Jeden z tych obiektów spłynął łagodnie nad dachami i wylądował u stóp Windle'a Poonsa, który wyszedł właśnie z Biblioteki... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Obiekt wciąż był trochę wilgotny i zapisany. A przynajmniej pokryty nieudaną próbą pisma. Przypominało te dziwne organiczne inskrypcje na kulach ze śniegiem - słowa stworzone przez coś, co zupełnie sobie nie radziło ze słowami.
 
Wyprzedaż! Okazja!! Przecena!!! Już jutro!!!
 
Windle dotarł do uniwersyteckiej bramy. Mijała go rzeka ludzi.
Znal swych współobywateli. Pójdą obejrzeć cokolwiek. Byli łakomi na wszystko, co zapisano z więcej niż jednym wykrzyknikiem na końcu.
Nagle poczuł, że ktoś go obserwuje. Obejrzał się.
Wózek przyglądał mu się z zaułka. Zaraz jednak wycofał się szybko i odjechał.
- Co się dzieje, panie Poons? - zapytała Ludmiła.
Było coś nierzeczywistego w twarzach przechodniów. Wszystkie miały wyraz niewzruszonej niecierpliwości.
Nie trzeba być magiem, żeby wiedzieć, że dzieje się coś niedobrego. A zmysły Windle'a jęczały jak dynamo.
Lupine skoczył za dryfującą w powietrzu kartką i przyniósł ją w pysku.
 
Gigantyczne obnizki!!!!!
 
Windle pokręcił głową. Pięć wykrzykników - pewna oznaka obłąkanego umysłu.
I wtedy usłyszał muzykę.
Lupine przysiadł na tylnych łapach i zawył.
 
W piwnicy pod domem pani Cake strach Schleppel znieruchomiał nad niedojedzonym trzecim szczurem. Zaczął nasłuchiwać. Potem dokończył posiłek i sięgnął po swoje drzwi.
 
Hrabia Arthur Winkings Nosfrontatu pracował przy krypcie. Osobiście mógłby żyć, ponownie żyć albo i nie żyć, cokolwiek właściwie powinien teraz robić, bez żadnej krypty. Ale krypta jest niezbędna. Doreen była bardzo stanowcza w tej kwestii.
Nadaje domowi styl, wyjaśniła. Koniecznie trzeba mieć kryptę i loch, inaczej reszta wampirzego towarzystwa będzie zadzierać zęby.
Kiedy człowiek zaczyna wampirzyc, nigdy go o tym nie uprzedzają. Nie mówią, że będzie musiał zbudować własną kryptę z tanich desek, kupionych w hurtowni materiałów budowlanych trolla Kreduły. Takie rzeczy zwykle się wampirom nie zdarzają, myślał Arthur. Nie prawdziwym wampirom, w każdym razie. Weź takiego hrabiego Jugulara, dla przykładu. Nie, taki typ jak on ma kogoś, kto to robi za niego. Kiedy wieśniacy przychodzą go spalić, nikt nie zobaczy, jak pan hrabia zbiega do bramy, żeby podnieść zwodzony most. O nie... On tylko mówi: Jgorze..." czy jak mu tam, Jgorze, idź załatw tę sphawę, już, już, już".
Ha. Oni też wywiesili ogłoszenie w biurze pośrednictwa pracy pana Keeble - już parę miesięcy temu. Nocleg, trzy posiłki dziennie, garb gwarantowany w miarę potrzeby. Nikt nawet nie zapytał. A ludzie stale powtarzają, że nie ma pracy. Szału można dostać.
Sięgnął po kolejną deskę i krzywiąc się, rozłożył miarkę.
Grzbiet go bolał po kopaniu fosy. To kolejna sprawa, o którą wampir z towarzystwa nie musi się martwić. Fosa należy do zawodu czy coś w tym rodzaju. I biegnie dookoła, bo inne wampiry nie mają przed domem ulicy, nie mają wciąż narzekającej pani Pivey, z jednej strony, i rodziny trolli, z którymi Doreen nie rozmawia, z drugiej. I w rezultacie inne wampiry nie kończą z fosą, która zwyczajnie przecina podwórze.
Arthur bez przerwy do niej wpadał.
No i jest jeszcze to gryzienie szyj młodych kobiet. A raczej go nie ma. Arthur zawsze był skłonny uznać cudzy punkt widzenia, ale nie miał żadnych wątpliwości, że młode kobiety wiążą się jakoś z wampirzeniem, cokolwiek mówiła na ten temat Doreen. Młode kobiety w powiewanych pinioarach. Arthur nie był całkiem pewien, co to są powiewane pinioary, ale czytał o nich i wiedział, że chciałby je zobaczyć, zanim umrze... czy cokolwiek się stanie.
Inne wampiry nie odkrywały nagle, że ich żony mówią przez V zamiast W i dodają H w każdym możliwym miejscu. Bo naturalne wampiry mówiły tak przez cały czas.
Arthur westchnÄ…Å‚.

Tematy