Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Conan odetchnął z ulgą. Nabrał czystej, zimnej wody i niezdarnie unosząc głowę rannej, wlał kilka kropel między jej rozchylone wargi. Westchnęła, zakrztusiła się i oprzytomniaw­szy spojrzała na pochyloną nad nią twarz oczami podobnymi do czarnych diamentów, pełnymi lęku i niedowierzania.
- Kto?... Co się...? Nietoperze!
- Już ich nie ma, dziewczyno - powiedział ochryple Co­nan. - Nie ma się czego bać. Przybyłaś tu z Yaralet?
- Tak... tak... ale kim ty jesteś?
- Conan, Cymeryjczyk. Co ktoś taki, jak ty, robi na po­bojowisku? - dopytywał się barbarzyńca.
Jednak ona zdała się nie słyszeć. Zmarszczywszy czoło, sze­ptem powtarzała jego imię.
- Conan... Conan... Tak, to właśnie to imię! -- ze zdu­mieniem podniosła oczy ku jego brązowej od słońca i pozna­czonej bliznami twarzy. - To ciebie miałam odszukać. Jakie to dziwne, że właśnie ty mnie znalazłeś!
- A kto ci kazał mnie szukać, dziewczyno? - burknął podejrzliwie Conan.
- Jestem Hildico, Brythunka, niewolnica z domu Atalisa, jasnowidza, który mieszka w Yaralet. Wysłał mnie w tajemnicy, bym udała się między żołnierzy króla Yildiza, odszukała najem­nika z Cymerii zwanego Conanem i przywiodła go sekretnym przejściem do domu mojego pana, do miasta. Ty jesteś tym, którego szukam!
- Taak? A czego chce ode mnie twój pan?
- Tego nie wiem! Powiedział tylko, byś nie żywił obaw i ze możesz otrzymać wiele złota, jeżeli przyjdziesz.
- Złota, mówisz? - zamyślił się Cymeryjczyk.
W zadumie postawił dziewczynę na nogi, a gdy zachwiała się z osłabienia, objął muskularnym ramieniem jej smukła, gibką kibić.
- Tak powiedział. Jednak przybyłam tu zbyt późno i nie odnalazłam cię przed bitwą, więc ukryłam się w trzcinach na brzegu rzeki, a potem... te nietoperze! Nagle pojawiły się wszędzie, spadały z nieba, zabijały! Jeden jeździec uciekał przed nimi w trzciny i stratował mnie, nawet nie wiedząc...
- A co się z nim stało?
- Zginął - wzruszyła ramionami. - Nietoperz porwał go z siodła i wrzucił do rzeki. Koń mnie potrącił, chyba zemdlałam.
Podniosła drobną dłoń do rozciętego czoła.
- Miałaś szczęście, że cię nie zabito - mruknął Conan. - No, dziewczyno, odwiedzimy teraz twojego pana i dowie­my się, czego chce od Conana... i skąd zna moje imię!
- Pójdziesz? - zapytała Hildico bez tchu. Roześmiał się, po czym, wskoczywszy na czarną klacz, potężnym ramieniem podniósł dziewczynę i posadził przed sobą.
- Pójdę! Zostałem sam wśród wrogów, na obcej ziemi. Mój kontrakt wygasł z chwilą, gdy armia Bakry została roz­bita. Czemu miałbym nie spotkać się z człowiekiem, który wy­brał mnie spośród dziesięciu tysięcy innych i oferuje mi złoto?
Przez bród i pogrążoną w mroku równinę ruszyli w kierun­ku Yaralet, warowni Munthassem Chana. Serce Conana rado­wało się - jak zawsze, gdy jechał na spotkanie nowych przygód i niebezpieczeństw.
 
4
W domu Atalisa
 

Tematy