- To dla nas wszystkich ostrzeżenie. Luke nie widzi tego, co ma przed oczami, bo uważa, że motywem mojego postępowania jest zawiedziona miłość i żądza zemsty. Właśnie na takim poziomie rozumuje... Nigdy nie przyjdzie mu do głowy, że dążę do przekazania Sithowi władzy nad galaktyką, i że w porównaniu z tym celem sprawy osobiste nie mają absolutnie
żadnego znaczenia.
- Uczyłaś mnie, że Sithowie stają się silniejsi poprzez gniew i silne emocje - przypomniał
Solo.
- Czym innym jest gniew, a czym innym poddawanie się gniewowi - wyjaśniła Lumiya. -
Kiedy skupiasz uwagę na szczegółach, zapominasz o całości. - Przez jej głowę przemknął cień wątpliwości, ale pomyślała, że poświęci temu później chwilę medytacji. - Dlaczego chcesz, żebym ściągnęła na siebie uwagę Mary?
- Trafiła w kwaterze głównej SGS na ślad i podąża nim, żeby cię odnaleźć - odparł Jacen. -
Postaraj się, żeby zajęła się czymś innym.
- Pozwolę jej się znaleźć - oznajmiła Lumiya. - To powinno rozwiązać twój problem. Czy
mógłbyś mi dać jakiś przedmiot, stanowiący własność Bena... coś, co by udowodniło Marze, że mogę go łatwo dosięgnąć, ale zarazem nie wskazywałoby na ciebie?
- Dam ci jego buty - zdecydował Solo. - Ben trzyma kilka par w zamykanej szafce, a Mara i tak podejrzewa, że masz wspólnika w SGS. - Spojrzał na nią i zmarszczył brwi, jakby czymś zaniepokojony, ale Lumiya nie wyczuła od niego żadnych emocji. - A jeżeli Mara cię
dopadnie?
- Mogę z nią wygrać, a gdybym nie zdołała... będziesz miał więcej czasu. - Lumiya ustawicznie analizowała motywy swojego postępowania. Chciała wiedzieć, czy nie ma żalu do Jacena za to, że pozostawił ją na pewną śmierć. - Już udowodniłeś, że możesz mnie spisać na straty. Żyję po to, żeby ci pomóc stać się Lordem Sithów, bo tylko to zapewni stabilność galaktyki. Większości istot zależy jedynie na tym, żeby żyć w spokoju, najeść się do syta, wydać jak najwięcej kredytów i unikać ciężkiej pracy. Cieszę się, że ja mogłam osiągnąć o wiele więcej... a wcześniej czy później wszyscy i tak umrzemy. Śmierć w służbie tak
chwalebnej sprawy jest zaszczytem.
Jacen uniósł głowę i długo na nią patrzył bez słowa. Lumiya była ciekawa, czyjej uczeń wie, że starożytne zasady są ważniejsze niż czyjeś krótkie życie. Musiał się przyzwyczaić do tej myśli. Lumiya wierzyła, że tak się stanie.
- Zamiast martwić się losem, jaki spotka Bena, pomyśl o dziedzictwie, jakie po sobie
pozostawisz - zaczęła. - Zadaj sobie pytanie, kto będzie wówczas pamiętał nazwisko Skywalker czy choćby Solo. Tu chodzi o los trylionów istot w ciągu wielu następnych tysiącleci... nie o jedną małą rodzinę żyjącą w ciągu kilku dekad.
Jacen wstał. Lumiya zauważyła, że nie widzi jej, chociaż na nią patrzy.
- Będę sobie to powtarzał - odezwał się w końcu. - Buty Bena na pewno zainteresują Marę.
- Chyba wykorzystam matczyne cierpienie i też podejdę do tego emocjonalnie - stwierdziła Lady Sithów. - Co zrobisz, kiedy Mara i Luke poznają prawdę o losie Bena i postanowią cię ścigać?
- Zastanowię się nad tym, kiedy będę musiał.
- To może się stać wcześniej, niż ci się wydaje - ostrzegła Lumiya. - Proponuję, żebyś był
zawsze odpowiednio uzbrojony.
- Mam całkiem przyzwoity arsenał - zapewnił Jacen. -1 będę gotów, kiedy nadejdzie właściwa chwila.
- Musisz myśleć o wszystkim - powiedziała łagodnie kobieta. - Luke może cię pokonać w
walce na świetlne miecze.
- Już w tej chwili wyprzedzam go o kilka kroków. Możesz mi zaufać.
Lumiya nie miała innego wyjścia. Od Jacena zależała przyszłość galaktyki. Jego panowanie miało oznaczać kres chaosu i początek ładu, ale - jak zawsze w takich sytuacjach - nie wszyscy ujrzą w nim zbawcę. Niektórzy nie zechcą się pogodzić z tym, co konieczne. Inni będą
próbowali go powstrzymać.
Lumiya zamierzała zrobić wszystko, żeby ułatwić mu zadanie... nawet gdyby miała to
przypłacić własnym życiem.
Coruscant, kwatera główna SGS, centrum monitorowania i podsłuchu
W drzwiach stanął kapitan Girdun, oświetlony przez blask padający z korytarza..
- Zaczynamy - oznajmił. - Niathal właśnie została mianowana tymczasowym przywódcą
Galaktycznego Sojuszu. Zaczyna pełnić obowiązki o północy.
Dyżurujący przy monitorach żołnierze odwrócili się i spojrzeli na niego. Ben wyjął malutką słuchawkę z ucha i starał się zrozumieć znaczenie tej informacji.
- Co się stało z Omasem? - zapytał.
- Na jeden dzień opuszcza swój gabinet.
- Och, sądziłem...
- Musiał dość nagle przekazać ster rządów w ręce Niathal, tylko na czas, kiedy nie będzie można się z nim skontaktować... sam wiesz, kody dowodzenia i tak dalej - wyjaśnił Girdun. -
Wiemy, kiedy odlatuje na Vulptera. Jutro.