Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Odwrócił się wiec do łącznościowca i polecił: - Prze­słać następny komunikat. - Zaś pod adresem swoich doradców rzucił: - Fowler to pyszałek, którego gubi własna pycha, ale na pewno nie jest durniem. Katastrofa musiała nim dobrze potrząsnąć. Musimy go uspoko­ić, ugłaskać. Jeżeli zachowa zimną krew, będzie miał dosyć zdrowego rozsądku, żeby opanować sytuację.
- Prezydencie - odezwał się Gołowko, który dopiero co przybył do ośrodka dowodzenia. - Myślę, że popełniacie błąd.
- Co takiego? - zdumiał się Narmonow.
- Moim zdaniem, nie wolno przykrawać depesz do własnego wyobra­żenia o tym, kim jest Fowler, jaki ma charakter czy jak rozumuje. Ludzie bardzo się zmieniają, kiedy ich przyprzeć do muru. Może być i tak, że rozmawiacie z kimś zupełnie innym niż człowiek, z którym się spotykali­ście w Rzymie.
Radziecki prezydent zbył machnięciem ręki pomysły Gołowki.
- Bzdury mi tu opowiadacie. Tacy ludzie nigdy się nie zmieniają. Sam mam ich pełno wokół siebie. Całe życie musiałem się szamotać z takimi samymi typami, jak Fowler.
 
PREZYDENCIE FOWLER:
JEŻELI WYBUCH BYŁ RZECZYWIŚCIE ROZMYŚLNY, STANOWI ON ZBRODNIĘ BEZ PRECEDENSU W HISTORII LUDZKOŚCI. JAKI SZALE­NIEC POWAŻYŁBY SIĘ NA TEN CZYN I W JAKIM CELU? PODOBNE DZIAŁANIA ŁATWO MOGĄ DOPROWADZIĆ DO KATASTROFY NA GLO­BALNĄ SKALĘ. MUSI PAN UWIERZYĆ, ŻE ZWIĄZEK RADZIECKI NIE MA Z TYM ODRAŻAJĄCYM AKTEM NIC WSPÓLNEGO.
 
- Widzisz, Robercie? Za szybko! - skomentowała tekst Liz Elliot. - I co to znaczy, “musi pan uwierzyć”? Co ten facet próbuje nam przez to powiedzieć?
- Elizabeth, posuwasz się za daleko w tych domysłach.
- Nieprawda! Robercie, te depesze są ukartowane z góry! Narmonow za szybko odpowiada. Musiał grubo przedtem przygotować sobie teksty, a to coś znaczy.
- Co na przykład?
- To, że my też mieliśmy być na tym meczu! Mnie się wydaje, Rober­cie, że te komunikaty są pisane pod kogoś innego - chyba pod Durlinga. Nie pomyślałeś, że bomba miała zabić nie tylko Dennisa i Brenta, ale i ciebie?
- Nie wolno mi o tym myśleć, mówiłem ci! - przerwał Fowler ze złością, lecz zamilkł i wziął głęboki oddech. Powtarzał sobie, że nie wolno się denerwować, trzeba zachować spokój. - Zrozum, Elizabeth...
- Musisz o tym pomyśleć! Musisz dopuścić do siebie taką możliwość, bo jeżeli był to zaplanowany zamach, możemy zrozumieć to, co się zaczę­ło dziać potem.
- Doktor Elliot ma rację - powiedział do słuchawki dowódca obrony powietrznej. - Panie prezydencie, ma pan całkowitą rację, dystansując się emocjonalnie od wybuchu, ale musi pan rozważyć wszystkie możliwe aspekty sytuacji operacyjnej.
- Muszę się z tym zgodzić - poparł szefa NORAD-u dowódca sił stra­tegicznych.
- Co mam w takim razie zrobić? - zapytał Fowler.
- Ja też nie wierzę w bajeczki typu “musi pan uwierzyć” - oznajmił Borstein. - Nie zaszkodziłoby dać Moskwie do zrozumienia, że jesteśmy gotowi się bronić.
- Właśnie - ucieszył się generał Fremont. - Narmonow i tak o tym wie, jeżeli jego sztabowcy są cokolwiek warci. - A co zrobimy, jeżeli nasze pogotowie uznają za prowokację?
- Nic podobnego - uspokoił prezydenta dowódca NORAD-u. - Każdy by tak postąpił w naszym położeniu. Sztab sił zbrojnych Narmonowa to prawdziwi fachowcy.
Słysząc tę uwagę doktor Elliot zakręciła się nerwowo, co nie uszło uwagi Fowlera.
- Zgoda, powiadomię go, że podnieśliśmy siły w stan pogotowia, ale że nie mamy żadnych wrogich zamiarów.
 
PREZYDENCIE NARMONOW:
NIE MAMY PODSTAW, BY DOSZUKIWAĆ SIĘ RADZIECKIEGO UDZIA­ŁU W TRAGEDII. MUSIMY JEDNAK DZIAŁAĆ Z ROZWAGĄ, PADLIŚMY OFIARA PODŁEGO ATAKU, MUSIMY WIĘC ZABEZPIECZYĆ SIĘ PRZED NOWYMI AKTAMI AGRESJI. DLATEGO TEŻ POSTAWIŁEM W STAN POGOTOWIA SWOJE SIŁY ZBROJNE. KROK TEN JEST PONAD­TO NIEZBĘDNY GWOLI ZACHOWANIA PORZĄDKU PUBLICZNEGO I UŁATWI AKCJĘ RATUNKOWA. OSOBIŚCIE RĘCZĘ PANU, ŻE BEZ WYRAŹNYCH PRZYCZYN NIE PODEJMIEMY ŻADNYCH KROKÓW OFENSYWNYCH.
 
- Ależ mnie uspokoił - skwitował to cierpko Narmonow. - Ładnie, że powiadomili nas o pogotowiu bojowym.

Tematy