Każdy jest innym i nikt sobą samym.


– Możesz już nie grać. Wszystko mi powiedział.
– Kto?!
Po jego twarzy przemknął pobłażliwy uśmieszek.
– Paradne! Dużo można o tobie powiedzieć, ale nie miałem pojęcia, że jesteś takich
cholernym tchórzem.
– I ty to mówisz!
Umilkł. Zorientowała się, że trafiła celnie i znów ma przewagę. Ale jak długo? Co wolno
jej wiedzieć, a czego nie? Nie powinna nic wiedzieć o Lindzie, choć to jej jedyna obrona. Ale
teraz starannie obmyślany plan się rozsypał i pozmieniała się kolejność. Wszystko mogło się
obrócić przeciwko niej.
– Kto i co ci powiedział?
– Przestań, Eva. Już wiem, nie musisz dłużej grać. Wprowadzi się tutaj, kiedy mnie
wyrzucisz?
– Co ty bredzisz? Kto się wprowadzi?
Gwałtownym ruchem zrzucił ze stołu ceramiczny półmisek z owocami. Jabłka i
pomarańcze toczyły się po deskach podłogi, uciekając przed ostrymi odłamkami.
Ruszył do sypialni.
Ona za nim.
– Odpowiedz, zamiast się odszczekiwać! To chyba nie wina półmiska, że nie potrafisz
odpowiedzieć?!
Otworzył górną szufladę komody i zaczął grzebać w jej bieliźnie.
– Co ty wyprawiasz?
– Gdzie to jest?
– Co?
– Twój nowy śliczny pamiętnik.
– Chcesz go z powrotem?
Znieruchomiał i gapił się na nią.
– Dałabyś, do cholery, spokój! Wyjąłem go i położyłem na łóżku. Widziałem i pamiętnik,
i ten obrzydliwy kosmyk kłaków. Ile on ma właściwie lat? Czy wymieniliście się tabliczkami
identyfikacyjnymi z oddziału dla noworodków? Uroczo byś wyglądała z malutkim złotym
Andersem na szyi.
Podniósł czarny koronkowy biustonosz i pomachał jej przed nosem.
– Przypuszczam, że dostaje ataku chcicy, kiedy go masz na sobie, chociaż trudno to
zrozumieć.
Oniemiała. Czyżby postradał zmysły? Zatrzasnął szufladę i wyszedł. Dogoniła go w
drzwiach salonu, gdzie nagle przystanął.
– Jesteś naprawdę chora na głowę.
Powiedział to z przekonaniem, jakby rzeczywiście tak myślał. Powędrowała za jego
spojrzeniem. Na ławie koło kanapy stał wazon z zielonymi łodygami. Pąki kwiatów zniknęły.
Teraz ona prychnęła.
– Daremny trud. Mogłeś sobie tego oszczędzić, i tak ich nie chciałam.
Odwrócił głowę i popatrzył na nią z taką miną, jakby kompletnie oszalała.
Znów odezwał się telefon. Żadne nie wykonało najmniejszego ruchu. Dzwonki
wybrzmiewały jeden po drugim, stali jak wmurowani.
– Niech dzwoni.
Natychmiast ruszył do kuchni, żeby odebrać. Jakby jej słowa były dla niego rozkazem.
– Halo?
Potem zaległa cisza. Trwała tak długo, że zajrzała do kuchni. Znieruchomiał z otwartymi
ustami i wpatrywał się przed siebie. Słuchawka przy uchu.
– Jak ona się czuje? Gdzie jest?
Głęboki niepokój. Kilka miesięcy temu jego mama przeszła operację wszczepienia
bajpasów. Może znowu jej stan się pogorszył.
Powoli odwrócił głowę i popatrzył na nią. Przyszpilił ją spojrzeniem tak pogardliwym i
nienawistnym, że się przelękła. Nie odrywając od niej wzroku, podjął rozmowę.
– Sama możesz jej to powiedzieć.
Wyciągnął ku niej telefon.
– Kto to?
Milczał. I nienawidził.
Powoli podeszła. Dojmujące uczucie zagrożenia. Nie przestał się w nią wpatrywać, kiedy
podniosła słuchawkę do ucha.
– Halo?
– Mówi Kerstin Evertsson z przedszkola Stok.
Formalnie i bezosobowo. Ktoś, kogo nie zna. Albo ktoś, kto jej nie chciał znać.
– A, cześć!
– Od razu przejdę do rzeczy. Właśnie powiedziałam twojemu mężowi, że wiem o jego
romansie z Lindą Persson, który się wczoraj zakończył. Powiedziałam mu również, że Asa