Przychodząc znów do baru liczył, że sprawy potoczą się tak jak za pierwszym razem, bez krępujących wstępów i uwodzenia. Domena stosunków intymnych długo pozostawała dla niego nieznana, stąd gdy pożądał jakiejś kobiety, czuł się trochę nieswojo, ponieważ najczęściej pragnął jedynie miłości fizycznej, aby zaraz potem wrócić do swej samotności bez zobowiązań, by nie musieć kłamać ani grać w żadną grę. Pomimo skrupułów moralnych czasem korzystał z usług prostytutek przechadzających się po nabrzeżu i całkowicie mu to odpowiadało. Z Sonią jednak czuł się tak dobrze, że rozważał możliwość - a dlaczegóż by nie - regularnych spotkań.
Może lepiej się stało, że jej nie ma - pomyślał uświadamiając sobie nagle, jak bardzo jest zmęczony. Czuł, że głowa mu ciąży, a w okolicach karku rodzi się ból, któremu towarzyszy ogromne znużenie, do tego sala zdawała się kołysać, toteż przycisnął plecy do oparcia krzesła, żeby nie stracić równowagi. Coś jakby gęsta mgła wypełniła każdy zakątek baru, a Iwanowi przeszył plecy niemiły dreszcz.
Odłożył książkę, przetarł oczy i już miał dopić piwo i wyjść, gdy trzaskając drzwiami do baru wkroczył jakiś nieznajomy i skierował się prosto do jego stolika. Był to wysoki, najwyżej czterdziestoletni mężczyzna o bardzo krótko przystrzyżonych włosach, kościsty, o wyglądzie osiłka. Jego ubranie było czyste, dobrej jakości, ale sprawiał wrażenie niezręczności i braku elegancji, jakby miał je na sobie po raz pierwszy.
Iwan skrępowany odwrócił wzrok, żeby mężczyzna mógł zorientować się, że zaszła pomyłka, lecz ten entuzjastycznie zagadnął go:
- Co za miła niespodzianka! Toż to mój przyjaciel Sierow ukryty w tym ciemnym kącie. Iwan Sierow…
Stał nad nim uśmiechnięty, z wyciągniętą ręką, popatrując nań z widocznym zadowoleniem. Iwan coraz bardziej zmieszany nie rozpoznał nieznajomego, ale uniósł się nieco, żeby uścisnąć mu dłoń. Uścisk nieznajomego był szczery, mocny i odrobinę gwałtowny.
- Iwan Sierow we własnej osobie - podjął nieznajomy. - Mój drogi Iwanie, nie będzie ci przeszkadzało, że się do ciebie przysiądę? Doprawdy nie wiem, co sprawiło, że wszedłem do tego baru. I oto po tylu łatach spotykam cię w takiej spelunce. Jak leci, stary? Ciągle jesteś pastorem?
Nieznajomy zadawał pytania bardzo pewny siebie, nie troszcząc się, czy otrzyma na nie odpowiedź, i rozglądał się przy tym badawczo po barze.
- Przyznaję, że to właściwe miejsce dla ciebie, Iwanie. Trudno byłoby znaleźć coś bardziej ponurego. To co, zamówimy jeszcze po piwku? I szkocką? W końcu mamy tyle wspólnych wspomnień, nieprawdaż?
Potem spoglądając mu prosto w twarz, nieznajomy powiedział rozbawiony:
- Cóż to, szelmo, nie poznajesz mnie? Ależ, Iwanie, to ja!
- Wybaczy pan, jestem w szoku - wykrztusił w końcu Iwan. - Nie, naprawdę nie przypominam sobie pana. Jak pańska godność?
- Spójrz na mnie, Iwanie, nie rób takiej miny. Nie mogłeś do tego stopnia stracić głowy. Toż to ja… Włosy mam lekko przerzedzone, a na dodatek zgoliłem brodę… ale mimo wszystko, Iwanie, To ja, Lucjan…
- Lucjan? - powtórzył Iwan, desperacko usiłując sobie przypomnieć, czy znał kiedyś jakiegoś Lucjana. Był coraz bardziej zmieszany.
- Dam ci wskazówkę, skoro pamięć ci szwankuje, ale najpierw piwo. Ze szkocką. - Znów pokręcił głową z niedowierzaniem. - Iwan Sierow… Jak zawsze pogrążony w teologicznych rozważaniach - dodał, dając znak kelnerce. - I jeszcze dwie szkockie! Bez lodu, jeśli łaska. Podwójne! Tak, tak, Iwan, na początek ja stawiam. Kiedy odzyskasz pamięć, przyjdzie czas, żebyś i ty postawił, przepraszając za swoją niegrzeczność. Iwan Sierow, syn Aleksandra i Karoliny, czyż nie tak? Jeśli się nie mylę, trzydziestodwuletni, ten sam, którego biały piesek Roma zginął pod kołami samochodu, kiedy mały Iwan, Wania, jak na ciebie wołali, miał mniej więcej dwanaście lat. Dobrze mówię?
Iwan uśmiechnął się zaskoczony i trochę mniej nieswój. Najwyraźniej nie było to nieporozumienie, choć w dalszym ciągu nie potrafił zidentyfikować siedzącego przed nim mężczyzny. Ze wstydu nie ośmielał się na niego spojrzeć.