierając na więzy.
— Ile czasu masz zamiar jeszcze zmarnować? — wychrypiała, dysząc z wy-
siłku. — Nie mam całego dnia. — Zamrugała oczami ukrytymi za trzycalowymi
kruczoczarnymi rzęsami i wydęła wargi. Gdyby mogła jeszcze założyć rękę na
rękę i tupnąć nóżką w podłogę, na pewno osiągnęłaby swój cel.
Stojący przy drzwiach mężczyzna w habicie odwrócił wzrok od tasiemek jej
bielizny i wymamrotał szybko dziesięć różańców. „Co zatrzymuje generała Syno-
186
da? Powinien już tu być.”
— Nie robię tego dla zabawy — fuknęła dziewczyna. — Myślisz, że bawi
mnie bycie przywiązaną do łóżka? No to wiedz, że. . . Ach, w końcu! — prze-
rwała, kiedy generał Synod wpadł przez drzwi i zaczął przygotowywać się do
kolejnych egzorcyzmów.
— Słuchaj, jak już próbowałem ci powiedzieć ostatnim razem, zanim mnie tak
bezczelnie wyegzorcyz. . .
— Zamknij się! — warknął generał.
— Proszę, proszę, jacy jesteśmy uprzejmi. . .
— Kreaturo z piekła rodem — zaczął generał, włączając sztormowe kadzideł-
ko. — Udręczony potworze z otchłani. Zostałeś przyłapany. . .
— Tak, tak. Już to przerabialiśmy. Swoją drogą, jak się miewa Emilia?
— . . . na nielegalnym przebywaniu w zajętej już duszy, tym samym dopuści-
łeś się przestępstwa polegającego na złamaniu podpunktu. . . — ciągnął Synod, sprawdzając ciśnienie w Działku na Wodę Święconą DOBRAWA 966.
— Nie musisz używać siły. Obiecaj mi, że przekażesz coś Papie Jerzowi,
a ja. . .
— Nie negocjuję z piekielnymi bestiami! — zagrzmiał Synod, strzelając pie-
kącą strugą Wody Święconej.
— Grrr! Nawet jeśli próbuję wam pomóc?
— Ha, pomóc?! Nawet nie znasz znaczenia tego słowa! — Generał położył na
brzuchu dziewczyny ozdobny krucyfiks, nie zwracając uwagi na jej obfity biust.
— Wspieranie kogoś fizycznie lub moralnie, pomaganie komuś. Czynności
mające na celu. . .