Pierwsze niebo nazywa siÄ™ "Wilon" - z tego nieba
obserwowani są ludzie. Powyżej "Wilon" znajduje się "Raqi'a" - tam są gwiazdy i planety.
Jeszcze wyżej jest "Szechaqim", a ponad nim kolejne niebiosa o nazwach "Zewul", "Ma'on" i
"Machon". I na koniec, nad "Machon", znajduje się najwyższe niebo - "Arawot". Tam właśnie
"przebywają serafiny, tam są też niebiańskie koła i cheruby. Ich ciała uczyniono z ognia i
wody, a jednak pozostają całością, albowiem woda nie gasi ognia, a ogień nie wsysa wody.
Anioły głoszą pochwałę Najświętszego, niech będzie błogosławione Jego imię. Lecz anioły
przebywają daleko od chwały Pana, oddalone są od Niego o trzydzieści sześć tysięcy mil i nie
widzą miejsca, gdzie przebywa Jego chwała". Oczywiście, słowa "mil" nie znajdujemy w
"tekście pierwotnym" - tę miarę wprowadził tłumacz w miejsce jakiejś niezrozumiałej
jednostki długości. Liczba "trzydzieści sześć tysięcy" pozostała nie zmieniona. Mimo to cała
opowieść nadal jest kuriozalna, albowiem w odniesieniu do wszystkich tych niebios podaje
się nie tylko miary długości, ale również odległości czasowe. Między poszczególnymi
niebiosami znajdują się "drabiny", a między nimi rozciągają się epoki liczące "pięćset
ziemskich lat podróży". Jeśli spojrzeć na tę informację przez nowoczesne okulary, odpowiada
to odległości 10 lat świetlnych przy prędkości wynoszącej 2% prędkości światła. Wszystkie
przytoczone przeze mnie powyżej przekazy figurują jako "mity i legendy", a te, jak wiadomo,
są całkowicie niewiarygodne. Zwyczajne "głupie bajeczki", jak określił je pogardliwie już
dwa stulecia temu teolog dr Eisenmenger (7 ). Typowe pójście na łatwiznę. Legenda jako
nieprawdziwa opowieść historyczna stanowi przeciwieństwo historii. W dodatku mity i
legendy całkowicie ignorują chronologiczny układ zdarzeń, nie troszcząc się ni w ząb o fakty
historyczne. Legenda to "ludowy wymysł i ludowa fantazja" (8 ), a jednak stanowi cenne
ogniwo między badaniem historii a nauką. Legenda bowiem uzupełnia historię, stara się
uzupełnić luki i rozjaśnić mroki. Legenda nie buduje na niczym i nawet jeśli jej podejście
oraz przedstawiane powiązania nie zgadzają się ze źródłami historycznymi, to jednak
pozostaje ona "religijną filozofią historii ludu". Już grecki geograf Strabon (ok. 63-26 przed
Chr.) - bądź co bądź autor siedemnastotomowego dzieła "Geographika" - stwierdzał sucho (9
): "Nie po homerycku jest opowiadać byle co, bez małego choćby ziarenka prawdy." Po
prostu legendy? Legenda powiększa to, co wielkie, zaczarowuje to, co zagadkowe i
przyozdabia swych bohaterów w mnóstwo elementów fantastycznych. A jednak nie jest tylko
wymyśloną kłamliwą opowieścią. Zawsze nawiązuje do osobistości historycznych i
prawdziwych zdarzeń. Często stara się zachować jako prawdę to, co niszczą historycy. Na
przykład, każdy Szwajcar zna legendę o Wilhelmie Tellu i zestrzeleniu przez niego jabłka.
Historycy pozbawili tę legendę czaru. Ale co to może obchodzić ludową wyobraźnię? W
jakiejś formie przecież ta historia z jabłkiem musiała się rozegrać. Koniec, kropka! W
dodatku legendy mają zasięg międzykontynentalny i to nie od dzisiaj. Tak było już przed
tysiącami lat. (Wskazywałem już w innym miejscu (10 ) na zdumiewające związki między
Biblią i mitami Indian środkowoamerykańskich.) Również w przypadku legend żydowskich
istnieje niezaprzeczalne - i łatwe do wykazania - pokrewieństwo z przekazami perskimi,