Larry nie powiedzia³ nic. Dan po³o¿y³ mu d³oñ na ramieniu i popatrzy³ jednym okiem,
bo drugie zaszczypa³o go od dymu.
- A przy okazji - rzek³ Dan. - S³ysza³em o twojej matce. Naprawdê mi przykro. By³a
piêkn¹ kobiet¹. Naprawdê piêkn¹.
- Tak, istotnie - potwierdzi³ Larry. - Jeszcze coœ?
- Utrzymujcie ³¹cznoœæ. Chcia³bym wiedzieæ, jak daleko wam do naszego ptaszka.
- Z ka¿dym dniem bli¿ej, Dan.
- Ale ¿adnych duchów, b³agam.
- Daj mi trochê swobody, a bêdziesz mia³ swoj¹ egzekucjê.
Z Dogmeatem spotka³ siê na Fisherman’s Wharf. Mg³a ju¿ ca³kiem opad³a i zatoka
b³yszcza³a w s³oñcu. Larry zaparkowa³ przy molo po¿yczonym samochodem, wysiad³ i
za³o¿y³ s³oneczne okulary. Dogmeat w kurtce i skórzanych spodniach siedz¹c na balustradzie
przypomina³ sêpa.
- Buongiorno, mon ami - powiedzia³ str¹caj¹c popió³ i wydychaj¹c dym z trawki.
- Dzieñ dobry, paplo - odpowiedzia³ Larry. - Jeœli nie za posiadanie, to mogê ciê
zgarn¹æ za zaœmiecanie.
- Oj, oj, pourquoi taki niewyrozumia³y? - zauwa¿y³ Dogmeat.
- Bo nie spodziewa³em siê, ¿e za ka¿dym razem, gdy skoñczymy nasze pogaduszki,
biegniesz do najbli¿szego telefonu i opowiadasz Fay Kuhn, o czym gadaliœmy, ot pourquoi.
- Daj spokój, muszê dorabiaæ na boku. Kiedyœ policja p³aci³a dobrze i regularnie.
Teraz musia³em nawi¹zaæ wspó³pracê z mediami.
- Kiedyœ twoje informacje by³y dobre i regularne.
Spacerowali wzd³u¿ molo. Dogmeat stuka³ butami ze œciêtymi obcasami. Na turystów
by³o jeszcze za wczeœnie, chocia¿ wia³ ju¿ ciep³y wiatr i w zatoce zrobi³o siê bardzo
przyjemnie. Larry przechyli³ siê przez balustradê i obserwowa³ ³ódki ko³ysz¹ce siê na cumach
niczym kaczki.
- Dzisiaj mam coœ prima sort - powiedzia³ Dogmeat. - Ale muszê zobaczyæ JadŸkê
Gotówkê. Nawet artyœci maj¹ swoje wydatki. Œwiadczenia, trunki, struny do gitary, trawka.
Larry otworzy³ portfel i wyj¹³ trzy dwudziestki. Dogmeat obejrza³ je pod œwiat³o.
- Gliny wypuszczaj¹ wiêcej fa³szywej forsy ni¿ inni.
- No wiêc co z tym prima sort? - zapyta³ Larry.
- Rozmawia³em z Johnem de Villescasem, jest scenografem i twórc¹ masek w Curran
Theater. To dziwak... prawie z nikim nie rozmawia. Wierzy, ¿e s³owa s¹ cenne i nie nale¿y
ich trwoniæ. Mieszka w tym turret na Union Street. Nie jest peda³em, chocia¿ kiedyœ ktoœ mi
mówi³, ¿e czuje poci¹g do owiec, ale to chyba bajer. Owce s¹ ju¿ niemodne, a John zawsze
chodzi w awangardzie. Teraz, jeœli ju¿, by³aby mowa o lamach.
- Czy móg³byœ przejœæ do rzeczy? - zaproponowa³ Larry. - Mam tylko dwadzieœcia
minut.
- Jasne. Streszczaj¹c: w styczniu John zosta³ poproszony o zrobienie maski. By³o to
prywatne zamówienie, nie na scenê. Ale chodzi³o o tres, tres dziwn¹, czarn¹ maskê
przypominaj¹c¹ ogromnego chrz¹szcza z oczami i rogami. Facet zamówi³ j¹ telefonicznie, a
zaliczkê wys³a³ poczt¹. Hm... p³aci³ siedemset piêædziesi¹t dolarów, wiêc John nie móg³
odmówiæ. Du¿o wegetariañskiego ¿arcia by³oby za tyle forsy, n’est-ce pas?
- Sk¹d twój przyjaciel wiedzia³, o co dok³adnie tamtemu chodzi? - spyta³ Larry.
- Klient razem z pieniêdzmi przys³a³ rysunek.
Z uœmiechem na ustach Dogmeat wyci¹gn¹³ z kieszeni brudn¹ i pomiêt¹ jak psu z
gard³a wyjêt¹ kartkê papieru. Larry wzi¹³ j¹, roz³o¿y³ i spojrza³ na szczegó³owy rysunek
wielkiej istoty w czarnej pelerynie i z czarn¹, rogat¹ g³ow¹ chrz¹szcza. Za postaci¹ jak robaki
wi³y siê setki nagich cia³, a zza chmury wygl¹da³o s³oñce.
Od razu wiedzia³, co to za istota. Nie potrzebowa³ spogl¹daæ na podpis: Beli Ja’al. Pan
K³amstwa.
- Dogmeat - westchn¹³. Rysunek powiewa³ na porannej bryzie. - Dogmeat, jesteœ
swego rodzaju geniuszem.
- A mo¿e geniusze warci s¹ zap³aty?
Larry skin¹³ i wrêczy³ mu dwie kolejne dwudziestki. Dogmeat ze zwyk³¹
skrupulatnoœci¹ sprawdzi³ banknoty.
- Pewnie zastanawiasz siê nieraz, co siê dzieje z zarekwirowanymi fa³szywymi
pieniêdzmi? Chyba nie palicie wszystkiego? Z pornografi¹ i trawk¹ to sarno, nie?
- Sk¹d wiedzia³eœ, ¿e mnie to zainteresuje? - zapyta³ Larry.
- A wiêc zainteresowa³o ciê?
- No pewnie. Pierwszy porz¹dny dowód na to, ¿e mi nie odbi³o.
- O co ci chodzi? - zapyta³ Dogmeat z przesadnym zainteresowaniem. - O z³apanie