Każdy jest innym i nikt sobą samym.

To był kiedyś dom jej dziadków,
ale rodzice Jean przekształcili go w pensjonat. Gdy ustaliłeś z nią, że przyjeżdżasz, zadzwoniła
do mnie, ponieważ musiała wyjechać na ślub poza miasto.
- Ale ty tutaj nie mieszkasz?
- Nie, mieszkam w Rocky Mount. Byłeś tam kiedyś?
- Wiele razy. Przejeżdżałem tamtędy podczas podróży do Greenville.
Słysząc jego odpowiedź, Adrienne jeszcze raz pomyślała o adresie wpisanym do
formularza meldunkowego. Upiła łyk kawy i również postawiła swoją filiżankę na kolanach.
- Wiem, że to nie moja sprawa - powiedziała - ale czy mogę spytać, co cię tu przywiało?
Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz. Pytam ze zwykłej ciekawości.
Paul poprawił się w fotelu.
- Przyjechałem, żeby z kimś porozmawiać.
- Przebyłeś długą drogę, żeby odbyć tę rozmowę.
- Nie miałem wielkiego wyboru. Ten człowiek chciał spotkać się ze mną osobiście.
W jego głosie dało się słyszeć napięcie, dobiegał jak gdyby z oddali i przez chwilę Paul
wydawał się całkowicie zatopiony w myślach. W ciszy Adrienne słyszała łopot flagi na wietrze.
Paul odstawił filiżankę na stolik.
- Czym się zajmujesz? - spytał w końcu znowu ciepłym głosem. - Poza wyręczaniem
przyjaciółek w zajmowaniu się pensjonatem?
- Pracuję w bibliotece publicznej.
- Naprawdę?
- Czyżbym słyszała w twoim głosie zdziwienie?
- Bo chyba jestem zaskoczony. Spodziewałem się całkiem innej odpowiedzi.
- Na przykład?
- Szczerze mówiąc, nie bardzo wiem. Ale nie pomyślałbym, że możesz być bibliotekarką.
Nie wyglądasz na osobę dość starą, żeby trudnić się tym zajęciem. Tam gdzie mieszkam,
wszystkie były po sześćdziesiątce.
Adrienne uśmiechnęła się.
- Jestem na niepełnym etacie. Mam trójkę dzieci, toteż muszę być również mamą.
- W jakim wieku?
- Osiemnaście, siedemnaście i piętnaście.
- Dużo masz przy nich roboty?
- Nie, nie bardzo. Dopóki wstaję o piątej i nie kładę się spać przed północą, jest całkiem
nieźle.
Paul roześmiał się cicho i Adrienne poczuła, że zaczyna się rozluźniać.
- A ty? Masz dzieci?
- Jedno. Syna. - Spuścił na chwilę wzrok, ale zaraz spojrzał na nią znowu. - Jest lekarzem
w Ekwadorze.
- Mieszka tam?
- Przejściowo. Od dwóch lat pracuje jako ochotnik w klinice w pobliżu Esmeraldas.
- Musisz być z niego dumny.
- Jestem. - Umilkł. - Lecz szczerze mówiąc, odziedziczył dobre cechy po mojej żonie. A
raczej, mojej byłej żonie. To zdecydowanie bardziej jej zasługa niż moja.
Uśmiechnęła się.
- Miło to słyszeć.
- Co?
- Że doceniasz jej zalety. Nawet po rozwodzie. Niewiele osób zdobywa się na to, żeby
mówić takie rzeczy po rozstaniu. Zwykle gdy ludzie opowiadają o swoich eks, wyciągają sprawy,
które się nie udały, albo skarżą się na zło doznane od tej osoby.
Paulowi przemknęło przez myśl przypuszczenie, że Adrienne mówi tak na podstawie
własnego doświadczenia.
- Opowiedz mi o swoich dzieciach, Adrienne. Jakie są ich ulubione zajęcia?
Podniosła znowu do ust filiżankę z kawą, myśląc, jak dziwnie brzmi jej imię w jego
ustach.
- Moje dzieci? No cóż, zacznijmy po kolei... Matt był pierwszym rozgrywającym w
drużynie futbolowej, a teraz przerzucił się na koszykówkę. Amanda uwielbia teatr i właśnie udało
jej się zdobyć rolę Marii w „West Side Story”. I jeszcze Dan... teraz również gra w koszykówkę,
ale w przyszłym roku ma zamiar zająć się zapaśnictwem. Trener zaczął namawiać go do tego
sportu, gdy zobaczył go zeszłego lata na obozie sportowym.
Paul uniósł brwi.
- Imponujące.
- Cóż mam powiedzieć? To wszystko sprawka ich matki - zażartowała Adrienne.
- Czemu mnie to nie dziwi?
- Oczywiście mówię o dobrych stronach - powiedziała z uśmiechem Adrienne. - Nie
wspominam o huśtawkach nastroju, różnym zachowaniu, dzikim bałaganie w pokojach,
ponieważ wtedy z pewnością pomyślałbyś sobie, że okropnie ich wychowuję.
Paul również się uśmiechnął.
- Nie sądzę. Myślę wyłącznie o tym, że masz przecież do czynienia z nastolatkami.
- Innymi słowy, próbujesz insynuować, że twój syn, odpowiedzialny lekarz, przeszedł
przez taki sam etap rozwoju, toteż nie powinnam tracić nadziei?
- Jestem pewien, że tak właśnie się zachowywał.
- Ale nie całkiem pewien?
- Szczerze mówiąc, nie. Nie poświęcałem mu tyle czasu, ile powinienem był. W pewnym
okresie mego życia za dużo pracowałem.
Adrienne czuła wyraźnie, że trudno było mu się do tego przyznać, i zaciekawiło ją,
dlaczego w ogóle o tym powiedział. Zanim jednak zdążyła zastanowić się głębiej, zadzwonił
telefon i oboje odwrócili się na jego dźwięk.
- Przepraszam - powiedziała, wstając z fotela. - Muszę odebrać.
Paul odprowadził ją wzrokiem. I tym razem nie uszło jego uwagi, że jest atrakcyjną
kobietą. Mimo kierunku praktyki lekarskiej, który podjął w późniejszych latach, zawsze mniej
interesowała go powierzchowność niż to, czego nie da się zobaczyć, a mianowicie życzliwość i
uczciwość, poczucie humoru i wrażliwość. Był przekonany, iż Adrienne ma wszystkie te cechy,
odnosił jednak wrażenie, że były przez długi czas niedoceniane, może nawet przez nią samą.
Zauważył, że siadając obole niego, była wyraźnie zdenerwowana, i uznał to za osobliwie
ujmujące. Bardzo często, zwłaszcza w jego specjalności, ludzie wyraźnie próbują imponować
innym, stworzyć wrażenie, że to, co mówią, jest słuszne, pochwalić się swoimi osiągnięciami.
Inni znowu rozwodzą się, jak gdyby dla nich rozmowa była jednokierunkową ulicą, a nie ma
nikogo bardziej nużącego od samochwały. Żadna z tych cech nie pasowała chyba do Adrienne.
Poza tym musiał przyznać, że miło było rozmawiać z kimś, kto go nie znał. W ciągu kilku