Tadzio Sarnicki przyszedł tu w określonym celu, ale celu tego nie zdołał wyjawić... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Był synem Chlupa, nieślubnym, ale uznanym i zapisanym w rejestrach urzędu stanu cywilnego jako dziecko Haliny Sarnickiej i Seweryna Chlupa. Halusia Sarnicka wygłupiła się z Sewciem w bardzo młodych łatach i może nawet poślubiłaby go, chociaż żadne z nich nie było jeszcze pełnoletnie, gdyby nie wielkie nadzieje jej rodzonej ciotki. Halusia miała piękny głos, mogła i chciała śpiewać, ciotka, osoba światowa, obiecała zapewnić jej karierę, pod warunkiem jednakże unikania głupich więzów małżeńskich. Dziecko niech sobie urodzi, odda własnej matce na wychowanie, ciotka ją zaprosi do siebie, do Ameryki, i zrobi z niej wielka śpiewaczkę, a co jej tam taki Chlup. Ta perspektywa pociągnęła Halusię znacznie bardziej niż mariaż z Sewciem, który się zresztą zbytnio do niego nie palił, poszła na proponowaną kombinację i już widziała się w roli Marii Callas.
Ciotka część obietnic spełniła, mianowicie ściągnęła ją do Stanów Zjednoczonych, gdzie wyszło na jaw, że głos trzeba szkolić, a to kosztuje wielkie pieniądze. Bez szkolenia, proszę bardzo, Halusia może śpiewać po knajpach i kabaretach. Może by i śpiewała, gdyby nie wymagania dodatkowe, którym w najmniejszej mierze nie umiała sprostać. Wdzięku miała tyle co cielna krowa, wyszukany seks napełniał ją obrzydzeniem, do łóżka gotowa była pójść tylko w wypadku śmiertelnego zakochania, usiłujących ją spożytkować erotycznie szefów lała po mordzie, wrzeszcząc przy tym przeraźliwie, na uwodzicielską kurtyzanę nadawała się równie dobrze jak na arcybiskupa Canterbury i w ogóle była nie do życia. Wyrzucano ją zewsząd. Ciotka straciła wreszcie do niej cierpliwość i wydała ją za starszawego pastora angielskiego, bawiącego w Stanach chwilowo z okazji pogrzebu marnotrawnego brata. Pastor zabrał Halusię do Anglii, gdzie spiekała mu na chórze, kiedy zaś umarł, rozczarowana pieśniarka wróciła do kraju.
Szczęśliwie umarła także światowa ciotka i, mimo rozgoryczenia, obdarzyła nieudaną siostrzenicę spadkiem po sobie. Nie był to majątek potężny, ale wystarczający, żeby zapewnić byt trzem osobom, Halusi, jej matce i piętnastoletniemu już Tadziowi. Ponadto Chlup uczciwie płacił alimenty.
Przez piętnaście lat Tadzio chował się normalnie, u babci, od czasu do czasu widując się z ojcem i pozostając z nim w jak najlepszych stosunkach, mimo wstrętów ze strony pani Bogusi. Potem wróciła śpiewająca matka i zaczęła się polka. Przez tę całą karierę, upragnioną, ale obcą jej duszy i charakterowi, Halusia nieco zgłupiała i nabrała pańskich fum. Odremontowała gruntownie domek w Palenicy, czyniąc z niego wyjątkowe paskudztwo z wykuszami, wieżyczkami i arkadą przed wejściem, wprowadziła wewnątrz pełną cywilizację, kupiła sobie samochód i osiadła na laurach. Wychowywała syna.
Już po roku owdowiały hydraulik z sąsiedztwa ujrzał w niej cud urody i zdołał zawlec ją do ołtarza. Szczerze mówiąc, po raz pierwszy w życiu Halusia znalazła się na swoim miejscu. To było właśnie to, do czego się naprawdę nadawała, urodziła hydraulikowi dwoje dzieci i przekształciła się w normalną żonę, matkę i panią domu, a jeśli podśpiewywała sobie przy zmywaniu czy prasowaniu, każdy słuchał z przyjemnością, niekiedy nawet przystając pod jej oknem.
Wśród tych wszystkich dziwolągów Tadzio cudem jakimś nie dał się zwariować. Nie zbuntował się przy babci, nie rozwydrzył przy bogatej mamusi, nie wdał się w wojnę z hydraulikiem, nie uciekł z domu, nie udusił podstępnie przyrodniego rodzeństwa, skończył szkołę i poszedł na studia. Hydraulik o tyle wywarł na niego wpływ, że skończył instalacje sanitarne i świeżo podjął pracę w projektowaniu tychże. Mieszkał ciągle z mamusią w budowli z wieżyczkami, gdzie, w obliczu podrastających młodszych dzieci i prawie dorosłej córki hydraulika z pierwszego małżeństwa, zaczynało być trochę ciasno, przeciętnie jeden pokój przypadał na jedną i pół osoby, Tadzio właściwie rezydował na strychu, inaczej bowiem dzieliłby komnatę z babcią, i gdyby się chciał ożenić, wybuchłyby kłopoty. Halusia w pierwszym szale rozrzutności wyzuła się z pieniędzy, hydraulik swój skromny domek musiał sprzedać i aczkolwiek teraźniejszość wciąż jeszcze wyglądała całkiem nieźle, to jednak przyszłość złotym blaskiem nie świeciła.

Tematy